Braterskie wojny
„Aniołowie piekła” (1930) urodzonego w 1905 roku Teksańczyka Howarda Hughesa, „geniusza, miliardera, playboya i filantropa” – by przywołać słowa, którymi opisał się grany przez Roberta Downeya Jr. Iron Man w widowisku „Avengers” (reż. Joss Whedon, 2012), superbohater bez wątpienia inspirowany jedną z najsłynniejszych postaci w dziejach Stanów Zjednoczonych – to film okupiony licznymi ofiarami, dosłownie i w przenośni. Realizując go, Hughes stracił między innymi: pierwszą żonę (Ella Botts Rice złożyła papiery rozwodowe w 1929 roku, wytrzymawszy z nim cztery lata), kilka lub nawet kilkanaście kochanek (oraz kochanków), trzech zawodowych pilotów i mechanika, którzy zginęli tragicznie podczas produkcji, garść reżyserów (projekt porzucili – z własnej woli lub zwolnieni przez magnata – Marshall Neilan, Luther Reed, Edmund Goulding, a ponoć także Howard Hawks), prawie 3 miliony dolarów, niespełna dwa i pół roku życia (prace nad filmem trwały od listopada 1927 do kwietnia 1930 roku), jedną aktorkę (Greta Nissen musiała opuścić plan po tym, jak okazało się, że kino nieme zdążyło odejść do lamusa, a całość przekształcono w kino dźwiękowe – jej twardy norweski akcent nie pasował do granej przez nią postaci), a także zdrowie (autor doznał trwałego uszczerbku i uskarżał się na chroniczny ból głowy po tym, jak w trakcie lądowania doszło do wypadku maszyny, którą prowadził; bardziej doświadczeni od niego aeronauci mówili mu, że manewr ten jest niemal niewykonalny, ale on nie słuchał).
Trudno stwierdzić, co Hughes zyskał. Może łatkę nieustępliwego szaleńca, ale także wizjonera. To jemu przypisuje się odkrycie osiemnastoletniej wówczas Jean Harlow, która pojawia się tu w roli tlenionej syreny, przez jedną sekwencję widzianej nawet – pierwszy i ostatni raz w krótkiej karierze – w kolorze. To on, gdy zdecydował się poddać górę materiału recyklingowi (części odrzutów użył w kolejnym utworze nakręconym w należącym doń przedsiębiorstwie, a mianowicie w kiepskawych „Sky Devils” A. Edwarda Sutherlanda z 1932 roku), wykorzystując gotowe zdjęcia lotnicze, dodając do nich dźwięk i tworząc od podstaw sceny dialogowe, na stanowisko swego asystenta zatrudnił Jamesa Whale’a, późniejszego twórcę „Frankensteina” (1931). Dzięki „Aniołom piekła” Hughes dał się poznać również jako sprawny marketingowiec, organizując premierę, jakiej Hollywood jeszcze nie widziało – przed Teatrem Chińskim Graumana w Los Angeles zgromadziło się ponoć ponad 50 tysięcy ludzi, a po seansie doszło do zamieszek. Nic to jednak. Straty nigdy się nie zwróciły. Film, owszem, swoje zarobił, ale wpływy z kas były zaledwie kroplą w morzu potrzeb. Hughes, który chciał powtórzyć sukces „Skrzydeł” (reż. William A. Wellman, 1927), pierwszego filmu w historii nagrodzonego Oscarem w głównej kategorii, musiał obejść się smakiem. Jakby tego było mało, został uprzedzony przez „Patrol bohaterów” (reż. Howard Hawks, 1930), który do powszechnej dystrybucji trafił dwa miesiące wcześniej. Na nic zdał się pozew oskarżający władze Warner Bros. o plagiat. Hughes i batalię sądową przegrał.
Nawet gdyby udało mu się wygrać, jego film jest znacznie gorszy od obrazu Hawksa. W obu znaleźć można zapierające dech w piersiach popisy awiacyjne – operująca na zmianę ciszą i dźwiękiem sekwencja nocnego nalotu Zeppelina na Londyn, w której niemieccy żołnierze zmuszani są do popełnienia samobójstwa w imię cesarza Wilhelma II, byle tylko nie dopuścić do przejęcia ostatecznie i tak zniszczonego statku przez wroga, robi bodaj większe wrażenie niż finałowe starcie – ale „Patrol bohaterów” ma dodatkowo scenariusz. Tego brakuje „Aniołom piekła”. Trójkąt miłosny, w który zaangażowani są bracia Roy (James Hall) i Monte (Ben Lyon) oraz Helen (Harlow), jest trywialny. Elementy, w których istnieje potencjał dramaturgiczny – choćby w wątku studiujących na jednej uczelni przyjaciół, którzy po wybuchu Wielkiej Wojny stają po różnych stronach barykady – pozbawione są napięcia. Nie czuć ani trochę wagi oraz powagi sytuacji.
To wyprodukowane przez The Caddo Company i wydane przez United Artists niezależne i spektakularne kino nie wygłasza wprost sprzeciwu wobec zgubnych skutków działań zbrojnych. Hughesa interesuje nade wszystko kwestia obyczajowa, okraszona czysto przedkodeksowymi wtrętami. „Nie zakochuj się w kobietach, kochaj się z nimi” – powiada któryś z mężczyzn. „Pozwól, że włożę coś wygodniejszego” – mówi Helen, a jej rozerotyzowane słowa przechodzą do historii kina (sama Harlow twierdziła, że w życiu nie słyszała większego banału). Gdzieś w tle jest coś o honorze i jego braku, o odwadze albo raczej o tchórzostwie. Jest to jednakże jakieś takie płytkie, choć same loty są naprawdę zdumiewające i wysokie.
Aniołowie piekła (1930)
Hell’s Angels
THE CADDO COMPANY ● Reżyseria: Howard Hughes i James Whale ● Scenariusz: Harry Behn i Howard Estabrook ● Wykonawcy: Ben Lyon, James Hall i Jean Harlow.
📅 15 listopada 1930 roku ● 131 minut