Gangster na emeryturze

Urodzony w 1893 roku Roy Del Ruth był dwudziestodwuletnim dziennikarzem, kiedy trafił pod skrzydła Macka Sennetta i zaczął pisać scenariusze oraz gagi dla produkowanych przezeń komedyjek. W momencie, gdy stuknęło mu ćwierć wieku, mógł się pochwalić realizacją szeregu krótkometrażówek z takimi komikami jak Ben Turpin, Billy Bevan czy Harry Langdon w rolach głównych. W połowie szalonej dekady, podobnie zresztą jak większość ówczesnych filmowców, przerzucił się na dzieła pełnospektaklowe. Działał szybko i efektywnie, dzięki czemu zwrócił na siebie uwagę studia Warner Bros., dla którego zrobił popularną „Brankę wodza” (1929) i jeszcze głośniejsze „Wesołe kobietki”, nim w 1931 roku władze wytwórni – wtedy z Darrylem F. Zanuckiem na czele – oddelegowały go do nakręcenia takich hitów jak „Sokół maltański” i „Blond szaleństwo”. Następnie zrobił świetne „Taxi!” (1932), a w dalszej kolejności znakomite „Wejście dla pracowników” (1933). Potem był mniej zadowalający „The Mind Reader” (1933). Wreszcie zaś – „Mały olbrzym” (1933), film wspaniale pogrywający sobie z konwencją będącą w tamtym czasie na topie, czyli z kinem gangsterskim. Oto Del Ruth powrócił do Sennettowskich korzeni.

Chicagowski rekieter Bugs Ahearn (Edward G. Robinson), obserwując uważnie wydarzenia przetaczające się przez kraj – łącznie z wygranymi przez Franklina Delano Roosevelta wyborami prezydenckimi – dochodzi do wniosku, że najwyższa pora przejść na emeryturę. Szumnie zapowiadane zniesienie prohibicji i tak oznacza koniec jego piwnego i nielegalnego, rzecz jasna, imperium. Spłaciwszy swych partnerów biznesowych, Bugs – w towarzystwie wiernego kompana Ala Danielsa (Russell Hopton) – wyrusza na Zachodnie Wybrzeże, by tam stać się częścią elity z Santa Barbara.

Pod kalifornijskim niebem zakochuje się w lwicy salonowej Polly Cass (Helen Vinson), która może i nie odwzajemnia jego uczucia, ale z całą pewnością ma chrapkę na zgromadzoną przezeń fortunę. By zaimponować śmietance towarzyskiej, Ahearn kupuje ogromną rezydencję, a do opieki nad nią zatrudnia Ruth Wayburn (Mary Astor), nie mając zielonego pojęcia, iż posiadłość należała niegdyś do jej rodziny. Polly przyjmuje oświadczyny mężczyzny, a on lokuje spory kapitał w firmę zarządzaną przez przyszłego teścia (Berton Churchill). Gdy na jaw wychodzi, kim w poprzednim wcieleniu był Bugs, Cassowie anulują zaręczyny, lecz ani myślą oddawać kryminaliście zainkasowane pieniądze. Nim uda im się nawiać do Europy, Ahearn skrzykuje dawnych kompanów, którzy przyjeżdżają do Santa Barbara, by w mniej lub bardziej cywilizowany sposób odzyskać forsę. Bugs z kolei, uporawszy się z problemami, dostrzega wreszcie, że on i Ruth są dla siebie stworzeni.

W „Drzwiach do piekła” (1930) Archiego Mayo – filmie gangsterskim, który już u zarania stawiał gatunek na głowie – grany przez Lew Ayresa boss mafijny kończy z bezprawiem, bo tego właśnie chce. W „Małym olbrzymie” Bugs robi to, bo musi. Niewykluczone, że wciąż funkcjonowałby w ramach półświatka, gdyby nie zachodzące w Ameryce zmiany (zakaz  wyrobu, sprzedaży i transportu alkoholu anulowano na mocy XXI Poprawki do Konstytucji Stanów Zjednoczonych, którą uchwalono w lutym, a ratyfikowano w grudniu 1933 roku). Na szczęście Ahearn był na nie przygotowany. Czuł pismo nosem, edukując się, inwestując w sztukę i aspirując do wyższych sfer. „Będę dżentelmenem” – ogłasza wszem wobec, a jak mówi, tak też robi. Pal licho, że brak mu ogłady. Liczą się chęci. Czy zależy mu na odpokutowaniu popełnionych grzechów? Niekoniecznie. Chodzi mu raczej o to, by uwolnić się od stresu („Nie ma nic przyjemnego w nieustannym zastanawianiu się, czy ktoś mnie zaraz nie kropnie!” – uzasadnia swoją decyzję) i egzystować na poziomie, na który zapracował sobie, warząc piwo. Czy jest choćby cień szansy, że uda mu się zerwać z niechlubną przeszłością? Owszem, jest, ale Del Ruth przekonuje, że to niełatwa próba, zwłaszcza że wczoraj lubi o sobie przypominać.

Istotne w przypadku „Małego olbrzyma” jest to, kiedy powstał, a mianowicie we wciąż jeszcze wczesnych latach Wielkiego Kryzysu, na etapie skrajnie newralgicznym, choć niedługo przed momentem odbicia się Ameryki od dna. To o tyle znaczące, że całość wyraźnie sprzyja sympatycznemu bandziorowi, zaś na szafot prowadzi krwiożerczych kapitalistów, symbolizowanych tu przez rodzinę Cassów, która za skórę zaszła nie tylko Bugsowi, ale i pannie Wayburn (jej ojciec stracił majątek w wyniku machlojek familii). Okazuje się zatem, że wcale nie figura gangstera była wrogiem publicznym numer jeden, a krezusi, którzy napompowali bańkę spekulacyjną, doprowadzając Amerykę na skraj przepaści.

Utwór Del Rutha to żart, którego nie byłoby, gdyby nie Robinson. Aktor, rozpoznawalny dzięki roli w „Małym Cezarze” (reż. Mervyn LeRoy, 1931) – do tego stopnia, że przechadzając się nowojorskimi ulicami, nie raz grożono mu mantem – wznosi film na inny poziom, świadomie bawiąc się swoim najpopularniejszym wcieleniem. W tej błyskotliwej komedii, jawiącej się jako kontynuacja i parodia klasyka LeRoya, Robinson wyśmiewa i wizerunek gangstera, i swą ekranową personę.

Plakat filmu "Mały olbrzym" (reż. Roy Del Ruth, 1933)

Mały olbrzym (1933)

The Little Giant

FIRST NATIONAL PICTURES ● Reżyseria: Roy Del Ruth ● Scenariusz: Robert Lord i Wilson Mizner ● Wykonawcy: Edward G. Robinson, Mary Astor, Helen Vinson, Russell Hopton, Kenneth Thomson, Shirley Grey, Berton Churchill, Donald Dillaway i Louise Mackintosh.

📅 20 maja 1933 roku ● 76 minut