Zew dżungli
Jane Parker (Maureen O’Sullivan) przybywa do Afryki, by dołączyć do ekspedycji swego ojca Jamesa (C. Aubrey Smith) i jego partnera biznesowego Harry’ego Holta (Neil Hamilton), którzy – chcąc zbić fortunę na ciosach trąbowców – planują odnalezienie legendarnego cmentarzyska słoni. W drodze na miejsce napotykają liczne trudności, odpierane przez tajemniczego Tarzana (Johnny Weissmuller), który porywa Jane. Kobieta zakochuje się w żyjącym wśród małp i koron drzew mężczyźnie oraz decyduje się nie wracać do kraju.
Tarzan to postać wymyślona przez amerykańskiego pisarza Edgara Rice’a Burroughsa, która – zadebiutowawszy w 1912 roku na kartach publikowanej w odcinkach powieści – stała się prawdziwą ikoną popkultury, znaną nie tylko z kolejnych książek, ale i z filmów, słuchowisk radiowych, seriali telewizyjnych oraz komiksów. To potomek brytyjskich arystokratów, którego po śmierci rodziców wychowały antropoidy, co uczyniło zeń ucieleśnienie modnej w XVIII wieku koncepcji szlachetnego dzikusa, człowieka odizolowanego od zepsucia cywilizacji i współistniejącego w harmonii z naturą. Brzmi to zaiste nobliwie, choć nie sposób nie zauważyć, iż przygody Tarzana, „zabójcy bestii i wielu czarnych ludzi”, jak sam przedstawia się u Burroughsa, zasadzają się na rasistowskich i zakorzenionych w kolonializmie stereotypach.
Nie dość, że bohater nie ma sobie równych ani w stadzie (pokonawszy jego przywódcę, zostaje królem), ani w całym lesie (gołymi rękami rozgramia lwy i krokodyle), to jeszcze kreślony jest jako lepszy od Afrykanów: szybszy, silniejszy i, a jakże, inteligentniejszy. Wszak imię jego oznacza „Białą Skórę”, a to – jak wiadomo – zobowiązuje, stawia go wyżej w hierarchii i wynosi do rangi – to z kolei epitet użyty w książce przez Jane – „dżentelmena”. Autochtonów zaś Burroughs, zwolennik eugeniki i rasizmu naukowego, ukazuje jako – mówiąc oględnie – troglodytów. Dżungla w tej historii to mikrokosmos, odbicie realiów, jakimi rządził się imperialistyczny świat.
Nie inaczej jest w utworze „Człowiek małpa” (1932) W. S. Van Dyke’a, pierwszej w pełni dźwiękowej adaptacji prozy Burroughsa (wprawdzie już w epoce niemej bohater cieszył się popularnością – z powodzeniem wcielał się w niego Elmo Lincoln – ale dopiero wraz z transformacją jego sława nabrała rozpędu, do czego przyczynił się także znany powszechnie krzyk Tarzana, nagrany przez odtwórcę głównej roli, a następnie odpowiednio zmodyfikowany przez techników, dziś mający status znaku towarowego). Wytwórnia MGM planowała ten film jako kontynuację zrealizowanego przez Van Dyke’a – wyłącznie w afrykańskiej scenerii – obrazu „Trader Horn” (1931), ale wnet porzuciła ten pomysł, do „Człowieka małpy” dodając jedynie materiały nakręcone uprzednio w plenerach. Studio zrezygnowało również z prezentowania genezy protagonisty. Nie ma tu nic o jego elitarnym pochodzeniu ani o przygarnięciu przez człekokształtną matkę, która straciła swe młode. W przeciwieństwie do książki Burroughsa bohater nie uczy się mówić po angielsku, a posługuje się językiem pidżynowym (co ważne, na ścieżce dialogowej nie pada błędnie cytowana kwestia „Ja Tarzan, ty Jane”).
Dzieło Van Dyke’a to pierwszy film o władcy małp z Johnnym Weissmullerem. Choć MGM przymierzało się do obsadzenia w tej roli Clarka Gable’a, to reżyserowi zależało na kimś, kto w półnegliżu wyglądałby naturalnie. Weissmuller tymczasem pół życia spędził w kąpielówkach – był pływakiem, i to nie byle jakim, a pięciokrotnym złotym medalistą olimpijskim, który ustanowił dziesiątki rekordów świata i nigdy nie przegrał wyścigu. Pasował jak ulał. Nic dziwnego, że w latach 1932-1948 Tarzana zagrał dwanaście razy. Inauguracyjny projekt z jego udziałem okazał się wielkim hitem, przynosząc MGM prawie milion dolarów zysku i pozwalając wytwórni na produkcję pięciu kontynuacji (we wszystkich Weissmullerowi partnerowała Maureen O’Sullivan jako Jane, którą w 1943 roku – gdy franczyzę przejęło RKO – zastąpiła Brenda Joyce).
Historia Tarzana – opowiedziana z perspektywy zabawnej Jane („Mógłbyś pukać, wchodząc do mojego buduaru”, „Zastanawiam się, jak wyglądasz ubrany” czy „Uwielbiam rozmowy z mężczyznami, którzy niczego nie rozumieją”) – to kino problematyczne. Sekwencje akcji wyglądają obłędnie, zwłaszcza potyczki Tarzana z potężnymi kotami i gadami (Weissmuller przyznał w spisanych przez jego syna wspomnieniach, że nigdy nie skrzywdził żadnego zwierzęcia – patrząc na ekranowy efekt jego pracy, aż trudno w to uwierzyć – choć… „chciał”). Gorzej całość wypada na poziomie wymowy. Bohater, niby to inkarnacja szlachetnego dzikusa, porywa Jane, choć nie wiadomo, co go do tego skłania (pojawia się tu wyraźna sugestia napaści seksualnej, przed którą przeraźliwie płacząca kobieta stara się uchronić, tylko po to, by ostatecznie zakochać się w napastniku i pluskać się z nim w wodzie). Biali przybysze z cywilizowanego rzekomo Zachodu bezczeszczą afrykańską ziemię oraz jej bogactwa, ale to i tak nie wszystko. Jedynymi postaciami ginącymi w filmie – z wyjątkiem Parkera, który dopina swego, umierając z honorem na cmentarzysku słoni – są czarni, zabijani przez siły natury, krwiożerczego goryla i samego Tarzana. Jakby tego było mało, plemię Pigmejów to w istocie osoby niskorosłe w makijażu typu blackface. Są emocje, suspens i dziwny romans, jest też mnóstwo kulturowych stereotypów, które zestarzały się wyjątkowo niewdzięcznie.
Człowiek małpa (1932)
Tarzan the Ape Man
MGM ● Reżyseria: W. S. Van Dyke ● Scenariusz: Cyril Hume ● Wykonawcy: Johnny Weissmuller, Neil Hamilton, Maureen O’Sullivan i C. Aubrey Smith.
📅 2 kwietnia 1932 roku ● 99 minut