Podróż poślubna w pojedynkę

Zdaje się, że takie rzeczy tylko w przedkodeksowym kinie lat trzydziestych, kiedy to komedie romantyczne miały nie tyle bawić, co nade wszystko szokować. Trudno wyobrazić sobie, by po 1934 roku, gdy hollywoodzka cenzura zaczęła działać pełną parą i z wielką gorliwością zwalczała wszelkie przejawy ekranowej nieobyczajności (o ile wcześniej nie została wystrychnięta na dudka przez co bystrzejszych filmowców), „Grzeszne wakacje” (1930)1 Paula L. Steina – odpowiedzialnego między innymi za „Romantyczną noc” (1930) z Lillian Gish – weszły na afisz w takiej formie, w jakiej istnieją (nie tak łatwo skądinąd znaleźć utwór z równie seksistowską fabułą, który tak otwarcie z płciowej dyskryminacji czyniłby swój główny atut).

O co tyle szumu? Otóż Sylvia Brenner (Constance Bennett) pracuje jako sekretarka dla Gaylorda Stantona (Kenneth MacKenna), nowojorskiego adwokata specjalizującego się w rozwodach. Zarabia 35 dolarów tygodniowo. Wystarczy, żeby utrzymać się na powierzchni Wielkiego Jabłka, ale na nic więcej. Dziewczyna haruje do późna, ale nie może nawet skorzystać z dobrodziejstw serwowanych przez miasto, bo zwyczajnie ją na to nie stać. Mieszkanie wynajmuje wespół z dwiema koleżankami (jedną z nich gra ZaSu Pitts), na wszystkim oszczędza. Gaylord z kolei wiedzie życie bawidamka i rozpustnika. Ktoś z jego znajomych mówi, że „najlepiej znaleźć taką żonę, która nie okazuje zainteresowania”. Dlaczego? Dzięki temu można ją bez żadnych przeszkód zdradzać, a ona i tak będzie miała to w nosie. Prawnik umawia się wyłącznie z mężatkami, bo to kobiety – jak twierdzi – bezpieczne, czyli nieszukające trwałego związku. Rzecz w tym, że niejaka Grace Lawrence (Rita La Roy) gotowa jest rozwieść się ze swym partnerem, byle tylko wyjść za Gaylorda. W tej sytuacji spanikowany Stanton składa Sylvii propozycję. Oświadcza się, oferując asystentce 5 tysięcy dolarów za roczne małżeństwo. Panna Brenner zgadza się i zostaje wysłana w podróż poślubną do Paryża. Sama. Wszak Gaylord musi kontynuować nierząd. W stolicy Francji młoda kobieta spotyka Reggiego Duranta (Basil Rathbone), który wprowadza ją na salony, a następnie zakochuje się w niej. Problem w tym, że ona uczuciem darzy kogoś innego! Tego oczywiście, który został w Nowym Jorku…

„Grzeszne wakacje” przekonują, że ślub równa się towarzyska śmierć. Jak więc uciec grabarzowi spod łopaty? Najlepiej fingując małżeństwo z Bogu ducha winną dziewczyną, która najpewniej wolałaby stawać przed sędzią pokoju z miłości, a nie z konieczności. Współlokatorki Sylvii wprost nie posiadają się z radości na wieść o tym, że ta wyrwie się wreszcie z biedy. Związek matrymonialny z Gaylordem oznacza przecież drogie ciuchy i zagraniczne wojaże (tymi hasłami mniej więcej reklamowano film w materiałach promocyjnych). Czy tego pragnęły kobiety pogrążone w Wielkim Kryzysie? „Jest jakiś haczyk?” – pada pytanie. „Chyba żadnego” – replikuje Sylvia. „Czyli on wcale nie oferuje ci małżeństwa, a istne niebo na ziemi!” – krzyczy podekscytowana przyjaciółka. Świeżo upieczona pani Stanton wcale nie jest szczęśliwa. Co z tego, że ma kiecki od najlepszych francuskich projektantów, skoro nie doświadcza niczego głębszego? Gdy zaś Reggie wyznaje jej miłość, ona wcale nie czuje się lepiej. No ale jak to? Odpowiedź jest prosta. Wszak to mężczyzna, który wcześniej – w domu jej pracodawcy (tak, to kumple między innymi od kufla) – nie zwracał na szarą myszkę uwagi; za to teraz, gdy jest mężatką, szaleje za nią do utraty tchu. Nikt jej nie zauważał, była niewidzialna. Podmiotowość zyskuje dzięki bogatemu facetowi i strojom, na które wreszcie ją stać. Jasne, korzysta z życia, ale za jaką cenę?

Wróciwszy do USA, przez chwilę pogrywa z Gaylordem, ale – biorąc pod uwagę fakt, że to komedia romantyczna – widz doskonale zdaje sobie sprawę z tego, iż tych dwoje będzie ostatecznie razem. Jakże wspaniale by było, gdyby Sylvia nie wybrała żadnego z tych dużych chłopców i zdecydowała się, choćby i na chwilę, pozostać singielką. Nie ta epoka. Przesłanka, jakoby bohater potrzebował żony, byle tylko nie móc poślubić innej, wydaje się kuriozalna od samego początku. Pozorne małżeństwo ma tu chronić przed prawdziwym. Ale przecież nikt tu nikogo do niczego nie zmusza. Czyż nie lepiej byłoby więc po prostu nie brać ślubu i być wolnym człowiekiem? Znowu: nie te czasy. Film wyprodukowany przez Pathé Exchange, amerykańską filię słynnej francuskiej wytwórni, był szalenie popularny w 1930 roku, z Constance Bennett czynił coraz większą gwiazdę, zaś Basila Rathbone’a wciąż obsadzał nie tam, gdzie należało go obsadzić.

Plakat filmu "Grzeszne wakacje" (reż. Paul L. Stein, 1930)

Grzeszne wakacje (1930)1

Sin Takes a Holiday

PATHÉ EXCHANGE ● Reżyseria: Paul L. Stein ● Scenariusz: Horace Jackson ● Wykonawcy: Constance Bennett, Kenneth MacKenna, Basil Rathbone, ZaSu Pitts i Rita La Roy.

📅 10 listopada 1930 roku ● 75 minut

1 Polski tytuł nadany przeze mnie na potrzeby niniejszego cyklu.