Niezłomna holowniczka

Dnia 30 lipca 1934 roku na pierwszej stronie gazety „Dzień Dobry!” ukazał się artykuł zatytułowany „Zgon Marie Dressler”. Wybitna aktorka teatralna i filmowa zmarła dwie doby wcześniej. Miała sześćdziesiąt pięć lat. Fakt, że o odejściu chorującej na raka zdobywczyni Oscara za „Min i Billa” (reż. George W. Hill, 1930) informowano w takim, a nie innym miejscu – tuż obok apelu prezydenta Ignacego Mościckiego w sprawie pomocy powodzianom – świadczy o ogromnej popularności, jaką Dressler cieszyła się nie tylko za oceanem, ale i nad Wisłą. Utwory z jej udziałem przyciągały tłumy, a ona była najlepiej zarabiającą gwiazdą w Hollywood przełomu trzeciej i czwartej dekady XX wieku. Nic zatem dziwnego, że w najświeższym numerze „Kina, Tygodnika Ilustrowanego”, jaki wyszedł po śmierci artystki, jej nekrolog zakończono tak: „Pamięć o niej z pewnością nie zaginie szybko wśród miłośników ekranu”. W Stanach Zjednoczonych wciąż wymienia się ją wśród największych figur w dziejach X muzy. W Polsce tymczasem jej nazwisko pokryła gruba warstwa pyłu. Szkoda.

W 1933 roku podupadająca na zdrowiu Dressler wystąpiła w trzech projektach MGM, towarzystwa, z którym związana była kontraktem od przełomu dźwiękowego. Ostatnim obrazem, w jakim mogła podziwiać ją publiczność, był „Christopher Bean” Sama Wooda (partnerował jej Lionel Barrymore). Premierę tego mało znanego dzieła poprzedziło wydanie „Kolacji o ósmej” George’a Cukora, której kadr musiał pomieścić najznamienitsze osobistości studia (i choć przedsięwzięcie obrodziło w plejadę sław, to i tak w czołówce górowała nad wszystkimi Dressler). Dokładnie dziewiętnaście dni przed wypuszczeniem „Kolacji o ósmej” na afiszach ukazał się komediodramat „Pilnuj swego męża” w reżyserii wypożyczonego od Warnerów Mervyna LeRoya.

Aktorce zależało na tym, żeby pojawić się w filmie. Jak bowiem przyznał Norman Reilly Raine, autor wydawanej od 1931 roku na łamach „The Saturday Evening Post” serii opowiadań „Tugboat Annie” – stanowiącej kanwę scenariusza „Pilnuj swego męża” – na pomysł stworzenia bohaterki będącej właścicielką starego holownika wpadł, obejrzawszy „Annę Christie” (reż. Clarence Brown, 1930) z Gretą Garbo i… Dressler właśnie. Ekranizacja poczytnej prozy Raine’a była ponadto na rękę władzom wytwórni, które – raz jeszcze parując ze sobą idolkę Ameryki z Wallace’em Beerym – planowało powtórzyć sukces odniesiony przez wspomnianych już „Min i Billa”.

Udało się. Nieformalna kontynuacja hitu Hilla uplasowała się na szóstym miejscu listy najbardziej kasowych „talkiesów” sezonu (na dziesiątej pozycji znalazła się „Kolacja o ósmej”), a gdy trafiła do Polski – na osiem tygodni przed śmiercią Dressler – „Kurier Warszawski” piał z zachwytu, pisząc, że to dzieło „grane pierwszorzędnie, kojarzące misternie naturalny komizm ze szczerym uczuciem, a przy tym utrzymane w wybornym tempie”.

Annie Brennan (Dressler), oferująca usługi holownicze armatorka z Wybrzeża Północno-Zachodniego, co rusz traci zlecenia, ponieważ kontrahenci dosyć mają błędów popełnianych przez jej uzależnionego od alkoholu męża Terry’ego (Beery). Alec (Robert Young), syn Brennanów, gotów jest rzucić szkołę, by pomóc matce w prowadzeniu biznesu, lecz kobieta ani myśli godzić się na taki krok. Chłopak kończy więc edukację i zostaje najmłodszym w Ameryce kapitanem luksusowego liniowca. Rodzice pękają z dumy. Nie przeszkadza im nawet to, że ich dziecko pracuje dla konkurencji, czyli Reda Severna (Willard Robertson), którego córkę imieniem Pat (Maureen O’Sullivan) postanawia poślubić.

Alec załatwia ojcu robotę u przyszłego teścia, ale jego starania idą na marne, gdy Terry zjawia się u Severna zalany w sztok. Junior zmusza matulę do dokonania wyboru: albo on, albo stary pijaczyna. Annie zostaje z partnerem. Wstawiony Terry powoduje wypadek, a Brennanowie tracą ukochaną łajbę. Gdy statek dowodzony przez Aleca walczy ze sztormem, Annie i Terry ruszają mu na ratunek. Podczas interwencji mężczyzna ulega poważnemu poparzeniu, ale dzięki jego poświęceniu i zdobyciu się na bohaterstwo udaje się dociągnąć okręt do portu. Familia się jednoczy, a Terry – jak to Terry – sięga po kieliszek.

„Pilnuj swego męża”, film wydany cztery miesiące przed zniesieniem prohibicji, jawi się jako połączenie dwóch innych dzieł przyglądających się kwestii alkoholizmu: „Świateł wielkiego miasta” (1931) Charliego Chaplina, gdzie nadużywanie napojów wyskokowych jest pretekstem do gagów, oraz „Walki” (1931) Davida Warka Griffitha, w której nałóg jest potraktowany jako niszcząca życie choroba. Wyreżyserowany przez LeRoya obraz – wpisujący się w pożądaną konwencję kina morskiego (finałowa sekwencja pacyficzna zrealizowana jest wyśmienicie) – leży na przecięciu komedii i tragedii. Wywołuje naprzemiennie, jak słusznie konstatowano w „Wieczorze Warszawskim”, „łzy serdeczne i najszczerszy śmiech”. Spora w tym zasługa Dressler i Beery’ego, którzy – niejako wbrew warunkom – wyrośli na najjaśniej błyszczące gwiazdy epoki. Grane przez nich małżeństwo, podobnie jak Min i Bill, funkcjonują według zasady, że kto się czubi, ten się lubi. Mnóstwo w ich związku problemów, ale też miłości.

MGM obmyślało ciąg dalszy przygód tych bohaterów, ale ich zamiary pokrzyżowała śmierć Dressler. Sama Annie powróciła w dwóch filmach i serialu. Wcielały się w nią Marjorie Rambeau, Jane Darwell oraz Minerva Urecal.

Pilnuj swego męża (1933)

Tugboat Annie

MGM ● Reżyseria: Mervyn LeRoy ● Scenariusz: Zelda Sears i Eve Greene ● Wykonawcy: Marie Dressler, Wallace Beery, Robert Young, Maureen O’Sullivan, Willard Robertson, Tammany Young, Frankie Darro, Jack Pennick i Paul Hurst.

📅 4 sierpnia 1933 roku ● 86 minut