Deprawacja
Wprawdzie dwudziestokilkuletnia Danni Sanders (Zoey Deutch) aspiruje do bycia dziennikarką z prawdziwego zdarzenia, to na razie musi obejść się smakiem i poprzestać na posadzie graficzki w portalu o wiele mówiącej nazwie „Depravity”. Raz na jakiś czas, by nie wypaść z wprawy, sprawdza, na czym stoi, podsyłając naczelnej (Negin Farsad) swoje teksty. Problem w tym, że te nie nadają się do publikacji – jeden z najświeższych jest w istocie wyrazem smutku wywołanego przez fakt, iż przegapiła 11 września (gdy w 2001 roku w Stanach Zjednoczonych doszło do zamachów terrorystycznych, ona była akurat na wycieczce z rodzicami).
Dziewczyna nie ma przyjaciół. W siedzibie magazynu jest ignorowana (co znamienne, Kelvina – granego przez Karana Soniego – bodaj jedyną osobę, która zwraca na nią uwagę, Danni traktuje protekcjonalnie). Jej samotne i monotonne życie w brooklyńskim mieszkaniu urozmaica wyłącznie obecność świnki morskiej. Jeśli chce z kimś porozmawiać, dzwoni do matki (Embeth Davidtz). Kiedy tylko nadarza się okazja, by zagadać do Colina (Dylan O’Brien), współpracownika i osobistości znanej użytkownikom mediów społecznościowych, młoda kobieta natychmiast ją wykorzystuje.
Pragnąc zaimponować pofarbowanemu na blond chłopakowi, nad którym nieustannie unosi się chmura dymu pochodząca z papierosa elektronicznego, Danni mówi mu, że została przyjęta na warsztaty pisarskie w Paryżu. Tyle wystarczy, by zrobić na nim wrażenie. Dla dziewczyny to jednak za mało. Próbując uwiarygodnić historyjkę o stypendium w stolicy Francji, Danni, sprawnie poruszająca się po programach do obróbki zdjęć, przygotowuje szereg fotomontaży, które następnie umieszcza na Instagramie. Bierze urlop i zaczyna udawać, że wybrała się za ocean. Wnet zyskuje nowych obserwujących (w tym gronie jest również Colin). Pewnego dnia na swym profilu zamieszcza fotkę, na której pozuje na tle Łuku Triumfalnego. Tak się składa, że zaledwie kilka minut po dodaniu wpisu w okolicy słynnego zabytku dochodzi do ataku bombowego. Są ranni i zabici. Danni, leżąc w łóżku, z niedowierzaniem przygląda się całemu zamieszaniu. Telefon nie przestaje dzwonić. Dźwięki powiadomień nakładają się na siebie. Wśród głosów wsparcia napływających zewsząd jest także ten należący do Colina.

Co za ulga, że o niej pomyślał. Skoro zaś się odezwał, dziewczyna postanawia iść w zaparte. Nie wycofuje się z kłamstwa. Informuje zgromadzoną społeczność, że jest cała i zdrowa. Do Nowego Jorku, którego nigdy przecież nie opuściła, wraca jako celebrytka. Wykorzystuje współczucie okazywane przez matkę (kobieta zapisuje ją na masaże i podaje jej ulubione kakao z piankami) oraz roztrzęsionego ojca (Brennan Brown). Mężczyzna – cały zapłakany – wręcza jej pokaźną sumę pieniędzy („Dzięki temu będzie ci łatwiej. Chociaż tak mogę pomóc” – oznajmia). Po powrocie do redakcji czeka na nią prywatne biurko oraz – co najważniejsze – dzika karta umożliwiająca jej wejście na wirtualne łamy wydawnictwa. Szefowa daje wreszcie zielone światło – Danni ma podzielić się ze światem towarzyszącymi jej emocjami. Chcąc lepiej zrozumieć to, co czują jak najprawdziwsi uczestnicy zamachów, wybiera się na spotkanie grupy wsparcia dla ludzi niemogących przepracować traum. Tam poznaje Rowan Aldren (znakomita, nie po raz pierwszy zresztą, Mia Isaac, znana z recenzowanego tu „Nie opuszczaj mnie” Hannah Marks z 2022 roku), uczennicę, która przeżyła szkolną strzelaninę, i aktywistkę działającą na rzecz ograniczenia dostępu do broni palnej w USA. Dziewczyny się zaprzyjaźniają. Sława i ktoś bliski – tego jej było trzeba. Napisany przez nią artykuł staje się najchętniej czytanym tekstem na portalu, zaś ona – influencerką inicjującą kampanię okraszoną dobrze dobranym hasztagiem. Jest zatem co świętować.
„Nie w porządku” (2022) według scenariusza i w reżyserii Quinn Shephard, dwudziestosiedmiolatki z Wielkiego Jabłka, aktorki, która jako reżyserka zadebiutowała filmem „Wina” (2017), to opowieść zarówno o na pozór dość niewinnym kłamstwie przekształcającym się w niewybaczalne oszustwo, jak i pasożytnictwie oraz zawłaszczeniu. Podobnie jak w stosunkowo niedawnym musicalu „Drogi Evanie Hansenie” (reż. Stephen Chbosky, 2021) również tu anegdota opiera się na żerowaniu na krzywdzie innych ludzi w celu osiągnięcia własnych, doraźnych korzyści. Nieuczciwość pozwala zjednać sobie ludzi oraz zdobyć upragniony rozgłos w mediach społecznościowych, którym notabene od lat zarzuca się fałsz. U Shephard jednakże, co znamienne, nie ma miejsca na szczęśliwe zakończenie. Już plansza otwierająca „Nie w porządku” informuje, jakoby poruszający tematykę traumy film zawierał nie tylko migoczące światła, ale też niesympatyczną bohaterkę. To ostrzeżenie podbija skądinąd prolog, z którego wprost wynika, iż jest to historia kończąca się powszechną pogardą dla zdemaskowanej i amoralnej protagonistki (lub raczej antagonistki).
Trudno mówić o tym, by Danni doznawała odkupienia. Wprawdzie odczuwa skruchę (lub przynajmniej sprawia takie wrażenie), ale nie dostaje szansy na to, by ją wyrazić. Shephard kreśli satyrę na współczesność, w której młodzież nie rozstaje się ze swymi telefonami i gotowa jest wykorzystać czyjeś cierpienie, by zgromadzić jak najwięcej serduszek pod postami, ale to nie paszkwil, na co wpływ ma choćby zaangażowanie do głównej roli Deutch – pomimo tego, w jaką postać się wciela, widz wciąż może widzieć w tej osobie charakterystyczną dla aktorki sympatyczność. Pierwsza sekwencja – pozbawiona wszakże kontekstu – rysuje ją jako kobietę, której nie sposób nie współczuć, zwłaszcza gdy okazuje się, iż uzasadnioną krytykę od przepełnionej żółcią nienawiści dzieli cienka granica. Danni finalnie spisuje na kartce słowa przeprosin, lecz ich nie wygłasza. Czy ktokolwiek byłby w stanie w nie uwierzyć?