Wzloty i upadki
Dwudziestokilkuletnia Riley (Courtney Eaton), dziewczyna cierpiąca na dysmorfofobię oraz zaburzenia odżywiania, opuszcza ośrodek leczenia uzależnień, z którego odbiera ją jej najlepsza przyjaciółka Casey (Francesca Reale). I choć specjaliści sugerują, by na jakiś czas odpuściła sobie imprezy i randkowanie, ona – namówiona przez kumpelę – udaje się do baru karaoke, gdzie poznaje będącego świeżo po rozstaniu, ale i krótkiej odsiadce w więzieniu Ethana (Thomas Mann). Pogadawszy co nieco, para wychodzi z lokalu na nowojorską ulicę, by ostatecznie zjeść kolację w pobliskiej knajpie. Od słowa do słowa okazuje się, że sporo ich łączy, w związku z czym Riley – mając wprawdzie z tyłu głowy rady fachowców z placówki medycznej, ale zbytnio się nimi nie przejmując – zaprasza Ethana na seks do swojego mieszkania. Gdy tylko lądują na kanapie, a ona ma się rozebrać (on jest już naguteńki), czar pryska. Riley, przekonana o licznych wadach własnego ciała, nie jest w stanie obnażyć się przed drugą osobą. Wielkoduszny Ethan nie naciska. Z koców, swetrów i ręczników buduje bezpieczną przystań, którą przyozdabia choinkowymi lampkami. Oto idealne miejsce, by obejrzeć wspólnie film.
Na terapii u doktor Akerman (Gina Rodriguez; znana między innymi z „Wróć do mnie” Jasona Orleya z 2022 roku), Riley – w sesjach uczestnicząca zresztą bardzo niechętnie – dowiaduje się, że angażowanie się w relację z Ethanem to nie najlepszy pomysł. Młoda kobieta – wbrew zaleceniom psychiatrki – postanawia kontynuować znajomość z chłopakiem (na stopie czysto przyjacielskiej), jednocześnie tęskniąc za byłym facetem (Rico Paris). Mimo że pracy nie potrzebuje – utrzymuje ją wiecznie nieobecna matka (Celeste Oliva), bagatelizująca skądinąd problemy córki – znajduje zatrudnienie w kafejce prowadzonej przez domorosłego impresaria Bryce’a (Dave Bautista). Miesiące mijają, a Riley, wspierana i przez Ethana, i przez Casey, pogrąża się w bólu powodowanym przez powtarzające się myśli oraz trudne do skontrolowania zachowania, które wyzwala jej wygląd.
„Parachute” (2023) – debiut reżyserski Brittany Snow, aktorki, której rozpoznawalność przyniosły role w serialu „American Dreams” (2002-2005) oraz w takich filmach jak „John Tucker musi odejść” (reż. Betty Thomas, 2006), „Lakier do włosów” (reż. Adam Shankman, 2007) czy wreszcie „Bal maturalny” (reż. Nelson McCormick, 2008) – to kino zbudowane na solidnym fundamencie. Tak się bowiem składa, że jego autorka długo zmagała się z anoreksją i depresją, których pokłosiem były akty samookaleczeń. Informacją o chorobach podzieliła się z magazynem „People”. Sęk w tym, że był rok 2007. Wrażliwość nie należała do cech charakteryzujących pierwsze dziesięciolecie XXI wieku, przez co jej przejmujące świadectwo – spisane przez Lisę Ingrassię – zostało, mówiąc oględnie, zlekceważone.
Teraz, nieco ponad półtorej dekady później, Snow, oparłszy się na tym, czego doświadczyła w przeszłości, przybliża historię bohaterki, która dusi się w swoim ciele, równocześnie poszukując bliskości oraz miłości. Na podstawie scenariusza napisanego wraz z Beccą Gleason twórczyni kreśli przekaz dojrzały, poruszający, intencjonalnie chaotyczny, bo wszak zakorzeniony w udręczeniu, a przy tym nadzwyczaj lekki, przyciągający, chwilami wręcz hipnotyzujący, przypominający „Do rana” (reż. Conrad Jackson, 2011), opowieść o granym przez Parkera Crofta młodzieńcu, który na dobę przed operacją usunięcia guza mózgu nawiązuje kontakt z dziewczyną marzeń (Emilia Ares).
W „Parachute” Snow przygląda się oczywistemu wpływowi cielesnych zaburzeń dysmorficznych na codzienność protagonistki. Mowa tu nie tylko o relacji Riley z samą sobą, ale także z otaczającymi ją ludźmi, raz przez nią odpychanymi, innym razem przyzywanymi. Nie dość, że protagonistka – stale porównująca się z modelkami na Instagramie (media społecznościowe jako czynnik wpędzający w kompleksy są bez wątpienia na celowniku reżyserki) – nie potrafi pokochać ani siebie, ani swoich ramion czy ud, to jeszcze działa okrutnie, z pobudek egoistycznych, traktując tych, którzy są blisko, jak tytułowe spadochrony, przedmioty pozwalające złagodzić upadek po wzlocie. Szczególnie narażony na jej posunięcia jest Ethan, gość przyzwoity i zwyczajnie dobry, ale też – jako dorosłe dziecko alkoholika (w roli ojca występuje tu Joel McHale, znany, ot, choćby, z „I szczęśliwie” BenDavida Grabinskiego z 2021 roku) – skłonny do współuzależnień. Na straconej pozycji plasuje go to, że zadurzony jest w Riley po uszy. Chłopak nie dostrzega żadnych niedoskonałości jej ciała. Scena, w której Ethan wyznaje przyjaciółce miłość, twierdząc, że jest doskonała, należy do najmocniejszych momentów filmu („Jeśli chcesz wiedzieć, jak wyglądasz, zapytaj mnie, a ja ci powiem, że jesteś idealna” – oznajmia bohater).
Riley, pomimo tego, jak obchodzi się z tymi, którym na niej zależy, jest postacią – co zakrawa być może na paradoks – sympatyczną, dającą się lubić, interesującą w swoim skomplikowaniu. Nie sposób jej nie współczuć, gdy wymierza sobie kolejne ciosy, gdy z całej siły ściska w rękach brzuch, gdy z obrzydzeniem przygląda się sobie w lustrze, gdy objada się w środku nocy, a potem żałuje, gdy koniec końców próbuje popełnić samobójstwo. Wzlatuje, a potem upada, a wyrozumiała wobec niej Snow opatula ją kocem, który przekształca się w spadochron. Pytanie zatem: czy Riley uda się pokonać problemy i umiłować zarówno siebie, jak i swoje ciało? Oby tak.