Superwoman
Urodzona w 1892 roku Ruth Chatterton była grubo po trzydziestce, gdy zadebiutowała u boku Emila Janningsa w „Grzechach ojców” (1928) Ludwiga Bergera. I choć dziś nie ma w tym nic dziwnego, to wtedy – we wczesnych dekadach funkcjonowania X muzy – tak późny początek kariery kinowej był czymś szalenie rzadkim (dla porównania: gdy Chatterton stawiała pierwsze kroki w branży, Loretta Young, która nie skończyła jeszcze szesnastu lat, miała już na koncie ponad dziesięć ról). Podpisawszy umowę z Paramountem, Chatterton przemówiła z ekranu w „Tajemnicy lekarza” (1929) Williama C. de Mille’a, której polską wersję językową nagrał w Paryżu Ryszard Ordyński (Amerykankę dubbingowała Maria Gorczyńska).
Dzięki nabytemu na Broadwayu doświadczeniu aktorka bez problemu odnalazła się w erze dźwiękowej, co świeżo założona Akademia doceniła, nominując ją do dwóch Oscarów – i to gala po gali – za udział w utworach „Madame X” (1929) Lionela Barrymore’a oraz „Sarah i syn” (1930) Dorothy Arzner. Po tych sukcesach pojawiła się w kilku mało znaczących obrazach. Wyjątek stanowiła „Frisco Jenny” (1932) William A. Wellmana, w której Hollywood po raz drugi w dziejach – po „A Virtuous Vamp” (1919) Davida Kirklanda – oparło anegdotę o trzęsienie ziemi w San Francisco AD 1906.
W kolejnym sezonie wystąpiła w jednym z najpopularniejszych filmów z jej udziałem. Gdy „Kobiecość” (1933) w reżyserii Michaela Curtiza weszła do dystrybucji, Chatterton była już związana kontraktem z Warnerami. Miała wtedy na karku czterdziestkę. To, zdaje się, odpowiedni wiek, by wcielić się w niedającą sobie w kaszę dmuchać prezeskę wielkiego przedsiębiorstwa samochodowego.
Alison Drake (Chatterton), która odziedziczyła po zmarłym ojcu firmę produkującą automobile, interesuje wyłącznie kariera. Na miłość nie ma ani czasu, ani tym bardziej ochoty, co nie oznacza bynajmniej, że nie lubi oddawać się cielesnym przyjemnościom. Wychodzi z założenia, że mężczyźni, z którymi się spotyka, zasługują co najwyżej na to, by traktować ich tak, jak oni obchodzą się z kobietami, w związku z czym po spędzeniu z nimi nocy w swej luksusowej posiadłości (sceny kręcone w zaprojektowanym przez Franka Lloyda Wrighta The Ennis House) odprawia ich z kwitkiem (a jeśli są jej pracownikami, to każe ich przenieść do zamiejscowej filii fabryki).
Świadoma tego, że faceci sypiają z nią, bo liczą na dobranie się do jej majątku, Alison postanawia zapolować na następną ofiarę wśród, jak to określa, zwykłych ludzi. W tym celu udaje się na strzelnicę, gdzie poznaje gościa, z którym spędza przemiły wieczór – jedzą nawet burgery w przydrożnej knajpce – lecz kiedy dzień chyli się ku końcowi, on odrzuca jej zaloty. Nazajutrz natrafia na niego w zakładzie. Okazuje się, że to Jim Thorne (George Brent), inżynier, którego podkradła konkurencji. Po uwodzicielce nie ma śladu. Panna Drake natychmiast przekształca się w profesjonalną bizneswoman. Omówiwszy sprawy wagi służbowej, Alison zaprasza Jima na kolację. Thorne, owszem, przychodzi, ale wciąż pozostaje odporny na wdzięki szefowej.
Zasięgnąwszy języka u swojego menadżera Pettigrew (Ferdinand Gottschalk), Alison dowiaduje się odeń, że panowie tacy jak Jim nie szukają partnerek silnych i niezależnych, a delikatnych, kobiecych (stąd tytuł). Drake’ówna wpada na pomysł, by dać Thorne’owi to, czego ten pragnie. Podczas zainicjowanej przez nią schadzki zmienia się nie do poznania, a on zakochuje się w niej bez reszty. Gdy jednak Jim oświadcza się Alison, ona daje mu kosza. Wprawdzie otrzeźwienie przychodzi dość szybko, ale Thorne’a nie ma już na horyzoncie. Panna Drake, gotowa stracić korporację, rusza za nim w pościg. Odnalazłszy go, wyznaje mu miłość, a on niespodziewanie wsiada za kółko, by zawieźć ją na zebranie akcjonariuszy. Ona zaś obiecuje, że po ślubie odda mu stery władzy, a sama zajmie się domem i wychowaniem dzieci.
Powstały w oparciu o wciąż jeszcze ciepłą w 1933 roku powieść autorstwa Donalda Hendersona Clarke’a film Curtiza – który na reżyserskim krześle zastąpił dwóch Williamów: Dieterle’a i Wellmana – to jedno z najodważniejszych dzieł ery przedkodeksowej, przynajmniej do nastania trzeciego aktu, wypaczającego wszystko, co dzieje się wcześniej. „Kobiecość” kończy się – podobnie skądinąd jak „Weekendowe małżeństwo” (1932) Thorntona Freelanda czy „Kariera Anny Carver” (1933) Edwarda Buzzella – przywróceniem konserwatywnego i patriarchalnego status quo.
Szkoda, zwłaszcza że odtwarzana przez Chatterton bohaterka jawi się widzowi jako nadzwyczajna kobieta (nie bez kozery na korytarzach nazywa się ją superwoman), która do góry nogami wywraca obowiązujący porządek. Wszak nie tylko piastuje dyrektorskie stanowisko w ogromnym przedsiębiorstwie, ale także zmienia kochanków jak rękawiczki (ktoś porównuje ją do Katarzyny Wielkiej, która rozdawała karty, a gachów poiła wódką dla kurażu). Robi zatem to, co mężczyźni, ale ponieważ jest przedstawicielką płci przeciwnej, w finale zostaje zmuszona do dokonania wyboru: albo udane życie zawodowe i seksualne, albo zamążpójście i rodzenie potomstwa. A dlaczego nie to i to? W Hollywood lat trzydziestych, w progresywnej rzekomo pierwszej połowie brudnej dekady, nie ma miejsca na półśrodki. Nie można zjeść ciastka i mieć ciastko. Niemniej jednak czuć tu, że zaproponowane przez wytwórnię zakończenie to pic na wodę. Metamorfoza, jaką przechodzi Alison, jest zwyczajnie nierealistyczna.

Kobiecość (1933)
Female
FIRST NATIONAL PICTURES ● Reżyseria: Michael Curtiz ● Scenariusz: Gene Markey i Kathryn Scola ● Wykonawcy: Ruth Chatterton, George Brent, Lois Wilson, Johnny Mack Brown, Ruth Donnelly i Ferdinand Gottschalk.
📅 11 listopada 1933 roku ● 60 minut