Dwie spłukane dziewczyny
Dla mieszkańców jednego z osiedli położonych w Baldwin Village – okolicy zwanej potocznie Dżunglą i znajdującej się na południu Los Angeles – pierwszy dzień miesiąca jest niczym sąd ostateczny. To wtedy zarządzający spółdzielnią Uche (Rizi Timane) pobiera opłatę za czynsz. Biada temu, kto spóźni się z jej uiszczeniem.
Wśród osób, które muszą uregulować należność, są współlokatorki Dreux (Keke Palmer), kelnerka w pobliskim barze, gdzie – zgodnie z mottem wydrukowanym na firmowych czapeczkach – „wydarza się szczęście”, oraz Alyssa (SZA), aspirująca artystka luźno traktująca życie. To nic, że ilekroć dziewczęta zamykają drzwi do wynajmowanego lokum, z sufitu – bezpośrednio na ich głowy – sypie się tynk. Pal licho fakt, że klimatyzacja nie działa. Komorne trzeba uiścić. Kto tego nie zrobi, ląduje na bruku.
Dreux nie martwi się, że coś mogłoby pójść nie tak. Wie wszak, że uzbierane przez obie panie 1500 dolarów powinno być już w rękach administratora budynku. Jakież jest więc jej zdziwienie, gdy Uche przekracza ich próg, domagając się pieniędzy. O co w tym biega? Otóż okazuje się, że Alyssa, która zobowiązana była do rozliczenia się z gospodarzem, przekazała gotówkę swemu chłopakowi Keshawnowi (Joshua Neal), od pół roku waletującemu pod ich dachem. Ten zaś wpadł na pomysł, by forsę zainwestować w podróbki koszulek znanych marek (Cucci zamiast Gucci). Uche daje Dreux i Alyssie osiem godzin na uporządkowanie sprawy. Inaczej – jako się rzekło – będą eksmitowane.
Skąd wytrzasnąć taką kasę? Kumpele, chcąc uniknąć utraty kwatery, rozpoczynają wyścig z czasem. Porywają się z motyką na kalifornijskie słońce, które skądinąd świeci im prosto w twarze. No cóż, biednemu zawsze coś w oczy. Coś albo ktoś. Narobiwszy sobie wrogów, wśród których są Berniece (Aziza Scott) oraz King Lolo (Amin Joseph), Dreux i Alyssa mierzą się już nie tylko ze złym duchem kapitalizmu, ale i z regularnymi przestępcami. Dwie spłukane dziewczyny kontra Ameryka.
Nierówną walkę bohaterek z systemem reżyser Lawrence Lamont pokazuje w filmie „Te dni” (2025) z przymrużeniem oka. To oczywiście komedia, w dodatku naprawdę bardzo dobra i zabawna, ale uzbrojona w komentarz społeczny, przez co całość przypomina połącznie „Po godzinach” (reż. Martin Scorsese, 1985) i „Good Time” (reż. Benny Safdie, Josh Safdie, 2017) z recenzowanym tu „Tysiąc i jeden” (reż. A. V. Rockwell, 2023). W tym ostatnim tytule gentryfikacja i związane z nią niemoralne praktyki właścicieli obiektów mieszkalnych w podobny sposób dają się we znaki protagonistom.
By zaprezentować, na czym polega problem, Lamont umieszcza w opowieści Bethany (Maude Apatow), jedyną białą postać w tym zdominowanym przez Afroamerykanów utworze, młodą, obiecującą kobietę, przedstawicielkę zamożniejszej części jankeskiej populacji, do której Uche – choć też czarny – przykłada inną miarę niż do swoich pozostałych najemców. Cztery kąty, do których wprowadza się Bethany, różnią się znacząco od, ot, choćby, gniazdka Dreux i Alyssy. Uche zadbał o to, by nowej ajentce żyło się nie jak w dżungli, a jak w raju. Sufit i ściany odpicowane. Klimatyzacja chodzi jak ta lala. Są nawet listwy wykończeniowe! Mężczyzna nie jest w ciemię bity. Ma świadomość, iż nie naprawiając tego, co wymaga remontu, przyczynia się do tego, że dzierżawcy się zniechęcą i przeniosą w inne miejsce, a on będzie mógł podnieść ceny kolejnym chętnym, aż w końcu sąsiedztwo zmieni się nie do poznania.
W równie krzywym zwierciadle ukazane jest to, co dzieje się w punkcie poboru krwi oraz w przedsiębiorstwie pożyczkowym (wprost fenomenalna i kradnąca całą scenę dla siebie Keyla Monterroso Mejia jako agentka oddziału odmawiającego bohaterkom udzielenia chwilówki).
Wraz z każdą minutą kobiety popadają w coraz większe tarapaty, a jakby tych było mało, ogromnymi krokami zbliża się rozmowa rekrutacyjna, która Dreux ma umożliwić zostanie kierowniczką franczyzowej restauracji. Szansa, przed jaką stoi, jest wręcz historyczna, zwłaszcza że dziewczyna nie ma odpowiedniego wykształcenia, a wyłącznie doświadczenie i chęci (parę razy okrzyknięto ją pracownicą miesiąca), które wyróżniają ją na tle reszty kandydatów. Scenarzystka Syreeta Singleton, dla której jest to długometrażowy debiut (tak samo zresztą jak i dla Lamonta), zręcznie łączy te wszystkie wątki w spójną anegdotę, a energia krzesana przez odtwórczynie głównych ról – na czele ze świetną Palmer – przyczynia się do tego, że „Te dni” są pełną radości historią o przyjaźni wstępującej w szranki z przeciwnościami losu. Na początku miesiąca ludziom odbija, a zegar tyka.