Dżentelmen z ulicy
W swych opracowaniach zdecydowana większość historyków kina albo pomija istnienie „Światowca” (1931)1 Richarda Wallace’a (robi tak nawet Roger Dooley w tomie „From Scarface to Scarlett: American Films in the 1930s”!), albo ogranicza się do krótkiej, maksymalnie dwuzdaniowej wzmianki na jego temat, obszerniejsze omówienie pozostawiając autorom specjalizującym się w hollywoodzkich plotkach i skandalach. Najwidoczniej nie interesuje ich to, że wyreżyserował go człowiek odpowiedzialny za jeden z najciekawszych tytułów 1930 roku (mowa o „Tygodniowej przepustce”). Znaczenia nie ma też fakt, iż oryginalny skrypt napisał doń Herman J. Mankiewicz (Sydney Ladensohn Stern, biograf scenarzysty i jego brata Josepha, napomyka jedynie, iż jest to kino „wyrafinowane, chwytające za serce i zabawne”, a także – w porównaniu ze „Śmiechem” Harry’ego d’Abbadiego d’Arrasta z 1930 roku – „cieszące się dużo większą popularnością”). Nikt bodaj nie zwraca uwagi na to, że ogląda się go – a zwłaszcza nadspodziewanie melodramatyczny finał – jakby powstał co najmniej pięć lub dziesięć lat później, w znacznie już dojrzalszej epoce dźwiękowej. Liczy się wyłącznie to, że na planie zdjęciowym „Światowca” poznali się odtwórcy głównych ról, a mianowicie William Powell oraz Carole Lombard, którzy zaledwie kilka miesięcy po jego premierze wzięli ślub.
Po wielu zagranicznych wojażach Amerykanin Michael Trevor (Powell) osiada wreszcie w Paryżu. Wystylizowawszy się na salonowego lwa, podaje się za literata, świadcząc jednocześnie usługi przewodnika-amatora. W ten sposób poznaje zamożnego rodaka, niejakiego Harry’ego Taylora (Guy Kibbee), który – jak się okazuje – w stolicy Francji zdradza swą czekającą za oceanem żonę. O romansie dowiaduje się ponoć jeden z brukowców. Michael zapewnia jegomościa, iż jest w stanie zatrzymać publikację niewygodnego tekstu oraz postawić redakcję przed wymiarem sprawiedliwości, ale potrzebuje w tym celu konkretnej kwoty. Pan Taylor, nie chcąc, by doszło do kompromitacji, wypisuje czek. Kamień z hukiem spada mu z serca. Nie zdaje sobie oczywiście sprawy, iż szantażystą jest w istocie sam Michael. Ten w międzyczasie poznaje siostrzenicę Harry’ego, czyli Mary Kendall (Lombard). Jego partnerzy – Irene (znakomita Wynne Gibson) i Fred (George Chandler) – zachęcają go, by wyciągnął od tej rodziny jeszcze więcej forsy, wykorzystując naiwną panienkę, prywatnie dziewczynę Franka (Lawrence Gray). Michael, który zdążył oszaleć na jej punkcie, staje przed dylematem: powiedzieć prawdę czy posłuchać towarzyszy i kontynuować przekręt.
Główny bohater „Światowca” rozstawia paryską socjetę niczym pionki na szachownicy. Jego kłamstwa i wymuszenia są zawsze schowane pod nienaganną prezencją, którą na początku lat trzydziestych Powell odznaczał się jak żaden inny aktor. Czarujący i wysublimowany naciągacz z zasadami (naczelna zakłada, by nie angażować kobiet w swe szwindle), który nie tyka alkoholu (woli od niego – butelkowaną skądinąd we Francji – wodę Perrier), a zarabia – jak sam stwierdza – dzięki ponadprzeciętnemu umysłowi. Doskonale wie, gdzie uderzyć. Obserwuje ludzi (głównie jankeskich turystów z grubymi portfelami), rozpoznaje ich słabostki oraz mniej lub bardziej skrywane sekrety, by następnie – dzięki doświadczeniu nabytemu jako „najbardziej obiecujący reporter w Stanach Zjednoczonych” oraz domowej drukarence – sporządzić taki czy owaki artykulik, który ma mu posłużyć jako karta przetargowa w procesie wymuszenia.
Wallace prezentuje jedną z pierwszych tego typu postaci w dziejach ruchomych obrazów. Nie tylko na tym polu jest prekursorem. Tak się bowiem składa, iż „Światowiec” jest również wczesnym przykładem miłości kinematografu do Paryża, pełnego naturalnego powabu miasta zakochanych, drugich szans i eskapizmu. Pięknie sfotografowane przez Victora Milnera – stałego współpracownika Ernsta Lubitscha i Prestona Sturgesa, późniejszego zdobywcy Oscara za zdjęcia do „Kleopatry” (1934) Cecila B. DeMille’a – nocne spacery nad Sekwaną (nawet jeśli w rzeczywistości zrealizowane w hollywoodzkim studiu), a także ujęcia zgiełku oraz ulicznego ruchu (w tym przypadku chwytane już bezpośrednio we Francji) nadają całości nostalgicznego uroku, zwłaszcza że sąsiadują z posępnym i skąpanym we mgle zakończeniem. „Kiedyś Paryż był dla mnie wszystkim, dziś jest po prostu miejscem do życia” – mówi Michael, lecz czuć, że to kolejne kłamstwo. Co prawda – będąc na samowygnaniu – tęskni za ojczystą Ameryką, ale dopiero nakaz opuszczenia centrum Europy sprawia, że jego serce pęka na pół.
I choć Powell kapitalnie odnajduje się w tej roli, tego samego nie sposób powiedzieć o Lombard, której czas miał dopiero nadejść. W jej postać mogłoby się wcielić wiele innych aktorek. Obsadzić chciano na przykład Gibson, która tu jest niezwykła jako Irene. Być może dlatego, że to perfekcyjnie napisana bohaterka: niegdyś kochanka Michaela, teraz jego wspólniczka, wciąż darząca go miłością, ale nierozumiejąca sposobu, w jaki ten postrzega świat i ich pomysł na zarabianie. Kobieta skrzywdzona, a przez to zawistna, gotowa na więcej niż mężczyźni, co nie znaczy bynajmniej, iż zepsuta do szpiku kości.
Światowiec (1931)1
Man of the World
PARAMOUNT PICTURES ● Reżyseria: Richard Wallace ● Scenariusz: Herman J. Mankiewicz ● Wykonawcy: William Powell, Carole Lombard, Wynne Gibson, Lawrence Gray, Guy Kibbee i George Chandler.
📅 28 marca 1931 roku ● 72 minuty
1 Polski tytuł nadany przeze mnie na potrzeby niniejszego cyklu.