Kairskie noce

Ramon Novarro urodził się w 1899 roku w Durango w Meksyku. Nie miał jeszcze piętnastu lat, gdy wraz z rodziną uciekł przed szalejącą w kraju rewolucją i przeniósł się do USA, gdzie od razu podjął pracę. Był śpiewającym kelnerem, fordanserem i artystą wodewilowym, nim wylądował w Fabryce Snów. Debiutował jako statysta, ale dzięki reżyserowi Rexowi Ingramowi, który wypatrzył go i obsadził – obok swojej żony, aktorki Alice Terry – w takich utworach jak „Romans królewski” (1922), „Scaramouche” (1923) oraz „Arab” (1924), wyrósł na pierwszorzędnego gwiazdora i bożyszcza kobiet. Jego rodzime studio, czyli Metro Pictures (później przekształcone w MGM), promowało go jako latynoskiego kochanka, rywala Rudolpha Valentino.

Wprawdzie za życia konkurenta – w istocie Włocha – nie dorównywał mu popularnością, ale po jego śmierci w 1926 roku okrzyknięto go nowym symbolem seksu. Miał na koncie rolę w głośnym „Ben Hurze” (reż. Fred Niblo, 1926), gdy na horyzoncie pojawił się kolejny przeciwnik, a mianowicie John Gilbert. Na ekranie Novarro partnerował największym artystkom epoki niemej, w tym między innymi Normie Shearer w „Księciu studencie” (reż. Ernst Lubitsch, 1927) i Joan Crawford w „Jadzie miłości” (reż. William Nigh, 1928), gdy nadszedł przełom dźwiękowy.

W erę „talkiesów” wszedł bez większych problemów. „Porucznik Armand” (reż. Sidney Franklin, 1929), „Poganin” (reż. W. S. Van Dyke, 1929), „Wesoły Madryt” (reż. Robert Z. Leonard, 1930), „Śpiewak z Sewilli” (reż. Charles Brabin, 1930) czy „Brzask” (reż. Jacques Feyder, 1931) nie były może hitami, ale aktor nie dawał o sobie zapomnieć, zwłaszcza że wytwórnia pozwoliła mu wyreżyserować kilka hiszpańskojęzycznych wersji swoich filmów. Wreszcie sparowano go z samą Gretą Garbo – z którą Gilbert grywał wielokrotnie – lecz niestety w przeciętnym melodramacie szpiegowskim „Mata Hari” (reż. George Fitzmaurice, 1931). Sezon AD 1932 miał nieudany. Odkuł się natomiast w roku 1933, gdy do kin wszedł „Barbarzyńca” Sama Wooda, w polskim międzywojniu wyświetlany jako „Noc w Kairze”.

Dragoman Jamil (Novarro; w czołówce jedyna osoba nad tytułem) żyje z żerowania na bogatych turystkach. Zobaczywszy na stołecznym dworcu Dianę Standing (Myrna Loy), przybyszkę z Wielkiej Brytanii i narzeczoną Geralda Hume’a (Reginald Denny), bałamuci ją i obejmuje stanowisko jej prywatnego tłumacza oraz przewodnika po Egipcie. Jamil zaleca się do Diany, śpiewając jej serenady, lecz ona pozostaje odporna na jego pochlebstwa. Równocześnie o względy kobiety zabiega Pasza Achmed (Edward Arnold), biznesowy kontrahent Geralda, który nie cofnie się przed niczym, by ją posiąść. Na pannie Standing zależy mu tak bardzo, że gotów jest obsypać łasego na pieniądze Jamila złotem, byle tylko ten sprowadził ją do należącego doń pałacu. Dragoman spełnia prośbę przemysłowca, ale ostatecznie porywa Dianę z rezydencji, gdy tylko Achmed zaczyna się do niej dobierać. Renegaci mkną przez piaski, aż w końcu Standingówna opada z sił. Jamil wykorzystuje ją seksualnie, a potem zabiera do swej osady i ujawnia, że tak naprawdę w jego żyłach płynie błękitna krew. Przyparta do muru Diana zgadza się wyjść za mężczyznę, lecz podczas ceremonii upokarza go i uchodzi do Kairu, gdzie czeka na nią Gerald. Tuż przed ślubem z Hume’em niewiastę odwiedza Jamil, a ona orientuje się, że go kocha. Na pokładzie feluki oboje odpływają w siną dal.

„Barbarzyńca” to film zaiste przedziwny. Powstał w epoce, gdy mało kogo interesowały już opowieści o szejkach (finalnie – co zakrawa na paradoks – dzieło poradziło sobie w kasach biletowych wprost świetnie). Nawet jego scenarzyści – Frances Goodrich i Albert Hackett – mieli tematu po dziurki w nosie. Poddali się, a ich miejsce zajęli Anita Loos i Elmer Harris, którzy – trochę czerpiąc, a trochę nie z fabuły wspomnianego już „Araba” i jego wcześniejszej iteracji, czyli wersji z 1915 roku w reżyserii Cecila B. DeMille’a – stworzyli skrypt podjęty przez Wooda, autora tak porządnych obrazów jak choćby „Grzechy naszych dzieci” (1930).

Do pewnego momentu jest to nawet zabawne. Obsadzenie w głównych rolach Novarro i Loy, których kariery podążały w przeciwnych kierunkach (on gasł; ona świeciła coraz mocniej), opłaciło się. Jako niedobrana para są znakomici. Im jednak dalej w las – a właściwie w pustynię – tym gorzej. Całość przekształca się bowiem w festiwal seksizmu i mizoginii (a także rasizmu, biorąc pod uwagę fakt, w jaki zachowują się tu rozochoceni Egipcjanie), którego ofiarą pada Diana, bita, chłostana i gwałcona, traktowana instrumentalnie oraz, nomen omen, po barbarzyńsku („Koń pije pierwszy, potem mężczyzna” – instruuje ją Jamil, gdy ta niemal umiera z pragnienia). Nie ma w tej wizji nic romantycznego, tym bardziej że długo nie wiadomo, czy protagonista faktycznie kocha Standingównę, czy widzi w niej środek do łatwego zbicia fortuny.

Po wprowadzeniu Kodeksu Produkcyjnego nie było mowy, by redystrybuować film, wtedy ze względu na kąpiącą się nago bohaterkę (w rzeczywistości Loy miała na sobie cielisty kostium), choć z dzisiejszej perspektywy cięższym grzechem jest jego okropne obchodzenie się z kobietami. Nic dziwnego, że na łamach „Kina, Tygodnika Ilustrowanego” Wanda Kalinowska pisała, że „batożenia kobiety i sprzedawania jej starym lowelasom nie można uznać za drobiazg”, w związku z czym „dobrze się stało, że «Noc w Kairze» zdjęto z ekranów”.

Barbarzyńca (1933)

The Barbarian

MGM ● Reżyseria: Sam Wood ● Scenariusz: Anita Loos i Elmer Harris ● Wykonawcy: Ramon Novarro, Myrna Loy, Reginald Denny, Louise Closser Hale, C. Aubrey Smith, Edward Arnold, Blanche Friderici, Marcelle Corday, Hedda Hopper i Leni Stengel.

📅 12 maja 1933 roku ● 83 minuty