Sukces z gumy
Istnieją trzy powody, dla których warto obejrzeć „Za wielką wodą” (1930)1, i tak się składa, że żadnym z nich nie jest postać reżysera, Hobarta Henleya, rzemieślnika na kontrakcie w Paramount Pictures. Pierwszym z nich jest Claudette Colbert, zatrudniona przez studio w 1928 roku, wcześniej broadwayowska gwiazda, obdarzona melodyjnym, eleganckim i wyrafinowanym głosem, wprost idealnym do kina mówionego. I choć od jej debiutu ekranowego minęły trzy lata, dopiero ten angaż otworzył jej drzwi do kariery. A wszystko to z uwagi na obsadzenie u boku (to z pewnością naciągane określenie, gdyż jej rola jest stosunkowo niewielka) Maurice’a Chevaliera (powód drugi). Ten aktor i piosenkarz, w Stanach Zjednoczonych mieszkający od niedawna (również w 1928 roku został zakontraktowany przez wytwórnię), był już szalenie popularny, głównie za sprawą udziału w „Paradzie miłości” (reż. Ernst Lubitsch, 1929) – za oba te filmy nominowano go do Oscara, a jego pensja w ciągu kilku miesięcy wzrosła aż trzykrotnie. Może i grywał zwykle tę samą postać – czarującego, uwodzącego uśmiechem imigranta z Europy, z silnym, komicznym akcentem – ale nie dało się go nie lubić. To z „Za wielką wodą” pochodzi pierwszy wylansowany przezeń hit, czyli „Livin’ in the Sunlight, Lovin’ in the Moonlight” autorstwa Ala Shermana i Ala Lewisa. Pod obrazem podpisało się kilku scenarzystów, ale tylko jedno nazwisko wydaje się dziś znaczące. To Preston Sturges – powód numer trzy – dla którego był to pisarski debiut w Fabryce Snów. Wprawdzie według czołówki twórca odpowiadał wyłącznie za dialogi, ale – znając jego późniejsze skrypty i wyreżyserowane tytuły – czuć, że to w znacznej mierze jego kino, także na poziomie tematycznym. To wszak opowieść o przybywającym z Francji do USA bohaterze, który spełnia swój Amerykański Sen i odnosi sukces niewyobrażalny, przez nikogo niespodziewany.
Pierre Mirande (Chevalier), którego rodzina ucierpiała finansowo na skutek wojny (ktoś nazywa go nawet zjadaczem czosnku, sugerując pusty portfel), pełni rolę przewodnika po Wenecji dla dziedziczki fortuny Billingsów, Barbary (Colbert). Bez owijania w bawełnę – to żigolak przekraczający swe uprawnienia, już w pierwszej scenie przyłapany na pieszczotach i śpiewaniu serenad w gondoli. Dziewczyna zakochuje się w nim, lecz jej rodzice (George Barbier i Marion Ballou), widzą ją raczej w związku z Ronniem (Frank Lyon). „Bądź rozsądna” – mówi matka. „Gdybym była rozsądna, w ogóle nie wychodziłabym za mąż, i ty też nie” – odpyskowuje Barbara. Uparta jest na tyle, że ojciec proponuje Pierre’owi pracę w jego nowojorskiej fabryce gumy do żucia. To chytry podstęp. Mężczyzna wyjeżdża do USA, gdzie dostaje pokój w obskurnym pensjonacie, a na jego barki spada robota dla dziesięciu chłopa. Nic go jednak nie zniechęca. Cel przyświeca mu jasny: zarobić pieniądze i wziąć ślub z ukochaną. Pech sprawia, że dostaje wypowiedzenie – oskarża się go niesłusznie o przemyt alkoholu – ale i to go nie zraża. Zbieg okoliczności prowadzi do tego, że wymyśla gumę o smaku whiskey, która wnet staje się hitem ery prohibicji. Odzyskuje pracę i pnie się na sam szczyt w branży, spędzając coraz więcej czasu w biurze. Zaniedbywana i zhańbiona Barbara postanawia wyjść więc za Ronniego. Pierre w końcu trzeźwieje i w ostatniej chwili odbija kobietę, obiecując jej życie długie i szczęśliwe.
Sturgesa w niewielkim stopniu interesuje konfiguracja trójkąta miłosnego (jedna ze scen ma wydźwięk tak homoerotyczny, że należy się zastanowić, kto tu z kim flirtuje), przez co Colbert zostaje zepchnięta w zasadzie na boczny tor. Mimo że w jednej z piosenek – bezczelnie w trzecim akcie przekształconej przez głównego bohatera w dżingiel reklamowy – Pierre śpiewa, że jest jedynie niewolnikiem swej królowej, „Za wielką wodą” to w gruncie rzeczy film windujący Chevaliera, skrojony dlań na miarę. Istotny dla scenarzysty jest konflikt pomiędzy romansem jako takim, utożsamianym przez Stary Kontynent, a biznesem i kapitalizmem, których wyrazem jest Nowy Świat. Trzeba znaleźć równowagę, by sukces miał wymiar nie tylko materialny, ale i duchowy. Praca nie może być ważniejsza od radości dzielonej z drugą osobą. Niewiele brakuje, by Barbara odeszła bezpowrotnie. Toć nie w głowie jej amerykańscy chłopcy myślący jedynie o forsie. Jej się marzy nieustający flirt, który po wsze czasy przypominać będzie wenecką wiosnę. Ona już jest bogata, teraz pragnie zwykłego faceta, który da jej szczęście. Jest to, owszem, bystre, ale bodaj niewystarczająco zabawne, zdecydowanie za mało sentymentalne i liryczne. Tak czy inaczej, witaj w Hollywood, panie Sturges!
Za wielką wodą (1930)1
The Big Pond
PARAMOUNT PICTURES ● Reżyseria: Hobart Henley ● Scenariusz: Garrett Fort, Robert Presnell Sr. i Preston Sturges ● Wykonawcy: Maurice Chevalier, Claudette Colbert, George Barbier, Marion Ballou i Frank Lyon.
📅 3 maja 1930 roku ● 78 minut
1 Polski tytuł nadany przeze mnie na potrzeby niniejszego cyklu.