Zielone pończochy
Konserwatywny sir William Faraday (Claude Gillingwater) ani myśli, by zgodzić się na ślub swej najmłodszej córki Phyllis (Flora Bramley) z Bobbym Tarverem (Anthony Bushell). Nie żeby miał coś przeciwko ich związkowi. Bynajmniej. Mężczyzna uważa po prostu, że zgodnie z tradycją, a więc po kolei i po bożemu, najpierw męża powinna znaleźć jego pierworodna, czyli Celia (Dorothy Mackaill). Ta, widząc, jak bardzo siostrze zależy na tym, by zostać żoną – mimo że jej samej niespieszno do przywdziewania sukni oblubienicy, zwłaszcza że na horyzoncie czai się już będący nie w jej typie przyjaciel domu James Raleigh (William Austin) – wymyśla na poczekaniu historyjkę o zaręczynach z niejakim pułkownikiem Johnem Smithem, którego poznała ponoć podczas pobytu za miastem. Wierutne kłamstwo, ale działa. Ciekawska rodzina, jak to familie mają w zwyczaju, wypytuje o narzeczonego. Celia mydli im oczy, mówiąc, że wyjechał na front, więc nie ma szans, by go poznać. Tak czy siak, wszyscy są zachwyceni jego istnieniem. Naciskają na dziewczynę, by czym prędzej napisała list do ukochanego, w którym zapewni go o swej dozgonnej miłości. Młoda dama, zmęczona całą tą maskaradą, godzi się, kreśli pełne namiętności słowa, po czym chowa korespondencję do książki telefonicznej. Tak się składa, że do tomu zaglądają Phyllis i Evelyn (Leila Hyams), jeszcze jedna z sióstr Faraday (środkowa, a – co ciekawe – mężatka), i wysyłają pocztę w rejon walk. Ponieważ imię i nazwisko stworzone przez Celię należy do szalenie popularnych w Wielkiej Brytanii, okazuje się, że list faktycznie trafia do rąk jakiegoś żołnierza. Dumna singielka, chcąc jak najszybciej zamknąć sprawę, publikuje w gazecie nekrolog informujący o śmierci wybranka. Gdy tak opłakuje wraz z rodziną jego śmierć, rzeczony pułkownik Smith (Basil Rathbone) postanawia złożyć jej wizytę i dowiedzieć się, o co tak naprawdę tu chodzi. Prawdziwe uczucie już unosi się w powietrzu. Czy aby na pewno?
Wyprodukowaną i dystrybuowaną przez First National Pictures komedię „Flirtująca wdowa” (1930)1, opartą na trzyaktówce „Green Stockings” pióra Alfreda Edwarda Woodleya Masona, autora mało znanej w Polsce postaci inspektora Hanauda, stanowiącego pierwowzór Herkulesa Poirota Agathy Christie, wyreżyserował William A. Seiter. W 1918 roku rozpoczął on karierę, na którą, już po jej zakończeniu, składało się ponad sto filmów. Nigdy nie traktowano go jak twórcę o autorskim sznycie. Zdarzały mu się wprawdzie sukcesy, jak choćby niema ekranizacja „Pięknych i przeklętych” (1922) na podstawie prozy Francisa Scotta Fitzgeralda czy dźwiękowi „Synowie pustyni” (1933) z Flipem i Flapem, ale do pierwszej ligi nie trafił. Przez lata prowadził jednak największe gwiazdy epoki studyjnej: od Shirley Temple, Freda Astaire’a i Ginger Rogers aż po Barbarę Stanwyck, Jean Arthur, Ritę Hayworth czy braci Marx.
Tytuł sztuki oraz sama anegdota skupiają się wokół panującego w Europie w XVII i XVIII wieku przekonania noszącego znamiona ostracyzmu, jakoby najstarsza córka musiała wyjść za mąż pierwsza, bo inaczej – na znak hańby, upokorzenia i zaznaczenia odrębności – będzie musiała nosić zielone pończochy. W patriarchalnym społeczeństwie była to dla dziewcząt przestroga przed kontestowaniem tradycji. Na początku XX wieku przedstawiciele wyższych sfer również praktykowali tę formę opresji, choć już nie w sensie dosłownym – jako fizyczną demonstrację – a raczej symbolicznie, patrząc na niezamężną pierworodną z dystansem, w pewnej mierze wykluczając ją z życia rodzinnego. Stara panna, zwłaszcza w sytuacji, gdy jej młodsze siostry zdążyły włożyć obrączki na palce, postrzegana była jako kobieta niepełna, a nawet więcej: nieco szurnięta członkini rodu.
W przypadku „Flirtującej wdowy” jest to o tyle istotne, że właściwie od samego początku widzowi sugerowane jest, jakoby Celia nie chciała męża z tej prostej przyczyny, że jest lesbijką. Gdy pojawia się na ekranie po raz pierwszy, przypomina wyzwoloną flapperkę – wprawdzie ma na sobie spódnicę, ale do tego sweter, a pod nim koszulę z krawatem. „W tym stroju wyglądasz prawie jak mężczyzna” – rzuca ktoś z obecnych w domu („Ty z tym wąsem też… prawie” – ripostuje ona). Nic więc dziwnego, że w tej całkiem zabawnej i wyrafinowanej komedii największą pomyłką nie jest wcale fakt, że jakiś tam Smith rzeczywiście istnieje, po czym – zjawiwszy się u Faradayów – bawi się w kotka i myszkę z Celią, ale to, że orientacja psychoseksualna protagonistki jest zgoła inna niż wszyscy zakładają, bodaj łącznie z nią samą.
Flirtująca wdowa (1930)1
The Flirting Widow
FIRST NATIONAL PICTURES ● Reżyseria: William A. Seiter ● Scenariusz: John F. Goodrich ● Wykonawcy: Dorothy Mackaill, Basil Rathbone, Leila Hyams, William Austin i Claude Gillingwater.
📅 11 maja 1930 roku ● 72 minuty
1 Polski tytuł nadany przeze mnie na potrzeby niniejszego cyklu.