Matula

Gdy na samym początku 1932 roku „Emma” Clarence’a Browna weszła na amerykańskie ekrany, sześćdziesięciotrzyletnia Marie Dressler niczego – i nikomu – nie musiała już udowadniać. Kreacja w filmie „Min i Bill” (reż. George W. Hill, 1930) nie tylko przyniosła jej Oscara, ale i uczyniła z niej najlepiej zarabiającą aktorkę w Hollywood. Jak to możliwe, że ta „stara, korpulentna i przypominająca gargulca kobieta” – a tak właśnie potrafiła opisać ją bezduszna, choć przychylna prasa z epoki! – zdobyła aż taki status, zjednując sobie widownię w stopniu większym niż Greta Garbo, Joan Crawford czy Norma Shearer, inne ówczesne gwiazdy wytwórni Metro-Goldwyn-Mayer? Odpowiedź jest prosta. Otóż Dressler, która wyspecjalizowała się w kinie spod znaku łzawej komedii – zwanej też czułą, wzruszającą lub płaczliwą, by sięgnąć po nomenklaturę rodem z teatrologii – zaoferowała umordowanej przez Wielki Kryzys publiczności wytchnienie oparte nie na eskapistycznym blichtrze, a na sentymencie zakorzenionym w powszedniości oraz afirmacji moralności, skromności i przyzwoitości. W taką właśnie postać – matuchny gotowej mocno i czule przygarnąć do swej piersi każdego, cały kraj nawet – wcieliła się u Browna, który uprzednio wyreżyserował ją w „Annie Christie” (1930), i drugi raz z rzędu została dostrzeżona przez Akademię (pokonała ją Helen Hayes za całkiem niezły, choć nieomawiany w cyklu {Kino pokryte pyłem} „Grzech Madelon Claudet” Edgara Selwyna z 1931 roku).

Kiedy żona Fredericka Smitha (Jean Hersholt), wydawszy na świat czwartego brzdąca, umiera przy porodzie, mężczyzna zwraca się do swej gosposi i niani Emmy (Dressler) z prośbą o pomoc w wychowaniu potomstwa. Poczciwina sumiennie wykonuje to zadanie przez nieco ponad trzy dekady. W tym czasie dziatwa dorasta, a jeden z wynalazków opatentowanych przez pana Smitha czyni z rodziny milionerów. Kobieta, w pełni zasłużywszy na odpoczynek, rusza na urlop nad Niagarę. Jako że miejsce to uchodzi w Stanach Zjednoczonych za mekkę nowożeńców, Fred postanawia jechać z nią. Oświadcza się jej, a następnie poślubia. O mezaliansie rozpisują się najpoczytniejsze gazety w Ameryce. Dzieci Smitha – Isabelle (Myrna Loy), Gypsy (Barbara Kent) i Bill (George Meeker) – są oburzone tym, że ich ojciec ożenił się z pomocą domową. Tylko Ronnie (Richard Cromwell), najmłodszy z rodzeństwa i ulubieniec Emmy, szkolący się na zawodowego pilota, jest zadowolony („Opanujcie się natychmiast! To przecież jedyna matka, jaką mieliśmy” – przekonuje junior). Miesiąc miodowy kończy się śmiercią Freda, który przeciążył się, pływając łódką po jeziorze. Z testamentu wynika, iż cały majątek dziedziczy Emma, która z całą pewnością dobrze nim rozporządzi. Smithowie, przez całe życie otaczani przez starowinkę troskliwą opieką, oskarżają wdowę o zamordowanie ich ojca. Pod nieobecność Ronniego sprawa trafia do sądu. Chłopak ginie w katastrofie lotniczej, spiesząc na spotkanie z przyszywaną matulą. Ława przysięgłych uniewinnia pogrążoną w żałobie kobietę, która – choć wybacza zawstydzonym Smithom ich zachowanie – decyduje się znaleźć inną pracę.

Grana przez Dressler Emma jawi się u Browna jako ucieleśnienie ciepła i matczynej, bezwarunkowej miłości. „Oni wcale mnie nie nienawidzą, po prostu popełniają błąd” – broni podopiecznych w trakcie rozprawy, świadoma wszak tego, że dopiero co wbili jej nóż w plecy. Poświęciła im życie, niczego nie oczekując w zamian, zaś oni odpłacają jej się w sposób niegodziwy, i to pomimo faktu, iż Emma od razu przyznaje, że nie jest zainteresowana spadkiem. Gdy wyrzuca ich z posiadłości, to nie dlatego, że obrażają ją, ale dlatego, że znieważają swego ojca – a jej męża – nazywając go szaleńcem. Serce jej pęka i pęka też serce widza, który obserwuje zmagania kobiety z niewdzięcznikami.

Nic dziwnego, że aktorkę kochała publiczność przełomu lat dwudziestych i trzydziestych – ze źródeł wynika, że Dressler była równie hojna i niezłomna, co jej bohaterka. Doświadczyła tego Myrna Loy, dla której był to pierwszy film zrealizowany w MGM. Loy nie miała u zarania brudnej dekady dobrej passy. Wprawdzie grywała i w kinie niemym, i dźwiękowym, lecz albo drugie lub trzecie wręcz plany, albo jednowymiarowe lisice, funkcjonujące tylko po to, by uwodzić i zdradzać mężczyzn. Czuła się niewidzialna. Jakby tego było mało, MGM chciało ją zaangażować do „Dziwolągów” (reż. Tod Browning, 1932), i to wiedząc, że ma dosyć ról jadowitych wyrzutków. Odmówiła (zastąpiła ją Olga Baclanova). Wytwórnia oddelegowała ją do „Emmy”. Interpretowana przez nią Isabelle jest zepsutą i chciwą snobką, więc trudno mówić w tym przypadku, by jej sytuacja zawodowa uległa poprawie, ale nie w tym rzecz. Na planie Loy poznała Dressler, która dodawała jej otuchy, rozpościerając przed nią wizję błyskotliwej kariery. I faktycznie, jeszcze w tym samym roku nastąpił przełom – Myrnę wypożyczono do Paramountu, gdzie otrzymała angaż do komedii „Kochaj mnie czule” (reż. Rouben Mamoulian, 1932) z Maurice’em Chevalierem i Jeanette MacDonald. „Wykonałam swoją robotę” – mówi Emma do swych przybranych dzieci, gdy przekazuje im informację o tym, że oto najwyższa pora się rozstać. Robotę wykonała też Dressler.

Emma (1932)

Emma

MGM ● Reżyseria: Clarence Brown ● Scenariusz: Leonard Praskins ● Wykonawcy: Marie Dressler, Jean Hersholt, Richard Cromwell, Myrna Loy, Barbara Kent i George Meeker.

📅 2 stycznia 1932 roku ● 72 minuty