Wyrównywanie rachunków

Piękni i młodzi Jerry (Norma Shearer) oraz Ted (Chester Morris), szalenie popularne wśród nowojorskiej śmietanki małżeństwo, świętuje trzecią rocznicę ślubu, podczas której na jaw wychodzi skrzętnie skrywany przez mężczyznę romans. Nie bacząc na żadne przysięgi, Jerry postanawia wziąć na nim odwet. Pocieszenia szuka w ramionach i w łóżku Dona (Robert Montgomery), najlepszego kumpla jej męża. Wściekły i upokorzony Ted potępia cudzołóstwo (!), po czym para się rozwodzi. On popada w alkoholizm i traci pracę. Ona oddaje się cielesnym uciechom. Kobieta, wszedłszy w kilka przelotnych relacji seksualnych z innymi facetami, napotyka na swej drodze Paula (Conrad Nagel), człowieka kochającego się w niej od lat, obecnie będącego w związku z Dorothy (Helen Johnson), dziewczyną, z którą pobrał się po tym, jak niemal nie zabił jej w wypadku samochodowym. Jerry i Paul już mają wyjeżdżać do Japonii, gdy Dorothy wprost błaga, by dawna przyjaciółka nie odbierała jej męża. Kobieta przystaje na tę prośbę i odchodzi, by potem, podczas paryskiego sylwestra, na powrót zejść się z Tedem (!).

Irving Thalberg, szara eminencja w studiu MGM, nabywszy prawa do adaptacji powieści „Była żona” autorstwa Ursuli Parrott, chciał, by w filmie – którego tytuł ostatecznie zmieniono na „Rozwódkę” (1930), a wyreżyserował go Robert Z. Leonard, już wtedy weteran w Hollywood – zagrała Joan Crawford, jak ulał pasująca do roli zdradzonej kobiety z lubieżnością mszczącej się na mężczyźnie za jego łajdactwo. Tak się jednak złożyło, że o angaż ubiegała się również niejaka Norma Shearer, modelka i aktorka, na kontrakcie u Louisa B. Mayera od 1923 roku. I choć trzy lata po podpisaniu umowy wyszła za Thalberga, producent i cudowny chłopiec w branży ani myślał, by jego połowica pojawiła się w tym obrazie. Nie o pruderię tu bynajmniej chodziło. Przeciwnie. Thalberg wprost uważał, że Shearer brak odpowiedniej dawki seksapilu, by wcielić się w Jerry. Późniejsza gwiazda, bardzo często utożsamiana z szykiem i elegancją wytwórni, postanowiła więc wystąpić w odważnej sesji fotograficznej, którą podrzuciła następnie na biurko męża. Desperacka walka opłaciła się. Shearer nie tylko dostała partię, ale również otrzymała za nią Oscara, w pełni zresztą zasłużenie, bo w „Rozwódce” jest najzwyczajniej w świecie fenomenalna. Przez całą brudną dekadę była na topie, by po niespodziewanej śmierci partnera (Thalberg miał zaledwie 37 lat, gdy zmarł na zapalenie płuc) przejść na bogatą emeryturę.

„Grzech przez nią popełniony wcale nie był cięższy od tego, którego dopuścił się on, ale ona… była kobietą” – głosił slogan reklamujący utwór Leonarda. Tkwi w nim – choć film jest relatywnie progresywny, a na kilku poziomach wyprzedza rzeczywistość o całe lata świetlne – sedno opowieści, w której nie ma niestety szans na równość pomiędzy kobietą a mężczyzną. „To nie koniec świata” – tłumaczy się Ted, gdy Jerry dowiaduje się o jego zdradach. Bagatelizuje sprawę, dodając, że „to nic nie znaczyło i nie czyni żadnej różnicy”. Drobnostka! Klasyczne, można by rzec, argumenty płynące z męskich ust. Skok w bok w wykonaniu faceta to nic złego – przekonuje bohater, podczas gdy jego żona jest wyraźnie zdruzgotana. Ted ma tupet jeszcze większy, kiedy prosi ją o wyrozumiałość. Ona jednak zaczyna się dystansować, a ponieważ przed ślubem obiecali sobie, że ich związek oparty będzie na symetrii, postanawia odpłacić pięknym za nadobne (scena w taksówce, podczas której milczy i knuje niecny plan, że tej nocy prześpi się z Donem, jest wyborna, tym bardziej, że kamera z całą mocą skupia się na jej twarzy), wyrównując rachunki według reguł wprowadzonych przez jej męża.

„Bycie niewiernym o niczym nie świadczy” – krzyczał jeszcze niedawno Ted, ale kiedy to kobieta dopuszcza się takiego czynu, nawet jeśli w ramach zemsty, narracja zmienia się o 180 stopni: mężczyzna jest wściekły, nazywa ją nieprzyzwoitą, upija się i przynosi jej wstyd na imprezie, po czym odchodzi. On, nie ona – zupełnie tak, jakby nie było w tym jego winy. Jej pękło serce. Jemu ucierpiała męska duma. Po rozwodzie Jerry nie ma już młodzieńczych złudzeń. Sekwencja montażowa, w której dostaje od facetów biżuterię, wcześniej symbol jedności i trwałości, teraz wyraża wolność i wyrachowanie. Ten stan nie trwa długo. Całość kończy się bowiem w do bólu konserwatywnie (czyżby palce maczali przy tym finale patriarchalni producenci studia?): oto kobieta wraca do Teda, wybaczając mu wszystko, co jej zrobił. Skąd ta nagła zmiana? Odpowiedź na to pytanie nie pada. Tak czy siak, film Leonarda jest w znacznej mierze kinem znakomitym.

Plakat filmu "Rozwódka" (reż. Robert Z. Leonard, 1930)

Rozwódka (1930)

The Divorcee

MGM ● Reżyseria: Robert Z. Leonard ● Scenariusz: Nick Grindé, John Meehan i Zelda Sears ● Wykonawcy: Norma Shearer, Chester Morris, Conrad Nagel, Robert Montgomery i Helen Johnson.

📅 19 kwietnia 1930 roku ● 84 minuty