Skrawki

Zanim urodzony w Korei Południowej Kogonada stał się stałym bywalcem festiwalu Sundance – gdzie pokazał najpierw „Columbus” (2017), a potem „Yang” (2021) – tworzył eksperymentalne eseje audiowizualne, które sam porównywał do sushi. „Przygotowując to danie, liczy się każde cięcie. No i oczywiście składniki” – konstatował. Podobnie jest w przypadku jego niezwykle precyzyjnych, przynajmniej na poziomie formy, utworów fabularnych. W swym debiucie, którego akcja rozgrywa się w tytułowym mieście w stanie Indiana, słynącym z modernistycznych konstrukcji budowli, Kogonada z filozoficznym zacięciem przygląda się relacji pomiędzy pracownicą lokalnej biblioteki a synem zmarłego profesora architektury, umieszczając ją na tle brył będących pełnoprawnymi bohaterami historii i wchodzących w interakcje z kobietą oraz mężczyzną próbującymi na nowo odnaleźć sens istnienia. W drugim filmie zaś, jawiącym się jako wykoncypowane kino spod znaku science fiction, reżyser – poprzez śmierć sztucznej inteligencji i jej zasadniczy, choć zarazem niespodziewany wpływ na otoczenie – znowu poszukuje prawdy na temat ludzkości. „Co jest takiego wspaniałego w byciu człowiekiem?” – pyta w pewnym momencie jedna z postaci.

Yang (Justin H. Min) to do złudzenia przypominający żywą istotę android kupiony przez Kyrę (Jodie Turner-Smith) i Jake’a (Colin Farrell). Zaprogramowany jest w taki sposób, by ich adoptowana córka Mika (Malea Emma Tjandrawidjaja) czuła się przy nim tak, jakby był jej starszym bratem, opiekunem, ale i przewodnikiem, źródłem wiedzy po krainie jej kulturowego dziedzictwa (dziewczynka pochodzi z Chin). Więź łącząca Yanga zarówno z Miką, jak i jej rodzicami – z czego ci drudzy nie zdają sobie bodaj sprawy – jest na tyle intensywna, że gdy dochodzi do jego awarii, której nie da się ostatecznie naprawić, grunt pali im się pod nogami. Jego nieobecność jest zauważalna i uciążliwa, zaś tęsknota za nim – coraz boleśniejsza (i nie chodzi bynajmniej wyłącznie o to, że familia nie będzie mogła partycypować w tanecznej rywalizacji, którą widz może zobaczyć w radosnej i kontrastującej z resztą filmu czołówce).

To nie tak, że Jake nie się stara się, by przywrócić Yanga do poprzedniego stanu. Problem w tym, że kupił go nieoficjalnymi kanałami jako urządzenie odnowione, wcześniej używane, w związku z czym teraz, pomimo posiadanych certyfikatów, nie tak łatwo je zreperować. Chcąc usunąć uszkodzenie, zapobiec rozkładowi częściowo organicznego robota, a także nie dopuścić do sytuacji, w której jego producent uzyska dostęp do poufnych danych zgromadzonych przezeń w trakcie eksploatacji (a tak by się stało, gdyby oddano go do recyklingu), mężczyzna – za namową sąsiada (Clifton Collins Jr.) – udaje się do działającego w szarej strefie mechanika imieniem Russ (Ritchie Coster). Ten, dostawszy się do wnętrza Yanga, znajduje w nim aparaturę, którą bierze za oprogramowanie szpiegujące. Okazuje się jednak – dzięki pomocy kuratorki muzeum (Sarita Choudhury), które w swej kolekcji chciałoby mieć androida z gatunku techno sapiens – że to karta pamięci. Yang, eksperymentalny model humanoidalnej maszyny, został wyposażony w zdolność do rejestrowania wybranych fragmentów rzeczywistości. Innymi słowy: ze wspomnień Yang stworzył rodzinny album, z tą różnicą, że wypełniony nie statycznymi zdjęciami, a krótkimi ujęciami przypominającymi gify.

Colin Farrell, Jodie Turner-Smith, Malea Emma Tjandrawidjaja i Justin H. Min w filmie "Yang" (reż. Kogonada, 2021)

Kogonada przekonuje, że oto robot, byt na pozór niezdolny do wyrażania emocji, nie dość, że je posiadał, to jeszcze potrafił przekuć je w coś na wzór głęboko osobistej sztuki wyrażającej tak miłość, jak i stosunek do otaczającego go świata. Nie bez powodu tym, co Yang uwieczniał najczęściej, były skrawki z życia jego najbliższych – wzbogacone o wizerunek tajemniczej młodej kobiety (granej przez Haley Lu Richardson, współpracującej z reżyserem przy okazji przytoczonego utworu „Columbus”, znanej z recenzowanego tu „Testu na przyjaźń” Rachel Lee Goldenberg z 2020 roku) – oraz obserwacje natury. Jake, oglądając udokumentowane przez przybranego syna materiały, odkrywa to, że Yang był w istocie ich kronikarzem, aparatem i okiem, dzięki któremu w formie ruchomych obrazów przetrwać może to, co łatwo pominąć, skupiając się bardziej na codziennym trudzie niż na rzeczach wartościowych. Mężczyzna, przeglądając zawartość tej jedynej w swoim rodzaju karty pamięci, jest niczym dorosłe już dziecko, które na pełnym rupieci strychu odnajduje nieznane wcześniej rodzinne fotografie pozwalające na to, by spojrzeć na pewne momenty z innej perspektywy, reprezentowanej przez kogoś, kogo się straciło. Egzystencja Yanga, pierwotnie ograniczona do odkrywania przed Miką ciekawostek na temat Chin, miała znaczenie dalece donioślejsze.

Będący ekranizacją opowiadania „Saying Goodbye to Yang” Alexandra Weinsteina film Kogonady jest zatem kontemplacyjnym i drobiazgowo skomponowanym dziełem, które poddaje refleksji kwestie tożsamości, pamięci oraz więzi pomiędzy człowiekiem a maszyną. Choć to kino fantastycznonaukowe, na próżno szukać w nim futurystycznych wizji. Wręcz przeciwnie. Świat zaproponowany przez reżysera nawiązuje raczej do twórczości Yasujirō Ozu, począwszy od minimalistycznej scenografii przez wyciągnięte ze wschodnioazjatyckiej kultury kostiumy aż po statyczne kadrowanie oraz płynne przechodzenie od planów ogólnych do sugestywnych półzbliżeń.

Naczelne miejsce zajmuje w tym uniwersum przyroda, która maskuje istnienie technologicznych nowinek. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, iż Jake prowadzi herbaciarnię. W filiżance tego naparu bowiem – jak przekonuje bohater – można zamknąć miejsce i czas. Ceremonia jego parzenia jest w gruncie rzeczy sztuką życia. Ale czy protagonista oraz jego żona potrafią żyć? Czyż Yang, pomimo tego, iż był androidem, nie miał w sobie ostatecznie więcej energii niż oni? To Kyra i Jake, niezdolni do jakichkolwiek afektów, w przeważającym stopniu zachowują się tak, jakby byli robotami. Szalenie istotne wydaje się to, iż w jednej ze scen Yang tłumaczy Mice, czym jest szczepienie roślin. Ta pradawna chińska tradycja, licząca sobie bez mała cztery tysiące lat, jest techniką ogrodniczą polegającą na pobraniu tkanki jednej rośliny i przeniesieniu jej do innej, tak, by od teraz mogły rosnąć razem. To jedna z form rozmnażania i uszlachetniania flory. W niektórych partiach Państwa Środka, ze względu na trudne warunki klimatyczne, takie łączenie pozwalało nowym drzewom uodpornić się i rodzić owoce. W podobny sposób powstał Yang – poprzez spojenie natury z kulturą, tego, co żywe, z tym, co nieorganiczne. Nic zatem dziwnego, że jego brak jest odczuwalny w sercach Kyry, Jake’a i Miki – plony, które wydał (w formie skrawków pamięci) należą do najobfitszych.

Recenzja filmu Yang (After Yang); reż. Kogonada; USA 2021; 96 minut

Tagi:

, , ,