Zrealizowana w dwubarwnym Technicolorze niesamowitka o okrutniku, której warstwa wizualna przysłania na szczęście wszelkie niedociągnięcia fabularne.
Fay Wray
Dzieło szalenie progresywne, może nawet wyprzedzające swoją epokę, w centrum akcji stawiające wyemancypowaną kobietę z doktoratem, a potem przywracające patriarchalny status quo.
Kamień milowy w dziejach ruchomych obrazów, szczytowe osiągnięcie „techniki, rozmachu i wystawy”, nawet jeśli niedomagające na poziomie treści.
Igrzyska śmierci ery brudnej dekady, a więc trzymające w ciągłym napięciu kino klasy B, które – z uwagi na pierwszorzędną realizację – ani trochę nie odstaje od kina klasy A.
Nierówne, choć doskonale sfotografowane kino przygodowe, które aż ocieka toksycznym maczyzmem przyczyniającym się do nieodwracalnej tragedii.
Hołubiąca chrześcijańskim wartościom westernowa przypowieść o zmianie, jaka zachodzi w człowieku pod wpływem matczynej miłości.