Zawód: prawniczka
Urodzony w 1895 roku Edward Buzzell, a więc kolejny rówieśnik wynalazku braci Lumière, był gwiazdą Broadwayu, aktorem filmowym, wreszcie zaś – scenarzystą i reżyserem. Za kamerą zadebiutował w 1932 roku niepokazywanymi w Polsce utworami „The Big Timer”, „Hollywood Speaks” oraz „Virtue”. Niewyświetlane nad Wisłą było także „Dziecko Manhattanu” (1933). Jego piąty obraz trafił natomiast do warszawskich świątyń X muzy i narobił sporo szumu. Nic dziwnego. Wszak zrealizowana według skryptu Roberta Riskina i pod egidą Columbia Pictures „Kariera Anny Carver” (1933) to dzieło – przynajmniej przez godzinę czasu ekranowego (należy wyraźnie zaznaczyć, iż całość trwa zaledwie 68 minut!) – szalenie progresywne, może nawet wyprzedzające epokę, w jakiej powstało, w centrum akcji stawiające wyemancypowaną kobietę. Na łamach pisma „Dobry Wieczór! Kurier Czerwony” twierdzono wręcz, że to „przewrót w dziedzinie kinematografii”. Niestety – za wcześnie.
Problem z nim jest bowiem taki, że – jak zresztą często bywało w erze przedkodeksowej – w ostatnim akcie zaprzepaszczone zostają wszelkie zdobycze uprzednio wywalczone. Dalszy szkopuł tkwi w tym, że chwilę przed jego premierą do dystrybucji wszedł „King Kong” (reż. Merian C. Cooper, Ernest B. Schoedsack, 1933), inny dźwiękowiec z Fay Wray w roli głównej. Mało kogo interesowały losy niezależnej prawniczki, kiedy równolegle półnagą damę w opałach porywała wielka małpa.
Zakochani od studiów Ann Carver (Wray) i Bill Graham (platynowy blondyn Gene Raymond) biorą ślub. Ona, choć posiada dyplom jurystki, postanawia zająć się domem, by on – niegdyś gracz futbolu amerykańskiego – mógł się spełniać jako świeżo upieczony architekt. Dzięki przypadkowi Ann zwraca na siebie uwagę właścicieli renomowanej kancelarii adwokackiej. Panowie nie tylko ją zatrudniają, ale pozwalają jej prowadzić ważną dla biura sprawę, którą kobieta wygrywa. Wszystkie późniejsze procesy także kończą się zwycięstwami, co nie umyka mediom. Gdy Ann ląduje na czołówkach gazet, kariera Billa utyka w martwym punkcie, w konsekwencji czego małżonkowie oddalają się od siebie. Graham, zarabiając dużo mniej od żony, rzuca robotę kreślarza i – licząc na większe pieniądze – zatrudnia się w nocnym klubie jako szansonista.
Tam ma się ku niemu uzależniona od alkoholu Carole Rodgers (Claire Dodd), lecz Bill nigdy nie odwzajemnia jej uczuć. Nie mogąc poradzić sobie z nową sytuacją, mężczyzna wyprowadza się od Ann i wynajmuje maleńkie mieszkanie, gdzie pod jego nieobecność pijana Carole ginie tragicznie uduszona własnym naszyjnikiem. Prokuratura stawia Billowi zarzut morderstwa. Ann decyduje się go bronić, a w trakcie rozprawy dokonuje aktu samooskarżenia i wyznaje przed ławnikami, że to ona jest odpowiedzialna za moralną degradację męża, jednocześnie przekonując ich, by uniewinnili biedaczynę. Tak też się dzieje, zwłaszcza że nie ma twardych dowodów przeciwko pozwanemu. Ann i Bill schodzą się na powrót, a ona – zgodnie z tym, co obiecała w sądzie – zamyka praktykę i skupia się na sukcesie ukochanego.
W „Karierze Anny Carver”, podobnie skądinąd jak w „Weekendowym małżeństwie” (reż. Thornton Freeland, 1932), protagonistka – w tym przypadku z doktoratem na koncie! – spełnia się zawodowo, co równa się niemałym pieniądzom, które pozwalają na utrzymanie domu. Dla jej męża to stan rzeczy nie do zniesienia, tym bardziej że gdy on dostaje marną podwyżkę, ona wraca do mieszkania z czekiem opiewającym na zawrotną kwotę 5 tysięcy dolarów. Trwa pierwsza połowa lat trzydziestych. Patriarchat, zgodnie z którym faceci zarabiają i łożą na życie (o ile oczywiście ekonomiczna depresja nie pozbawiła ich źródeł dochodu), a kobiety pilnują rodzinnego ogniska, ma się bardzo dobrze.
Buzzell i Riskin wywracają ten porządek do góry nogami. Może i Bill nie musi doglądać gospodarstwa – od tego bohaterowie mają służbę (opłacaną zresztą przez Ann) – ale twórcy i tak lokują go w miejscu zajmowanym w tej epoce przez przedstawicielki płci żeńskiej, czyli kilka szczebli w społecznej hierarchii niżej, a to z kolei przyczynia się do tego, że mężczyzna popada w kompleksy. Niby cieszy się z sukcesu żony, ale przemawia przez niego zazdrość – wolałby osiągnąć jej pozycję. Gdy mu się nie udaje, zaczyna utyskiwać, że jest upokarzany i zaniedbywany, po czym wpada w alkoholizm. Gdyby tylko wiedział, że większość kobiet czuje się tak na co dzień…
Co innego pani Carver (rzeczą znamienną jest to, że po ślubie nie zmienia ona nazwiska). Twórcy przypisują jej cechy typowe dla ówczesnych samców alfa. Pal licho, że nosi spodnie (dosłownie!). Ann faktycznie zapomina chwilami o tym, że ma męża. Na pierwszym planie stawia siebie i swoją profesję. Billa – na dalszym. Sęk w tym, że jest dzięki temu szczęśliwa. Chyba aż za bardzo. Jako że to obraz zrobiony przez mężczyzn – w tym mizoginistycznego producenta Harry’ego Cohna – w finale skrzydła Ann zostają podcięte. Ogromna szkoda, że całość zamyka akt przywrócenia status quo. Główna bohaterka rezygnuje z wszystkiego, na co zapracowała. Nie może mieć i kariery, i rodziny. Musi wybrać. Nic dziwnego, że na łamach „Kina, Tygodnika Ilustrowanego” Stefania Heymanowa ze smutkiem konstatowała, że „film ma niedwuznaczną tendencję zmierzającą do zohydzenia kobietom pracy zawodowej, choćby i miały do niej powołanie i nieprzeciętne zdolności”.

Kariera Anny Carver (1933)
Ann Carver’s Profession
COLUMBIA PICTURES ● Reżyseria: Edward Buzzell ● Scenariusz: Robert Riskin ● Wykonawcy: Fay Wray, Gene Raymond, Claire Dodd, Jessie Ralph, Claude Gillingwater, Frank Albertson i Arthur Pierson.
📅 26 maja 1933 roku ● 68 minut