Miłość bez adresu
Frank Borzage, opuściwszy napierającą nań wytwórnię Fox Film Corporation i zrobiwszy – jako niezależny twórca pracujący pod egidą Paramountu – „Pożegnanie z bronią” (1932), został zatrudniony przez Mary Pickford do wyreżyserowania „Tajemnic” (1933), które, jak się potem okazało, były łabędzim śpiewem Ukochanej Ameryki. Jerzy Toeplitz wprost pisał na łamach „Kuriera Polskiego”, że największą zagadką tego dzieła jest fakt, iż za jego kamerą stanął właśnie Borzage, człowiek, który przecież dopiero co zgarnął Oscara za inscenizację „Złej dziewczyny” (1931), kina poważnego i nieunikającego kontrowersyjnych tematów.
Słowom recenzenta trudno się dziwić – „Tajemnice”, a już zwłaszcza ich ostatni akt, wyrwany bodaj z innego utworu, są zwyczajnie bzdurne i do bólu przesiąknięte przesłodzonym sentymentalizmem. Niemniej jednak Pickford nie najęła go bez powodu – tak się bowiem składa, że Borzage odpowiedzialny był za „Sekrety” (1924), niemą wersję tej samej historii, ale z Normą Talmadge w roli głównej. Wprawdzie dystrybuowane przez United Artists „Tajemnice” uchodzą za najlepszy mówiony występ aktorki, ale – podobnie skądinąd jak wcześniejsza „Kiki” (reż. Sam Taylor, 1931) – straciły mnóstwo pieniędzy i pogrzebały karierę Pickford.
Sam Borzage nie ucierpiał tak dotkliwie. Natychmiast zaczął poszukiwania mecenasa gotowego sfinansować jego kolejne projekty. Padło na Harry’ego Cohna, producenta zarządzającego studiem Columbia, przedsiębiorstwem należącym wtedy do hollywoodzkiej klasy niższej. Panowie podpisali umowę na dwa filmy. Pierwszym był melodramat „Jak w siódmym niebie” (1933), drugim zaś – oparci na powieści Ferenca Molnára, z którym Borzage miał już do czynienia, kręcąc „Lilioma” (1930), „Chłopcy z Placu Broni” (1934). Adaptując sztukę „Man’s Castle” Lawrence’a Hazarda (polski tytuł nijak ma się do oryginalnego – jest zwyczajnie nawiązaniem do „Siódmego nieba” z 1927 roku, czyli najważniejszego obrazu, jaki Borzage zrealizował w epoce poprzedzającej wprowadzenie dźwięku), reżyser powrócił do spraw ważkich i skupił się – niczym w znakomitym „Pojutrzu” (1932) – na tym, co aktualne i doświadczane na co dzień przez ówczesną widownię, a mianowicie na Wielkim Kryzysie.
Wśród milionów głodujących i zmęczonych Amerykanów jest Trina (udostępniona przez Warnerów Loretta Young), którą na ławce w nowojorskim parku spotyka szykownie ubrany Bill (wypożyczony z Foxa Spencer Tracy w roli napisanej specjalnie dla niego). Jegomość lituje się nad dziewczęciem i zaprasza je do wykwintnej restauracji. Po kolacji okazuje się, że wytworny smoking, który nosi, to jego służbowy kostium – mężczyzna zarabia jako chodząca reklama i tak naprawdę nie ma jak zapłacić za jedzenie. Uniknąwszy kłopotów, para udaje się na jedno z bieda-osiedli (wówczas nazywanych ironicznie „hooverville”), gdzie Bill koczuje w baraku, którym postanawia podzielić się z Triną.
Młodzi zakochują się w sobie, ale ponieważ on jest typem wagabundy, który przez dachowe okno obserwuje przesuwające się chmury i nieustannie nasłuchuje gwizdu pociągów, to ona daje mu wystarczająco dużo przestrzeni, by ten mógł żyć po swojemu. Problem pojawia się w chwili, gdy kobieta zachodzi w ciążę. Bill postanawia ożenić się z pannicą, by zaoszczędzić jej hańby (ślubu udziela im grany przez Waltera Connolly’ego Ira, niegdyś kaznodzieja, a teraz przyjaciel nowożeńców), a następnie dać w długą, unikając odpowiedzialności za dziecko. Nim to jednak uczyni, pragnie zabezpieczyć małżonkę finansowo, okradając – za namową sąsiada Bragga (Arthur Hohl) – fabrykę zabawek. W trakcie napadu Bill dostaje kulkę od ochroniarza, ale szczęśliwie ucieka z miejsca zbrodni. Trina opatruje mu ranę, zaś Bill, zachęcony przez mieszkającą w pobliżu Flossie (Marjorie Rambeau), decyduje się zabrać żonę ze sobą i zacząć od nowa.
Filmem „Jak w siódmym niebie” Borzage odniósł kolejny sukces. „Historia szarych ludzi, pariasów losu i biedaków istnienia”, jak to określił korespondent gazety „Dobry Wieczór! Kurier Czerwony”, przypadła do gustu zarówno krytykom, jak i publiczności, która z seansów wychodziła wyraźnie poruszona. Jest to wszak opowieść o prawdziwej miłości rodzącej się w najmniej sprzyjających okolicznościach (romans połączył także Young i Tracy’ego).
Anegdota jest banalnie prosta, ale emocje dochodzące do głosu na głębszych poziomach – skomplikowane. Bill, choć szorstki na zewnątrz, jest wrażliwcem, który chce kochać i być kochanym (mężczyzna raz po raz odgraża się żonie, że ją uderzy, a w istocie pierwszą rzeczą, jaką dla niej robi, jest zakup wymarzonego przez nią piekarnika). Trina z kolei, odnalazłszy w zwykłej budzie z desek swój raj na ziemi (tytułowe siódme niebo), epatuje niewinnością i wiernością (choć momentami zachowuje się jak niewolnica, zwłaszcza wtedy, gdy rozważa aborcję, byle tylko mąż był szczęśliwy). Gdy ona się wzrusza, on robi to samo. Gdy on płacze, ona też roni łzy. Kiedy Trina marzy o tym, by być gołębiem, któremu zawsze skapnie kilka okruchów chleba, Bill wyciąga rękę i daje jej dach nad głową. Kiedy on boi się tego, że zostanie ojcem, ona go pociesza i dodaje mu otuchy. Oto dwoje ludzi, którzy poznają się w nędzy, a rozwijają bogatsi w miłość.

Jak w siódmym niebie (1933)
Man’s Castle
COLUMBIA PICTURES ● Reżyseria: Frank Borzage ● Scenariusz: Jo Swerling ● Wykonawcy: Spencer Tracy, Loretta Young, Marjorie Rambeau, Glenda Farrell, Walter Connolly, Arthur Hohl i Dickie Moore.
📅 4 listopada 1933 roku ● 75 minut