Pantoflarze

Dyrektorom wytwórni RKO Pictures musiało bardzo zależeć na tym, by zrealizować film „Mężowie na utrzymaniu” (1931)1, skoro specjalnie na tę okazję wypożyczyli od Warnerów Lloyda Bacona oraz Dorothy Mackaill, autorów jednego z największych komercyjnych sukcesów 1930 roku, a mianowicie komedii „Służbowa żona”. Trudno się włodarzom studia dziwić. Biorąc pod uwagę ówczesne okoliczności (mowa tu także o postępującym załamaniu gospodarczym), musieli – co zakrawa oczywiście na paradoks – zarówno brzytwy się chwytać, jak i kuć żelazo, póki gorące. Wszak dopiero co wypuścili horrendalnie drogi western „Cimarron” (reż. Wesley Ruggles, 1931), który wprawdzie kilka miesięcy później przyniósł im Oscara w głównej kategorii, ale nie sprzedał się tak, jak zakładano. Równocześnie trzeba było coś zrobić z zakontraktowanym przez nich Joelem McCreą, który – między innymi dzięki występowi w „Srebrnej ławicy” (reż. George Archainbaud, 1930) – wyrastał powoli na czołową gwiazdę dekady. Sparowanie go z Mackaill było więc przemyślanym i właściwym ruchem – w końcu ona w pierwszej lidze grała już od dawna i działała niczym magnes dla publiki.

Dorothea „Dot” Parker (Mackaill) jest rozpieszczoną dziedziczką ogromnego majątku, której ojciec (Robert McWade), potentat branży metalurgicznej, w ramach nagrody zaprasza na kolację pracownika swojej firmy. Richard „Dick” Brunton (McCrea) wyciągnął z płonącego budynku trzy osoby. Matka dziewczyny (Florence Roberts), snobka do potęgi, aż pęka ze śmiechu na myśl o tym, że gość z klasy robotniczej najpewniej nie będzie potrafił zachować się przy stole. Cóż za niespodzianka! Okazuje się, że Dick nie tylko umie posługiwać się nożem i widelcem, lecz także wpada Dot w oko. Panienka zakłada się z rodzicami, że w ciągu czterech tygodni poślubi mężczyznę. Tak też się dzieje. Problem w tym, że kobieta zaczyna na tyle dominować w małżeństwie, że Richard traci radość z życia. Wbrew sobie awansuje na stanowisko trzeciego wiceprezesa; zostaje wciągnięty w towarzyski wir, skacząc z imprezy na imprezę. Potrzeba czasu, aż wreszcie zrozumie, że musi postawić się żonie.

„Mężowie na utrzymaniu” to dziwny i niejednoznaczny film. Choć powstał u progu Wielkiego Kryzysu, jest tu miejsce tak dla bogatej sukcesorki stalowej fortuny, jak i dla bohatera z prawdziwego zdarzenia, który najpierw gotów jest skoczyć w ogień, by pomóc innym, a potem odmówić przyjęcia czeku opiewającego na zawrotną kwotę tysiąca dolarów, i to w okresie, gdy rocznie przeciętny Amerykanin – o ile w ogóle miał robotę – zarabiał niecałe dwa razy tyle. „Nie chcę, by mój syn brał cokolwiek, na co nie zapracował” – mówi matka Dicka (Mary Carr). Najwyraźniej liczy się dla niej wyłącznie wysiłek fizyczny, a nie ratowanie kolegów z opałów. Trzeba przyznać, że to – w obliczu tak głębokiej recesji – dość ekscentryczne podejście, zwłaszcza że w domu Bruntonów się nie przelewa, a heroiczny czyn chłopaka zasługuje na docenienie.

Wychowanie w takim duchu rzutuje na jego dalsze losy. Gdy Dot mu się oświadcza (fakt, że robi to ona, odwracając stereotypowo pojmowane wtedy role płciowe, nie oznacza wcale, że obraz Bacona jest tak progresywny, lecz świadczy o tym, iż Dick – cóż za ironicznie brzmiące imię w tym kontekście! – jest od samego początku symbolicznie kastrowany przez swą adoratorkę), on odrzuca jej starania, mówiąc, że niewiele jej może dać. Wie, że nie powinien się spoufalać – gdzież niebieskiemu kołnierzykowi do elity.

Gdyby tylko wiedział, jakie będą konsekwencje żeniaczki, to pewnie dwa razy by się zastanowił. Nauczony życia w skromności młodzieniec nagle dostaje podwyżkę oraz własny gabinet z sekretarką (to nic, że oboje nie mają co robić). „Człowiek musi być zrobiony z solidnego materiału, żeby pieniądze go nie zepsuły” – stwierdza Dick, któremu nie w smak nowa sytuacja. Jeszcze bardziej nie po drodze mu do wystawnych lokali i apartamentów na szczytach wysokościowców, gdzie obowiązuje strój wieczorowy i leje się nielegalny alkohol. To maminsynek, który wolałby spędzać chwile po pracy z rodzicielką (jak inaczej wytłumaczyć wymieniane przez nich listy, kiedy nowożeńcy są w podróży poślubnej po Europie?). Obecność na łamach kolumn towarzyskich w prasie go krępuje, podobnie jak willa wręczona im przez teścia. To jasne, że Dot i Dick do siebie nie pasują. On myśli o powrocie do uczciwego zarabiania, ona o hulankach. Różnią się od siebie. Coś w nim pęka jednak dopiero wtedy, gdy zaczyna podejrzewać żonę o zdradę. Do tego momentu, zdaje się, był w stanie jakoś przełknąć niedolę. Ale baraszkowanie z innym – ostateczny dowód na kastrację – to już o wiele za dużo! Nic nie szkodzi. Jako że jest mężczyzną, finał przynosi mu ukojenie. W patriarchalnej połajance Dot dostaje się, że to wszystko jej wina. Kobieta – modliszka korumpująca ukochanego i przyprawiająca mu rogi – zostaje postawiona do pionu. Bohaterowie schodzą się na powrót, gdyż – jak tłumaczy matka chłopaka – „wszyscy mężczyźni są utrzymankami; jednych trzymają pieniądze, innych miłość, oddanie i poświęcenie”.

Plakat filmu "Mężowie na utrzymaniu" (reż. Lloyd Bacon, 1931)

Mężowie na utrzymaniu (1931)1

Kept Husbands

RKO PICTURES ● Reżyseria: Lloyd Bacon ● Scenariusz: Louis Sarecky ● Wykonawcy: Dorothy Mackaill, Joel McCrea, Ned Sparks, Mary Carr, Robert McWade, Florence Roberts i Clara Kimball Young.

📅 22 lutego 1931 roku ● 76 minut

1 Polski tytuł nadany przeze mnie na potrzeby niniejszego cyklu.