Blues XX wieku
W angielskich teatrach wciąż wystawiano spektakl „Życie prywatne” Noëla Cowarda – w 1931 roku przerobiony na film autorstwa Sidneya Franklina – gdy dramaturg, wówczas najlepiej zarabiający pisarz w Wielkiej Brytanii, wpadł na pomysł sztuki przybliżającej losy dwóch londyńskich rodzin: pochodzących z klasy wyższej Marryotów oraz ich służących Bridgesów. W efekcie powstała „Kawalkada”, narodowa epopeja z anegdotą obejmującą trzy dekady i rozgrywającą się na tle najważniejszych wydarzeń historycznych tamtego okresu: od drugiej wojny burskiej (1899-1902) przez śmierć królowej Wiktorii (1901), przelot Louisa Blériota nad kanałem La Manche (1909), zatonięcie Titanica (1912) i wybuch ogólnoświatowego konfliktu (1914-1918) aż po początek Wielkiego Kryzysu (1929) oraz będący jego pokłosiem „zamęt moralny, gospodarczy i polityczny”. Na sceniczne deski West Endu „Kawalkada” trafiła w październiku 1931 roku i z miejsca okazała się hitem kasowym i artystycznym. Zanim po niespełna dwunastu miesiącach zdjęto ją z afiszów, zagrana została ponad czterysta razy. Wtedy upomniało się o nią kino, ale nie brytyjskie, a amerykańskie.
Wytwórnia Fox Film Corporation zapłaciła Cowardowi 100 tysięcy dolarów za prawa i do ekranizacji trzyaktówki, i do korzystania z piosenek stworzonych przezeń specjalnie na potrzeby przedstawienia. Za kamerą bezprecedensowego obrazu w dziejach X muzy stanąć miał Frank Borzage, który wprawdzie rozwiązał kontrakt ze studiem i przerzucił się na niezależność, ale przed odejściem z przedsiębiorstwa zobowiązał się do realizacji jeszcze kilku utworów (jednym z nich było „Pojutrze” z 1932 roku). Choć reżyser wykazywał gotowość do pracy, włodarze Foxa podjęli decyzję o zastąpieniu go człowiekiem, któremu – z uwagi na szkocki rodowód – bliżej było do treści opowieści. Zatrudniono Franka Lloyda, dzięki czemu Borzage mógł się zająć produkcją ostatniego występu w karierze Mary Pickford, to jest „Tajemnicami” (1933).
Urodzony w 1886 roku Lloyd był dwudziestosiedmiolatkiem, gdy dotarł do Hollywood, gdzie rozpoczął szalenie owocną przygodę z kinematografią. Działał na zlecenie lwiej części liczących się towarzystw, nim w 1930 roku zdobył Oscara za reżyserię niemej „Królowej bez korony” (1929). Co ciekawe, w trakcie gali jego szanse na zdobycie statuetki były większe niż konkurentów, gdyż nominowano go również za na poły mówioną „Zaklętą rzekę” (1929) oraz w stu procentach dźwiękowe „Niedobrane małżeństwo” (1929). W brudną dekadę wszedł raczej przeciętnymi tytułami (vide: „Bunt młodości” z 1931 roku), by dość niespodziewanie zrobić bodaj najważniejsze dzieło w karierze, czyli „Kawalkadę” (1933).
Szczegółowe streszczanie filmu Lloyda to zadanie tyleż karkołomne, co zwyczajnie pozbawione sensu. Warto natomiast – z kronikarskiego obowiązku charakteryzującego cykl {Kino pokryte pyłem} – nakreślić ogólny zarys fabuły. Rzecz dzieje się na przestrzeni pierwszych trzydziestu lat XX wieku. Dwie rodziny – dobrze sytuowane małżeństwo Jane (Diana Wynyard) i Roberta (Clive Brook) Marryotów oraz ich synowie Edward (John Warburton) i Joey (Frank Lawton), a także pracujący dla nich Ellen (Una O’Connor) i Alfred (Herbert Mundin) Bridgesowie wraz z córką Fanny (Ursula Jeans) – mierzą się z realiami panującymi w Wielkiej Brytanii, przeżywając wzloty i upadki, na które wpływ mają sprawy dotykające kraj.
Nakręcony za horrendalną kwotę 1,3 miliona dolarów „Kawalkada” zwróciła się Foxowi z nawiązką. Na całym świecie zarobiła 3,5 miliona dolarów, ustanawiając nowy rekord studia. Mało tego, obraz zgarnął trzy nagrody Akademii, w tym tę w głównej kategorii (doceniono ponadto reżyserię Lloyda oraz scenografię Williama S. Darlinga; Wynyard musiała za to uznać wyższość Katharine Hepburn z „Porannej chwały” Lowella Shermana z 1933 roku). Utwór przerósł najśmielsze oczekiwania Cowarda, który gratulował twórcom sukcesu, ciesząc się przy tym, że pozostali oni wierni oryginałowi i jego probrytyjskiej wymowie.
Prasa amerykańska piała z zachwytu. Wtórowali jej polscy krytycy, którzy chyba nigdy wcześniej nie byli aż tak wylewni. „Dobry Wieczór! Kurier Czerwony” wprost donosił, że entuzjastyczne przyjęcie filmu to dowód na to, że „Warszawa zdała egzamin dojrzałości”, doceniając „bogactwo treści, imponujący rozmach wystawy i scen zbiorowych, szlachetną ideę, a wreszcie świetną grę artystów”. „Kurier Warszawski” określił „Kawalkadę” mianem „wielkiego fresku obyczajowo-historycznego rzuconego na ekran”. Na łamach „Kuriera Polskiego” Jerzy Topelitz rozpoznawał w tej „niesłychanie drobiazgowej obserwacji” „echa monumentalnych filmów Thomasa H. Ince’a, Cecila B. DeMille’a i Davida Warka Griffitha” (warto dodać, że ten sam recenzent, pisząc o rok wcześniejszych „Zdobywcach” Williama A. Wellmana, nad Wisłą pokazywanych później niż „Kawalkada”, twierdził, że to Lloyd wywarł wpływ na opus magnum RKO).
Dziś nie sposób nie zauważyć, że laureat Oscara AD 1934 mocno się zestarzał. Film jest w gruncie rzeczy nudny. Reżyser prześlizguje się po tematach, żadnego nie traktując na tyle głęboko i poważnie, by można się przejąć. „Kawalkada” współcześnie nie działa. Owszem, doskonale oddaje ducha epoki, zaś głównym bohaterem opowieści czyni Wielką Brytanię, a poza tym udowadnia, że wszystko się zmienia, z wyjątkiem prawdziwej miłości i ludzkiej skłonności do prowadzenia wojen, ale to właściwie tyle.
Kawalkada (1933)
Cavalcade
FOX FILM CORPORATION ● Reżyseria: Frank Lloyd ● Scenariusz: Reginald Berkeley ● Wykonawcy: Diana Wynyard, Clive Brook, Una O’Connor, Herbert Mundin, Beryl Mercer, Irene Browne, Tempe Pigott, Merle Tottenham, Frank Lawton, Ursula Jeans, Margaret Lindsay, John Warburton, Billy Bevan i Desmond Roberts.
📅 15 kwietnia 1933 roku ● 112 minut