Walka

Nowy Jork, rok 1994. Dwudziestodwuletnia fryzjerka Inez (rewelacyjna Teyana Taylor) wychodzi z cieszącego się złą sławą więzienia na Rikers Island i robi pierwszy krok ku nowemu życiu. Do Harlemu, w którym się wychowała, przenosi się wraz z synem Terrym (Aaron Kingsley Adetola). Niby nic takiego i prawdopodobnie wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że chłopiec – mówiąc wprost – został przez nią uprowadzony z rodziny zastępczej. Ta raz podjęta decyzja – impulsywna, ale motywowana macierzyńskim uczuciem – kładzie się cieniem na tę dwójkę, a jej implikacje, nie zawsze bezpośrednio, przez całą kolejną dekadę powracają jak bumerang.

Ze zmienionymi danymi i papierami młodzian zaczyna szkołę, w której radzi sobie na tyle dobrze, że otwierają się przed nim perspektywy na zdobycie wykształcenia z prawdziwego zdarzenia. Terry dorasta (w różnych fazach nastoletniości grają go Aven Courtney i Josiah Cross). Na pewnym etapie Inez godzi się z byłym partnerem o pseudonimie Lucky (William Catlett), który nie tylko akceptuje jej dziecko, ale również zdobywa się na to, by obdarzyć je ojcowską miłością.

Czas leci, burmistrzowie przychodzą i odchodzą, Stany Zjednoczone witają XXI wiek. Inez udaje się poukładać sprawy prywatne na tyle, że jest w stanie zapewnić rodzinie dach nad głową oraz względne bezpieczeństwo. Sęk w tym, że wraz z upływającymi miesiącami przekształca się zamieszkiwane przez nich Wielkie Jabłko, coraz mniej sprzyjające jednostkom z nizin społecznych, głównie czarnym, i faworyzujące wyposażonych w grube portfele białych deweloperów. Sytuacja zmienia się w okamgnieniu, gdy harlemskie kamienice przejmują bezduszne rekiny biznesu, które dokładają wszelkich starań, by wykurzyć Inez z jej azylu. Jakby tego było mało, przeszłość puka także do drzwi Terry’ego, który – chcąc podjąć pracę – musi dostarczyć rekrutującej go osobie swój akt urodzenia. Akt, którego, rzecz jasna, nie ma. Wspólny sekret matki i syna grozi ujawnieniu, ale – jak wnet się okazuje – to niejedyna bomba, jaka może spaść na tę parę i przyczynić się do ich rozdzielenia.

W filmie „Tysiąc i jeden” (2023), zwycięzcy festiwalu Sundance, debiutantka A. V. Rockwell, amerykańska reżyserka o jamajskich korzeniach, przygląda się zarówno dramatycznym losom kreślonych przez nią protagonistów, jak i Nowemu Jorkowi, miastu na rozdrożu, przechodzącemu – pod rządami najpierw Rudy’ego Giulianiego, a następnie Michaela Bloomberga – szereg skomplikowanych procesów wywierających wpływ na jego obywateli (z bezlitosną gentryfikacją na czele). Na tle przeobrażeń dokonujących się choćby w multikulturowym, tętniącym mieszanką jazzu i rapu Harlemie, gdzie policja sięga po dyskryminacyjną praktykę profilowania rasowego, Inez, Terry oraz Lucky mierzą się z trudami codzienności i starają się za wszelką cenę przetrwać w obliczu dotykających ich zawodów.

Inez, z perspektywy której Rockwell – przynajmniej do jakiegoś momentu (zmiana punktu widzenia nie służy niestety całości) – opowiada tę historię, robi wszystko, co w jej mocy, by uchronić syna przed kolejnymi rozczarowaniami, na stałe wpisanymi w jego DNA. Jej heroiczna walka – począwszy od postanowienia, by wychować Terry’ego na własną rękę, zamiast oddawać go pod opiekę obcych ludzi, a skończywszy na dawaniu szans, inspirowaniu do dążenia do celów oraz niestrudzonym dopingowaniu – zasługuje na szacunek, który zresztą reżyserka okazuje. Inez jest bohaterką przez duże B, kobietą gotową do poświęcenia się w imię matczynej miłości, nawet jeśli – a może i zwłaszcza, na co wskazuje serwowany przez Rockwell zwrot akcji – to nie biologia determinuje ten głos serca. Zapasy z systemem, w jakie wdaje się Inez, sporo ją kosztują. Owszem, jest w gorącej wodzie kąpana, a rodzicielstwa uczy się właściwie na bieżąco, ale dzięki dobrym chęciom pokonuje przeszkody, oczywiście na tyle, na ile to możliwe.

Rockwell, przybliżając te doświadczenia, stawia sporo pytań. Co dwoje byłych skazańców może wiedzieć o tworzeniu rodziny? Czy w takich warunkach Terry ma jakiekolwiek widoki na to, by wyrosnąć na porządnego człowieka? Czy wpadanie w pułapki i popełnianie błędów to kwestie dziedziczne? No i jeszcze jedno, ostatnie, zadane skądinąd na głos w ostatniej scenie filmu, przez mającego przypuszczalnie własne problemy taksówkarza: „Dokąd?”. Nim Inez zdąży odpowiedzieć, reżyserka błyskawicznym cięciem kończy swoje dzieło. Przekaz zamknięty, ale pytanie rzucone przez taryfiarza rezonuje. No właśnie. Dokąd?

Recenzja filmu Tysiąc i jeden (A Thousand and One); reż. A. V. Rockwell; USA 2023; 116 minut