Tęczowa dziewczyna

Broadwayowska aktorka Dixie Dugan (Alice White) właśnie zagrała w zmiażdżonej przez krytykę sztuce autorstwa swego chłopaka Jimmy’ego (Jack Mulhall). Podczas występu w nocnym klubie dziewczynę zauważa Frank Buelow (John Miljan), znany hollywoodzki reżyser i playboy, który namawia ją do wyjazdu do Los Angeles i kusi wizją sławy. Dixie rusza na Zachód, gdzie okazuje się, że Buelow dopiero co został zwolniony przez zmęczonego jego wybrykami producenta Sama Otisa (Ford Sterling). Jej upór sprawia, że otrzymuje rolę w nowym projekcie studia, a ponieważ jest to adaptacja musicalu Jimmy’ego (?!), również on wyjeżdża z Nowego Jorku. Młoda kobieta wnet zjada wszystkie rozumy, zaczyna stroić fochy, jakby była diwą, a jej wybryki opóźniają prace na planie, za co dostaje wypowiedzenie. W tym samym czasie Donny Harris (Blanche Sweet), jej nowo poznana przyjaciółka, niegdyś największa postać w wytwórni, próbuje odebrać sobie życie. Dixie ratuje ją w ostatniej chwili. Produkowany film udaje się dokończyć – w przeciwieństwie do wersji scenicznej, jest absolutnym hitem.

Perypetie głównej bohaterki, pannicy rozwydrzonej i zepsutej, są funta kłaków niewarte, ale należy je przytoczyć, choćby z kronikarskiego obowiązku. Jest znacznie ciekawszy powód niż fabularne losy protagonistki, by wspominać o opartej na powieści J. P. McEvoya z 1929 roku „Hollywoodzkiej rewii” (1930)1. I wcale nie chodzi o to, iż w jednym z ujęć pojawia się młodziutka Loretta Young w roli siebie samej (choć rzeczony epizod świadczy o jej niezwykłym statusie u progu Wielkiego Kryzysu). Musical ten, wyreżyserowany przez Mervyna LeRoya, w latach trzydziestych czołowego twórcy w lofcie braci Warnerów, będących właścicielami firmy First National Pictures, pod egidą której powstał niniejszy tytuł, to mocno dziś przykurzona satyra na branżę kinową. Wprawdzie jej ostrze nikomu krzywdy nie robi, pozwalając raczej ciekawskiej widowni zrozumieć, jak działa machina rozrywki, ale to udane preludium do późniejszych „Narodzin gwiazdy” (reż. William A. Wellman, 1937), ich kolejnych iteracji oraz poprzedzającej je wszystkie „Kariery kelnerki” (reż. George Cukor, 1932), co sygnalizuje nie tylko odbywający się podczas uroczystej premiery finał. Nagłówki w prasie wprost wskazywały na samozwrotność utworu – media donosiły, że oto powstał film będący w rzeczywistości lustrem, w którym przegląda się śmietanka towarzyska z Zachodniego Wybrzeża.

„Hollywoodzka rewia” zagląda za kulisy Fabryki Snów z trzech stron. Po pierwsze, zwraca uwagę na fakt, iż szczęście w Mieście Blichtru jest tylko iluzją, zaś „na każdy uśmiech przypada tu jedna łza”. Bohaterka grana przez Blanche Sweet, niczym Gloria Swanson jako Norma Desmond w „Bulwarze Zachodzącego Słońca” (reż. Billy Wilder, 1950), to wyblakła ikona, rozchwytywana w epoce niemej, w dobie dźwięku niepotrzebna (Sweet zresztą podzieliła jej los, kończąc karierę akurat w 1930 roku). To ona mówi Dixie, że Hollywood nie chce kobiet po trzydziestce (na jej stanowisko już czyhają tuziny młodszych dziewcząt, wypatrujących szansy, która przyjść może „wkrótce lub nigdy”). To ona również w akcie desperacji wyprzedaje swój majątek, jednocześnie zachowując pozory, jakoby wszystko było w porządku.

Po drugie, co wprost niesamowite, film LeRoya obnaża problemy, z którymi mierzy się współcześnie ruch #MeToo. Buelow mami naiwną dziewczynę intratnym kontraktem, wykorzystuje swą uprzywilejowaną pozycję, by zwabić do łóżka łakomy kąsek (kłamie, organizuje wcale nie niewinną kolację we dwoje, każe Dixie, by zwracała się doń „tatuśku”!). Gdy zostaje zwolniony, szef mówi wprost, że dla takich jak on nie ma miejsca w studiu. Jakich? Czy ma na myśli to, że reżyser jest drapieżnikiem? Aż trudno w to uwierzyć – to w końcu obraz z 1930 roku! – ale można się pokusić o taką właśnie interpretację, już u zarania demaskującą i odbrązowiającą przemysł kinowy.

Po trzecie wreszcie, jak w „Deszczowej piosence” (reż. Stanley Donen, 1952), „Hollywoodzka rewia” pokazuje proces powstawania filmu mówionego od podszewki. Dynamiczna (na tyle, na ile to możliwe) sekwencja sceniczna ujawnia całą aparaturę: nie tylko ciężkie i trajkoczące kamery zamknięte w nieprzesuwalnych kabinach, ale i sprzęt do rejestracji dźwięku (na płycie, w warnerowskim systemie Vitaphone; trudno, swoją drogą, o lepszą reklamę w postaci lokowania produktu). Patrząc na to, aż szkoda, że ostatnia rolka taśmy, zapisana w dwupasmowym Technicolorze, uchodzi dziś za zaginioną.

Plakat filmu "Hollywoodzka rewia" (reż. Mervyn LeRoy, 1930)

Hollywoodzka rewia (1930)1

Show Girl in Hollywood

FIRST NATIONAL PICTURES ● Reżyseria: Mervyn LeRoy ● Scenariusz: Harvey Thew i James A. Starr ● Wykonawcy: Alice White, Jack Mulhall, Blanche Sweet, Ford Sterling i John Miljan.

📅 20 kwietnia 1930 roku ● 77 minut

1 Polski tytuł nadany przeze mnie na potrzeby niniejszego cyklu.