Dziki powój

Gdyby nie to, że Katharine Hepburn dostała za rolę w tym filmie swojego pierwszego Oscara (łącznie przez całą karierę uzbierała aż cztery statuetki), „Poranną chwałę” (1933) Lowella Shermana – twórcy, który chwilę wcześniej na dobre porzucił występy przed kamerą i przestawił się na reżyserię – pokryłaby najprawdopodobniej gruba warstwa pyłu. To bynajmniej nie tak, że to kino złe. Nic z tych rzeczy. To po prostu kino nijakie, i to nawet w porównaniu z „Pozwem rozwodowym” (reż. George Cukor, 1932) oraz „Christopherem Strongiem” (reż. Dorothy Arzner, 1933).

Eva Lovelace (Hepburn), naiwniaczka z maleńkiego Franklin w stanie Vermont, przyjeżdża do Nowego Jorku w nadziei, że dzięki dogłębnej znajomości Williama Szekspira i George’a Bernarda Shawa podbije Broadway. Na Manhattanie poznaje doświadczonego artystę Roberta Harleya Hedgesa (C. Aubrey Smith). Mężczyzna, postanowiwszy pomóc jej w oszlifowaniu talent, przedstawia ją producentowi Louisowi Eastonowi (Adolphe Menjou) oraz dramaturgowi Josephowi Sheridanowi (Douglas Fairbanks Jr.), którzy akurat obsadzają swój najnowszy spektakl. Sęk w tym, że dżentelmeni nie wykazują żadnego zainteresowania dość natrętną przybyszką i odprawiają ją z kwitkiem.

Miesiące mijają, a Eva stoi w miejscu. Szukając angażu, wpada na Hedgesa, który – widząc, że dziewczę cierpi głód i chłód – zaprasza ją na przyjęcie organizowane w apartamencie Eastona. Tam, zalawszy się w sztok niepitym nigdy przedtem szampanem, Lovelace odgrywa najpierw scenę z „Hamleta”, a następnie z „Romea i Julii”. Wprawiwszy zgromadzonych gości w konsternację, mdleje. Eva zostaje u Louisa na noc, a skoro tak, to po przebudzeniu jest przekonana, że od teraz będą już zawsze razem. Impresario tymczasem ani myśli wiązać się z aktoreczką, w której skądinąd zakochany jest Sheridan.

Odrzucona Lovelace bierze fuchy w wodewilu i nocnych klubach. Gdy wreszcie los się do niej uśmiecha, wpada w panikę. Mając zastąpić diwę Ritę Vernon (Mary Duncan) w aranżowanej przez Eastona i Sheridana realizacji, zaczyna wątpić w swe umiejętności. Niemniej jednak wychodzi przed publiczność i – niczym Peggy Sawyer (Ruby Keeler) z „Ulicy szaleństw” (reż. Lloyd Bacon, 1933) – daje mistrzowski popis. Za kulisami Eva i Louis znajdują porozumienie. Kiedy zaś Joseph wyznaje jej miłość, ona delikatnie daje mu do zrozumienia, że nic z tego nie będzie. Wszak teraz należy do Broadwayu.

Na gali rozdania nagród Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej Hepburn – w wydarzeniu oczywiście nieuczestnicząca – pokonała May Robson, nominowaną za „Arystokrację podziemi” (reż. Frank Capra, 1933), oraz Dianę Wynyard, docenioną za „Kawalkadę” (reż. Frank Lloyd, 1933). Abstrahując od tak absurdalnej kwestii jak to, czy zwyciężyła zasłużenie, czy nie, pewne jest, że rola panny Lovelace pasowała do niej jak ulał. Wprawdzie Zoë Akins, autorka zakupionego przez RKO Pictures i niewystawianego do 1939 roku utworu, który stanowił kanwę „Porannej chwały”, widziała w filmie swą przyjaciółkę Tallulah Bankhead, zaś baronowie z wytwórni – na czele z Pandro S. Bermanem – nabyli materiał z myślą o Constance Bennett, ale chyba jedynie Hepburn naprawdę pragnęła wziąć udział w reżyserowanym przez Shermana przedsięwzięciu. Dlaczego? Otóż, jak wyznała gwiazda w rozmowie z Charlotte Chandler, mogła tam „zagrać samą siebie, tylko jeszcze intensywniej”.

Coś w tym faktycznie jest. Jeśli bowiem zestawić biografie oraz temperamenty Hepburn i Lovelace, to nie sposób nie odnieść wrażenia, że to zaiste bardzo podobne do siebie osoby. Patrząc retrospektywnie, aż trudno w związku z tym uwierzyć, że Akins nie stworzyła głównej bohaterki sztuki, wzorując się na Hepburn właśnie (plotka notabene głosi, że panie za sobą nie przepadały). Obie wychowane w prawdziwie sielskiej atmosferze Nowej Anglii. Obie mówiące z tak zwanym transatlantyckim akcentem. Obie gadatliwe, żywiołowe, zdecydowane i asertywne. Obie niewierzące w instytucję małżeństwa. Obie wreszcie – będące za pan brat ze scenicznymi deskami, i to od najmłodszych lat.

„Poranna chwała” całkiem nieźle poradziła sobie w kasach kinowych. Zebrała też mnóstwo pozytywnych recenzji, choć w beczce miodu zdarzała się raz po raz łyżka dziegciu. Tak czy siak, Hepburn coraz śmielej poczynała sobie z Hollywood. Dość powiedzieć, że aktorce udało się wynegocjować kontrakt, który zapewnił jej zarówno udział w zyskach, jak i opcję doboru reżysera oraz pozostałych gwiazd przy kolejnych projektach, a także – co być może najważniejsze w przypadku tej konkretnej postaci – możliwość podzielenia kariery na dwie sfery: filmową i teatralną.

Poranna chwała (1933)

Morning Glory

RKO PICTURES ● Reżyseria: Lowell Sherman ● Scenariusz: Howard J. Green ● Wykonawcy: Katharine Hepburn, Douglas Fairbanks Jr., Adolphe Menjou, Mary Duncan, C. Aubrey Smith, Don Alvarado, Fredric Santley, Richard Carle, Tyler Brooke i Geneva Mitchell.

📅 17 września 1933 roku ● 70 minut