Krótkowłosa kokietka

Wszyscy w USA ubóstwiali Mary Pickford. Choć była Kanadyjką – urodziła się w Toronto w 1892 roku, trzy lata przed pierwszym pokazem ruchomych obrazów zorganizowanym w Paryżu przez braci Lumière – okrzyknięto ją Ukochaną Ameryki (America’s Sweetheart). „Kiedy stałam przed kamerą, czułam się jak w niebie” – wyznała. Pochodziła z klasy pracującej i takie też grała postaci, czym zresztą zjednała sobie publiczność. Pickford zadebiutowała na ekranie w 1909 roku. Jako Dziewczyna Biographu grała w dziesiątkach filmów reżyserowanych przez Davida Warka Griffitha, ale to po odejściu z wytwórni stała się ikoną, jakiej ówczesne Hollywood nie znało (spora w tym zasługa „Tess z kraju burz” Edwina S. Portera z 1914 roku). System gwiazdorski raczkował. Pickford – dziewczyna o blond lokach – przecierała szlaki, nie mając pojęcia, jaka jest cena sławy. Dzięki wykreowanemu na celuloidzie wizerunkowi niewinnej panienki z miesiąca na miesiąc miała coraz więcej fanów. Kiedy kobiety zarabiały około 9 dolarów tygodniowo, jej stawka wynosiła – uwaga! – 10 tysięcy! Kontrakty, wespół z matką Charlotte, która była jej menadżerką, negocjowała tak zaciekle, że jej kolejny przełożony – Adolph Zukor, późniejszy założyciel Paramountu – zaczął dzielić się z nią zyskami, a ona zdobywała artystyczną swobodę, o jakiej mało kto mógł marzyć.

Pod auspicjami Zukora rozwinęła skrzydła – to on sprawował pieczę nad takimi hitami jak „Mała Amerykanka” (reż. Cecil B. DeMille) czy „Małe bogate biedactwo” (reż. Maurice Tourneur), oba z 1917 roku. W końcu studio First National Pictures zaproponowało jej 675 tysięcy dolarów za trzy filmy, a do tego 50 procent zysków oraz absolutną wolność twórczą. Jak tu odmówić? Gdy jednak relacje z nowym partnerem finansowym nie szły po jej myśli, wraz z innymi poszkodowanymi i poszukującymi niezależności filmowcami – wspomnianym Griffithem, Douglasem Fairbanksem oraz Charliem Chaplinem, bodaj jednym człowiekiem, który dorobił się wtedy podobnego statusu – w 1919 roku założyła firmę United Artists, która miała dystrybuować ich obrazy. Pickford zatrudniała najlepszych (to ona sprowadziła do Fabryki Snów Ernsta Lubitscha, który w 1923 roku wyreżyserował ją w „Rosicie, śpiewaczce ulicy”). Gdy w 1928 roku zmarła jej matka, mała Mary była zdewastowana. Ścięła słynne loki, które wyniosły ją na szczyt i – niczym biblijny Samson – straciła swą moc.

Wszyscy w USA ubóstwiali Pickford, co nie oznacza bynajmniej, że miłością darzyli każdy jej film, o czym przekonała się, świadomie przekraczając Rubikon dzielący kino nieme od dźwiękowego. Publiczność chciała ją usłyszeć. Wprawdzie „Kokietka” (1929) Sama Taylora była sukcesem kasowym i przyniosła jej Oscara (ponoć ustawionego, gdyż Pickford była jedną z inicjatorek Akademii i mocno lobbowała, by to jej przyznać nagrodę), to widownia nie potrafiła rozpoznać postaci, w którą się wcieliła (zagrała bowiem bogatą flirciarę, jakże różną od dziecięcych ról, do jakich przyzwyczaiła fanów). „Poskromienie złośnicy” (1929), również Taylora, pierwsze mówione podejście do Williama Szekspira, jedyny film zrobiony wespół z Fairbanksem, jej ówczesnym mężem, zostało przyćmione przez szereg problemów dotykających najgorętszą hollywoodzką parę.

Kiedy zabierała się za kręcenie „Kiki” (1931), znowuż Taylora, zbliżała się do czterdziestki; była producentką, kobietą biznesu i jedną z najpotężniejszych osobistości w branży. Choć zmiana wizerunku nie wyszła jej na dobre, to – mając zaplecze teatralne – dobrze odnajdywała się w kinie dźwiękowym. Joseph M. Schenck, w którego Feature Productions (część Art Cinema Corporation) powstała „Kiki”, wpadł na to, by całość przypominała seks-farsę. Opowieść – oparta na sztuce samego Davida Belasco, niekoronowanego władcy Broadwayu, u którego Pickford zaczynała karierę na deskach – była finansową katastrofą i zarazem pierwszym utworem dystrybuowanym przez United Artists, który poniósł klęskę w kasach biletowych.

Trudno się dziwić. Pickford wciela się tu w tytułową francuską girlsę, która za niesubordynację zostaje wyrzucona z zespołu. Nie mogąc się pogodzić z tą decyzją, udaje się do Victora Randalla (Reginald Denny), właściciela sceny i producenta. Ten, zirytowany jej wtargnięciem do biura, obiecuje, że przywróci ją na stanowisko, jeśli tylko zniknie mu z oczu. Gdy Kiki wychodzi z gabinetu, z torebki wypadają jej zdjęcia Victora (w kształcie serc!). Tak, panienka jest zakochana w szefie. Dziewczyna rujnuje kolejny występ taneczny i znowu wylatuje z roboty (ten numer przygotował słynny później choreograf i reżyser Busby Berkeley; jest to bodaj jedyny interesujący i zabawny moment w filmie). Tym razem jednak Victor jest nią oczarowany (jak do tego doszło?!) i zaprasza ją do swego domu. Tam Kiki podejrzewa, że robi jedynie za odskocznię, gdyż wszędzie wokół natrafia na portrety Paulette (Margaret Livingston), byłej żony gospodarza.

Reszta anegdoty to seria gagów, zwykle absolutnie nieśmiesznych, ocierających się o żenujący slapstick, które prowadzić mają głównych bohaterów do miłości (w jednej ze scen protagonistka zdejmuje stanik spod bluzki!). Okazuje się, że kochanej przez wszystkich Pickford daleko było do Marion Davies, która w podobnym anturaż odnajdywała się z lekkością. Oto jej dobiegała powoli końca, a śniony przez nią koszmar o pustej widowni zaczął się spełniać.

Plakat filmu "Kiki" (reż. Sam Taylor, 1931)

Kiki (1931)

Kiki

FEATURE PRODUCTIONS ● Reżyseria: Sam Taylor ● Scenariusz: Sam Taylor ● Wykonawcy: Mary Pickford, Reginald Denny, Joseph Cawthorn i Margaret Livingston.

📅 14 marca 1931 roku ● 84 minuty