Przedziwny film, bo nie dość, że utrzymany w niemodnej już konwencji opowieści o szejkach, to jeszcze do pewnego momentu zabawny, a potem seksistowski i rasistowski.
W 1933 roku w Stanach Zjednoczonych zaszło sporo zmian, choć w istocie – co zakrawa na paradoks – zmieniło się niewiele. Największą gwiazdą radia został niespodziewanie Franklin Delano Roosevelt, który zdetronizował takie duety jak Amos i Andy czy Burns i Allen. Już tydzień po swoim zaprzysiężeniu – słynnym za sprawą twierdzenia, jakoby jedyną rzeczą, której powinni bać się Jankesi, jest sam strach – prezydent, mający piastować urząd przez kolejne dwanaście lat, zainaugurował tak zwane pogawędki przy kominku, na falach eteru dzieląc się z obywatelami sukcesami sprawowanych przez siebie rządów. Wdrożony przezeń Nowy Ład, czyli przyjęty w atmosferze konsensusu program reform, którego celem była walka ze skutkami Wielkiego Kryzysu, zaczął przynosić korzyści i podniósł morale społeczeństwa. Jego symbolem stała się Krajowa Administracja Odnowy (NRA), agencja federalna z niebieskim orłem w logo wyznaczona do uporządkowania sektora finansowego. Na poprawę nastrojów wpłynęło przypieczętowane przez uchwalenie XXI Poprawki do Konstytucji USA zniesienie prohibicji (tego roku ustawę zasadniczą zmodyfikowano ponadto, ratyfikując XX Poprawkę, która przemodelowała kadencje Kongresu i głowy państwa). Wyrób, sprzedaż i transport alkoholu – nie mówiąc o jego konsumpcji – znów były legalne, ale od grudnia. Sytuacja w Ameryce wyglądała jednak tragicznie, zwłaszcza na rynku pracy. Nim na powrót udało się pobudzić gospodarkę poprzez masowe zatrudnianie ludzi i organizowanie dużych projektów publicznych, bezrobocie dobiło do pułapu 25 procent. Niesprzyjająca koniunktura przyczyniła się do znacznego wzrostu przestępczości. To właśnie wtedy niejaki John Dillinger po raz pierwszy obrabował bank, a gazety – w tym wydawany od lutego „News-Week” – donosiły o wybrykach innych notorycznych gangsterów: Baby Face Nelsona, Pretty Boy Floyda, Barkera i Karpisa, Machine Gun Kelly’ego oraz Bonnie i Clyde’a. W marcu trzęsienie ziemi nawiedziło Long Beach w Kalifornii, które pochłonęło prawie sto dwadzieścia ofiar i wstrzymało produkcję w Fabryce Snów. W listopadzie przez Dakotę Południową przetoczyła się burza pyłowa, sygnalizując początek katastrofy klimatycznej stulecia. W Chicago otwarto wystawę światową pod nieco ironicznym hasłem „Wiek postępu”. Na tym samym etapie dziejów kanclerzem Niemiec został Adolf Hitler, Japonia wystąpiła z Ligi Narodów, a ze Związku Radzieckiego docierały informacje o Wielkim Głodzie. Izolacjonistyczna Ameryka tylko się przyglądała. Hollywood tymczasem dogorywało. Wprowadzone przez Roosevelta wakacje bankowe, które miały zapobiec dalszej panice, studiom odbiły się czkawką. Część z nich, zwłaszcza tych, które zainwestowały krocie w sieci kinoteatrów, a także systemy dźwiękowe, stanęła na skraju bankructwa. Niektóre objęto zarządem komisarycznym. Zbiornik z pieniędzmi wysechł. Baronowie cięli koszty, zmniejszając budżety filmów i płace etatowców. W odpowiedzi na poczynania hollywoodzkich moguli najpierw scenarzyści, a potem aktorzy zrzeszyli się w gildiach. Wprawdzie frekwencja nie spadła znacząco w porównaniu z poprzednim sezonem, ale sporo przybytków X muzy i tak zamykano. Dla równowagi w Camden w stanie New Jersey uruchomiono najwcześniejsze kino samochodowe. Na ekranach coraz częściej rządził eskapizm, choć ekonomiczna depresja też znajdowała na nich odzwierciedlenie.