Miłość wśród wiecznych śniegów
„Nie każdą wytwórnię stać na prawdziwego W. S. Van Dyke’a” – odnotował recenzent „Kuriera Warszawskiego”, oceniając film odcinkowy pod tytułem „Zungu” (reż. Ray Taylor, 1932), będący – jego zdaniem – wątpliwej jakości imitacją autentycznego kina egzotycznego. Tak się składa, że w owym czasie Van Dyke uchodził za twórcę, który wzniósł rzeczoną konwencję – łączącą, jak konstatował Jerzy Toeplitz, „relację fotograficzną z narzuconym z zewnątrz wątkiem treściowym” – na wyżyny. To on podpisał się pod takimi romansami oceanicznymi jak „Białe cienie” (1928) czy „Poganin” (1929), ale także pod przygodówką „Trader Horn” (1931), pierwszym utworem – nominalnie fikcjonalnym – nakręconym w całości w Afryce, a przez to nieszczędzącym widzowi silnych wrażeń. Komu więc, jak nie jemu właśnie – śmiałkowi, który przemierzył wyspy Oceanii i podzwrotnikową dżunglę, swoistemu spadkobiercy Roberta J. Flaherty’ego, autora „Nanuka z Północy” (1922) – studio MGM mogło powierzyć inscenizację kolejnego dzieła zakładającego ustawienie kamery z dala od Hollywood, i to w punkcie odległym o prawie 5 tysięcy kilometrów? Tak oto Van Dyke, dopiero co wydawszy „Człowieka małpę” (1932), wyruszył wraz z ekspedycją na Alaskę, by u wybrzeży Morza Czukockiego zrobić „Eskimo” (1933).
Mala (Ray Mala), wytrawny łowca dzikich stworzeń, zasłyszawszy, że do lądu dotarł statek, na którym biali wielorybnicy prowadzą handel wymienny, postanawia udać się na miejsce w celu nabycia broni. W drogę zabiera swą żonę Abę (Lulu Wong Wing). Po dotarciu do punktu myśliwy dobija targu z kapitanem (Peter Freuchen; duński podróżnik, którego książki posłużyły za kanwę filmu) i w zamian za futra otrzymuje odeń strzelby. Gdy wybiera się na polowanie, dowódca okrętu najpierw upija, a następnie gwałci ukochaną swego gościa. Będąca wciąż pod wpływem alkoholu Aba wytacza się z łajby i upada na śniegu. Jeden z majtków bierze ją za zwierzynę i zabija. Kiedy Mala dowiaduje się, co zaszło pod jego nieobecność, mści się na kapitanie, mordując go harpunem.
Po powrocie do wioski mężczyzna opłakuje śmierć Aby, ale mimo wszystko pomaga współplemieńcom w zdobyciu pożywienia, tropiąc karibu. Pod wpływem wizji przyjmuje imię Kripik, zaś jego przyjaciel dzieli się z nim swoimi dwiema żonami, w tym Ivą (Lotus Long).
Chcąc schwytać podejrzanego o popełnienie zbrodni Malę, sierżant Hunt (Joseph Sauers) i konstabl Balk (Edgar Dearing) z Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej, niemalże giną w zamieci. Życie ratuje im nie kto inny jak Kripik. Gdy na jaw wychodzi, że to w istocie Mala, stróże prawa ujmują go, lecz miękną, kiedy okazuje się, co ludzie ze statku uczynili Abie. Mniej empatii ma inspektor White (w tej roli sam reżyser), który nakazuje skucie więźnia. Kripik ostatecznie oswobadza się z kajdan i ucieka. Hunt i Balk rzucają się w pościg za zbiegiem, ale widząc swego wybawiciela w ramionach Ivy, odpuszczają.
Obraz Van Dyke’a – pierwszy w historii X muzy film zrealizowany w języku inupiak (wypowiadane przez bohaterów słowa tłumaczone są tu na angielski i podawane widzowi, niczym w okresie niemym, na ułatwiających zrozumienie intrygi planszach śródtytułowych) – to fabularyzowany reportaż o zwyczajach i obrzędach Inunitów (na czele z poligamią), a także o przestrzeganym przez nich kodeksie moralnym. „Eskimo” to ponadto opowieść o miłości wśród wiecznych śniegów, której podstawę stanowi silnie zarysowany konflikt pomiędzy reprezentowaną przez tuziemców i czystą jak diament naturą a ucieleśnianą przez alochtonów oraz skażoną grzechem cywilizacją. Van Dyke, inaczej niż choćby w na wskroś rasistowskiej, a z dzisiejszego punktu widzenia wprost nieoglądalnej superprodukcji „Trader Horn”, dowodzi tu, że – jak to ujął Józef Steiner na łamach „Kina, Tygodnika Ilustrowanego” – „największym złem dla spokojnego tubylca jest zetknięcie się z białymi i ich morderczą kulturą”.
Pokazując kolizję tych dwóch światopoglądów, reżyser wyraźnie trzyma stronę Inuitów, co nie oznacza bynajmniej, że „Eskimo” wolny jest od stereotypów. Rdzenni Amerykanie zamieszkujący Alaskę są tu przedstawieni w sposób tak wyidealizowany, że aż utopijny, niemal karykaturalny, przez co bliżej im nie tyle do istot z krwi i kości, co do tak zwanych szlachetnych dzikusów. Nie da się też nie zauważyć kolonialnego wymiaru przedsięwzięcia. Czuć to zwłaszcza podczas lektury relacji z planu zdjęciowego. Miejscowych traktowano okropnie. Gdy zastrajkowali, żądając podwyższenia honorarium, natychmiast zostali spacyfikowani przez przybyszów.
Niemniej jednak film Van Dyke’a został bardzo dobrze przyjęty zarówno przez krytykę, także tę w Polsce („Kurier Warszawski” donosił, że do zalet „zasługującego na wysokie uznanie” dzieła należą: „wnikliwa, czujna i nacechowana artystycznym umiarem reżyseria, świetna gra aktorów w czołowych rolach oraz niesamowitym urokiem tchnące krajobrazy północne”), jak i przez Akademię (Conrad A. Nervig zdobył najwcześniejszego w dziejach Oscara za najlepszy montaż, co dziwić nie powinno, skoro dwugodzinny metraż wyciął z bez mała 20 kilometrów taśmy!). Co ciekawe, „Eskimo” nie cieszył się takim zainteresowaniem wśród publiczności jak „Trader Horn”, „Poganin” czy „Białe cienie”.

Eskimo (1933)
Eskimo
MGM ● Reżyseria: W. S. Van Dyke ● Scenariusz: John Lee Mahin ● Wykonawcy: Ray Mala, Lulu Wong, Lotus Long, Iris Yamaoka, Peter Freuchen, Edward Hearn, W. S. Van Dyke, Joseph Sauers i Edgar Dearing.
📅 14 listopada 1933 roku ● 117 minut