Kopciuszek w pozłacanej klatce
Gdy pochodzący z dobrego domu Michael Schuyler (Don Dillaway) łamie obietnicę daną tancerce i – wbrew temu, co przysięgał – zrywa zaręczyny, na posesji rodziny aż roi się od pismaków. Skandal relacjonuje między innymi Stewart Smith (fenomenalny Robert Williams), reporter, w którym potajemnie kocha się Gallagher (Loretta Young), koleżanka z redakcji. Mężczyzna, nie dając się przekupić Schuylerom, publikuje materiał w gazecie, co bynajmniej nie zraża doń siostry Michaela imieniem Ann (Jean Harlow). Dziennikarz i lwica salonowa zakochują się w sobie, po czym biorą ślub. Stew, licząc na to, że uda mu się zachować niezależność, jest wciągany przez połowicę w życie towarzyskie elit. Ba, dostaje nawet prywatnego lokaja (przezabawny Claud Allister). Kiedy Ann wraz z matką (Louise Closser Hale) i prawnikiem Graysonem (Reginald Owen) udają się na przyjęcie, Smith zostaje w posiadłości i zaprasza swych przyjaciół z pracy, którzy zamieniają miejsce w alkoholową melinę. W trakcie imprezy Stew orientuje się, że nie pasuje do śmietanki. Po powrocie żony żąda od niej rozwodu, po czym odchodzi wraz z Gallagher.
Poprzednie dzieło Franka Capry – rewelacyjna „Cudotwórczyni” (1931) – pomimo pokładanych w nim nadziei, marnie poradziło sobie w kasach biletowych. Tak czy siak, reżyser wziął się za kolejny projekt, ale produkcję „Zakazanego owocu” – wydanego ostatecznie w 1932 roku – zakłócił sądowy spór Barbary Stanwyck z Harrym Cohnem, szefem studia Columbia Pictures. W związku z tym Caprę oddelegowano do innego tytułu, czyli do „Platynowej blondynki” (1931), którą z kolei pierwotnie miał zrealizować aktor Edward Buzzell (film planowano jako jego debiut za kamerą). Dobrze się stało, że na krześle reżyserskim doszło do roszady. „Platynowa blondynka” to mistrzowska komedia, wprawdzie często pomijana w zestawieniach najlepszych utworów autora, ale przecież poruszająca tematykę, którą w swych późniejszych obrazach – na czele z „Panem z milionami” (1936) – Capra opanuje do perfekcji, kreśląc portrety zwykłych obywateli stojących przed wyborami pomiędzy bogactwem i przywilejami, jakimi są kuszeni, a korzeniami, z jakich wyrastają.
Spora w tym zasługa zakontraktowanego przez Columbię scenarzysty Roberta Riskina (już „Cudotwórczyni” powstała na podstawie sztuki napisanej przez niego i Johna Meehana), który w czołówce figuruje jako człowiek od dialogów. Joseph McBride, biograf reżysera, zauważa, że Capra przez jakiś czas utrzymywał, że to on i Jo Swerling napisali skrypt do „Platynowej blondynki”, lecz prawda jest taka, iż obu zwerbowano do przedsięwzięcia, gdy tekst był już gotowy. Czyżby Capra chciał w ten sposób odwrócić uwagę od coraz śmielej poczynającego sobie na korytarzach studia Riskina? Niewykluczone. (Panowie zasiedli przy jednym stole dopiero wtedy, gdy zainicjowano prace nad „Arystokracją podziemi” z 1933 roku).
Historia Pigmaliona opowiedziana à rebours miała wywindować wypożyczoną z Warner Bros. Young (to jej nazwisko otwiera zresztą listę płac), ale gdzieś po drodze okazało się, że to Harlow – udostępniona przez Howarda Hughesa – może przyczynić się do komercyjnego sukcesu filmu (zmiana tytułu z „Gallagher” na „Platynową blondynkę” tłumaczy w zasadzie wszystko). Utwór ugruntował jej pozycję w Hollywood, co nie zmienia faktu, iż Capra – zmęczony kolejnymi dublami z udziałem aktorki – uważał, że ta absolutnie nie nadaje się do roli kobiety, w której żyłach płynie błękitna krew. Niemniej jednak prawdziwą gwiazdą tej komedii jest Williams jako prototyp bohatera w stylu późniejszego Longfellowa Deedsa (granego przez Gary’ego Coopera). Williams sprawdza się znakomicie w roli żurnalisty z nizin zakochującego się w dziewczynie z wyższych sfer. Jakim więc cudem nie zrobił kariery? Otóż aktor zmarł na zapalenie otrzewnej zaledwie trzy dni po premierze filmu. Wielka szkoda, zwłaszcza że jego ekranowy potencjał jest tu nie do podważenia.
Capra i Riskin zderzają ze sobą dwa współistniejące w realiach Wielkiego Kryzysu światy, opowiadając się po stronie jednego z nich. Klasa pracująca kontra klasa próżniacza. W sekwencji otwierającej twórcy rysują redakcję zatrudniającą Stewarta. Jest w niej głośno. Stłoczeni dziennikarze przekrzykują się, uderzając równocześnie w klawisze tuzinów maszyn do pisania. Później, gdy protagonista mieszka już w przestronnym zamczysku Schuylerów, które pomieściłoby co najmniej kilka nowojorskich wydawnictw prasowych, jest tam tak cicho, że każdy, nawet najdrobniejszy dźwięk odbija się echem. Jakże proste i czytelne zarazem zestawienie.
To, co wypada najciekawiej w „Platynowej blondynce”, to sposób, w jaki funkcjonuje związek Stewarta z żoną, zwłaszcza na tle jego relacji z Gallagher, w której on nigdy nie dostrzega kobiety, a jedynie kumpelę z roboty (na Boga, gra ją Loretta Young!). Choćby i powtarzał po tysiąckroć swe nazwisko, udowadniając, że to on jest panem domu, Stew i Ann nigdy nie staną się panem i panią Smith. W tym układzie on zawsze będzie mężem Schuylerówny, która kastruje go symbolicznie, próbując przekształcić trampa w dżentelmena i dając mu w prezencie podwiązki do skarpetek, mimo iż ten wyraźnie zaznaczał, że ich nie nosi. Nici z niezależności, no chyba że bohater zwiąże się z inną dziewczyną, tą, która czeka cicho gdzieś obok. Zauroczony dobrobytem Stew opamiętuje się i wybiera nie platynowe włosy Ann, a białą, symbolizującą niewinność suknię Gallagher.
Platynowa blondynka (1931)
Platinum Blonde
COLUMBIA PICTURES ● Reżyseria: Frank Capra ● Scenariusz: Robert Riskin, Jo Swerling i Dorothy Howell ● Wykonawcy: Loretta Young, Robert Williams, Jean Harlow, Reginald Owen, Don Dillaway, Walter Catlett, Claud Allister i Louise Closser Hale.
📅 31 października 1931 roku ● 89 minut