Zbrodni zmartwychwstanie

Gdy w 1913 roku angielski pisarz Sax Rohmer stworzył postać diabolicznego doktora Fu Manchu, mało kto spodziewał się, że wydawane w odcinkach powieści odniosą aż taki sukces. Tymczasem seria trzynastu książek poświęconych przygodom chińskiego mistrza zbrodni, któremu nikczemne dążenia starają się pokrzyżować inspektor Nayland Smith oraz Jack Petrie, uczyniła z Rohmera jednego z najbardziej poczytnych autorów epoki jazzu i brudnych lat trzydziestych. O materiał wnet upomniało się kino: najpierw w 1923 i 1924 roku, kiedy to w Wielkiej Brytanii powstał serial składający się z ponad dwudziestu krótkometrażówek z Harrym Agarem Lyonsem w roli głównej, a potem już w erze dźwiękowej, w Hollywood, gdzie prawa do ekranizacji nabyło studio Paramount Pictures, które do wykreowania postaci tytułowej zaangażowało Warnera Olanda, pochodzącego ze Szwecji aktora specjalizującego się – w okresie, gdy praktyki takie jak whitewashing czy yellowface były niestety na porządku dziennym – w graniu bohaterów wywodzących się z Dalekiego Wschodu (później w arcyłotra wcielali się także Boris Karloff, Henry Brandon i, w latach sześćdziesiątych, Christopher Lee).

„Powrót Fu Manchu” (1930) Rowlanda V. Lee to bezpośrednia kontynuacja jego rok wcześniejszej „Tajemnicy Fu Manchu” (1929). Pierwszoplanowy jegomość był niegdyś altruistą. Życie legło mu w gruzach w trakcie rebelii bokserów w Chinach (1899-1901), kiedy w zamachu stracił żonę i córkę. Poprzysiągł zemstę na odpowiedzialnych za ten czyn. Wysłał Lię (Jean Arthur), białą dziewczynę – przygarniętą przezeń, gdy była dzieckiem – by rozprawiła się z wrogami. Ta jednak – wyzwoliwszy się spod jego hipnozy – zakochała się w doktorze Petriem (Neil Hamilton), który wraz z inspektorem Smithem (O. P. Heggie) zadał ostateczny cios Fu Manchu, zmuszając go do zażycia śmiertelnej toksyny. Te wydarzenia z filmu inicjującego przygody zwyrodnialca niesłychanie dokładnie streszcza w drugiej części sam policjant, zupełnie tak, jakby świadom był obecności widza i chciał, by śledzący akcję odbiorca, być może niezaznajomiony z poprzednim obrazem, orientował się w tym, co ma miejsce na ekranie. „Powrót Fu Manchu” zaczyna się od pogrzebu czarnego charakteru. Rzecz w tym, że niemal od razu okazuje się, iż leżący w trumnie mężczyzna żyje! Jak to możliwe, skoro połknął specyfik? Nie wiadomo, ale wszak to geniusz zbrodni i szalony naukowiec – takiemu łatwo sfingować nawet własną śmierć. Bestia w ludzkim ciele powstaje z martwych, by kontynuować wendetę, po drodze zabijając kolejne osoby, a do listy nieprzyjaciół dopisując Lię.

Nie da się na to patrzeć na poważnie, podobnie zresztą jak i na „Córkę Smoka” (reż. Lloyd Corrigan, 1931), czyli dalszą odsłonę tych perypetii. Nic dziwnego, że pół wieku później Piers Haggard, przy współudziale Petera Sellersa, wyreżyserował parodię „Szatański plan doktora Fu Manchu” (1980). Wydaje się, że ze współczesnej perspektywy tylko na takie potraktowanie zasługuje całe to uniwersum, tym bardziej, że już filmy podpisane przez Lee ogląda się niczym pastisze. Antagonista, w chwili pojawienia się w popkulturze traktowany jako archetyp zła, z dzisiejszego punktu widzenia przypomina raczej karykaturę (nie bez przyczyny znawcy twórczości Iana Fleminga wskazują, że to właśnie on był źródłem inspiracji do wykreowania persony doktora No, przeciwnika Jamesa Bonda). Fu Manchu każdorazowo i z wielką pompą zdradza i adwersarzom, i widzowi, jaki będzie jego następny krok. Na absurd zakrawa też komiksowość samej anegdoty – oto w jednej ze scen na jaw wychodzi, że uczony wynalazł truciznę paraliżującą mózg i powodującą natychmiastową demencję. Na całe szczęście nie omieszkał stworzyć również antidotum. „Jestem złoczyńcą i to ja rozdaję karty” – rzuca, definiując się w sposób najlepszy z najlepszych.

Rohmer kreślił kolejne występki Fu Manchu do swej śmierci w 1959 roku. Jego dzieła oraz oparte na nich filmy wywołały liczne kontrowersje, i to wcale niezwiązane z etnicznym pochodzeniem Olanda. Całość ma wydźwięk rasistowski. Tworzy i powiela krzywdzące Chiny stereotypy. Mieszkańców Państwa Środka, głównie tych emigrujących do USA, nie prezentowano już, jak wcześniej, jako ofiary – stali się oni sprawcami nieszczęść i przestępstw oraz bezlitosnymi kreaturami stanowiącymi zagrożenie dla Zachodu. Taka polityka była pokłosiem popularnego wówczas poglądu, skrajnie populistycznego i ksenofobicznego, zgodnie z którym ludzi tych określano mianem żółtego niebezpieczeństwa. Ta wizja, podtrzymywana przez samego Rohmera, zmieniła się – choć nie na długo – po ataku na Pearl Harbor, gdy Chińczycy sprzymierzyli się z Amerykanami w walce przeciwko Japonii.

Plakat filmu "Powrót Fu Manchu" (reż. Rowland V. Lee, 1930)

Powrót Fu Manchu (1930)

The Return of Dr. Fu Manchu

PARAMOUNT PICTURES ● Reżyseria: Rowland V. Lee ● Scenariusz: Lloyd Corrigan i Florence Ryerson ● Wykonawcy: Warner Oland, O. P. Heggie, Jean Arthur i Neil Hamilton.

📅 17 maja 1930 roku ● 71 minut