Znikający złoczyńca

Urodzony we Francji Robert Florey, który do Stanów Zjednoczonych przybył w 1921 roku, nie miał szczęścia do Hollywood. Najpierw – nie zrozumiawszy warunków kontraktu zawartego z Universalem – odsunięto go od realizowanej przez studio ekranizacji słynnej powieści Mary Shelley. Na pocieszenie otrzymał możliwość wyreżyserowania opartego na opowiadaniu Edgara Allana Poego „Morderstwa przy Rue Morgue” (1932), jednego z najbardziej ekspresjonistycznych filmów nakręconych w USA w tym okresie, którego finał – z biegającą po dachach małpą – antycypował „King Konga” (reż. Merian C. Cooper, Ernest B. Schoedsack, 1933). Następnie zaś stracił kontrolę nad adaptacją prozy Herberta George’a Wellsa przybliżającej losy uczonego, który w wyniku testów chemicznych staje się niewidoczny dla innych. W obu przypadkach robotę odebrał mu James Whale, którego nazwisko widnieje w czołówkach dwóch klasyków kina grozy. Mowa o „Frankensteinie” (1931) i „Niewidzialnym człowieku” (1933). Florey, choć utrzymał się w branży, podpisując się pod dziesiątkami tytułów, nigdy nie osiągnął statusu, jaki dzięki tym dziełom zdobył Whale.

Iping, wieś na południu Anglii. Do tutejszej oberży dociera wędrowiec z zabandażowaną głową i okularami przeciwsłonecznymi na nosie. To doktor Jack Griffin (grający głównie głosem Claude Rains), specjalista w dziedzinie konserwacji żywności. Choć właściciele zajazdu (Una O’Connor i Forrester Harvey) przekonują, że o tej porze roku – jest sam środek mroźnej zimy – nie przyjmują gości, przybysz nalega, by wynajęto mu pokój. Postawiwszy na swoim, zamyka się w czterech ścianach i inicjuje poszukiwania antidotum, które odwróciłoby niepożądane skutki przeprowadzonego przezeń eksperymentu. Tak się bowiem składa, że mężczyzna jest niewidzialny.

Kiedy kończą mu się pieniądze pozwalające na opłacenie izby, gospodarze tracą cierpliwość i zupełnie przez przypadek odkrywają jego sekret. Griffin wpada w szał, zaczyna siać terror w miasteczku i szantażuje niegdysiejszego towarzysza badań, to jest Arthura Kempa (William Harrigan), zmuszając go do pomocy w zdobyciu władzy nad światem. Wspólnik mimo woli, zorientowawszy się, że monokaina, czyli substancja użyta przez naukowca, nie tylko wywołuje niewidzialność, ale i miesza zmysły, zdradza swemu przełożonemu, doktorowi Cranleyowi (Henry Travers) – będącemu przy okazji ojcem Flory (Gloria Stuart), ukochanej Jacka – lokalizację tropionego przez policję Griffina. Ścigany zabija Kempa i pogrąża się w jeszcze większym obłędzie. Trwająca nań obława długo nie przynosi efektów, ale wreszcie udaje się go znaleźć. Gliniarze, spostrzegłszy ślady Jacka na świeżym śniegu, oddają w jego kierunku kilka strzałów. W szpitalu Griffin spotyka się z Florą i okazuje skruchę. Umiera, a jego odbarwione do niedawna ciało znów można zobaczyć.

Scenarzyści niesamowitki Whale’a przychodzili i odchodzili – był wśród nich nawet Preston Sturges, który od zawiadującego Universalem Carla Laemmle Juniora, usłyszał, że ma zignorować nic niewart literacki pierwowzór, w związku z czym upichcił opowieść o rosyjskim jajogłowym (miał się weń wcielić Boris Karloff) mszczącym się na bolszewikach odpowiedzialnych za śmierć jego rodziny – aż ostał się jedynie brytyjski dramaturg R. C. Sherriff, prywatnie przyjaciel reżysera. On, w przeciwieństwie do kolegów po fachu, pomysły brał nie z kapelusza, a z publikacji Wellsa oraz z kupionej uprzednio przez wytwórnię książki „The Murderer Invisible” Philipa Wyliego z 1931 roku, która zawierała co makabryczniejsze rozwiązania fabularne.

Gdy „Niewidzialny człowiek” trafił na ekrany, z miejsca stał się hitem kasowym i krytycznym (ten sukces Universal spienięża zresztą do dziś). Sęk w tym, że to kino, mówiąc oględnie, nierówne, na co uwagę zwracał między innymi korespondent „Kuriera Warszawskiego”, pisząc na łamach gazety tak: „Z tematu można było uczynić wesołą farsę albo ponury dramat. Autor przeróbki filmowej okazał się niezdecydowany, wskutek czego niewidzialny człowiek jest postacią na poły tragiczną, a na poły pocieszną”. I dalej: „Bohater postępuje niekiedy jak swawolny żak, zrzucając przechodniom kapelusze i szturchając policjantów pięściami, a niekiedy znów dopuszcza się zbrodni, terroryzuje ludność i wybucha szatańskim śmiechem”.

W punkt. Problemu nie da się ująć lepiej. Abstrahując od powodów, dla których Griffin robi to, co robi – a wszystko to dla Flory (motyw mężczyzny chcącego wspiąć się na drabinie społecznej hierarchii, żeby móc potem wieść życie na poziomie u boku kobiety, był dość często eksploatowany w epoce Wielkiego Kryzysu) – nie sposób oprzeć się wrażeniu, że zachowuje się przy tym jak klaun. Druga część utworu wypada przez to niekorzystnie w porównaniu z pierwszą, wytwarzającą aurę tajemniczości, ale i ciekawości. To, jak Whale prowadzi sekwencje rozgrywające się tuż po przybyciu Jacka do gospody, zasługuje na pochwałę (gdy późniejszy antagonista przekracza próg austerii, ilustracja muzyczna cichnie, lecz wciąż słychać świst wiatru, tak przenikliwy, że aż czuć chłód panujący na zewnątrz).

Pal licho bzdurną anegdotę, gdy całość wygląda, jak wygląda. Film to kopalnia wczesnych efektów specjalnych, za które odpowiadał John P. Fulton, magik sięgający po tak banalne chwyty jak bieg taśmy w kamerze czy druciki i liny oraz tak wysublimowane triki jak wędrujące maski, inframaski czy podwójna ekspozycja.

Niewidzialny człowiek (1933)

The Invisible Man

UNIVERSAL PICTURES ● Reżyseria: James Whale ● Scenariusz: R. C. Sherriff ● Wykonawcy: Claude Rains, Gloria Stuart, William Harrigan, Henry Travers, Una O’Connor, Forrester Harvey, Holmes Herbert i E. E. Clive.

📅 13 listopada 1933 roku ● 70 minut