Ciała na sprzedaż

Noa (Daisy Edgar-Jones) nie znosi randkowania, ale ponieważ już od tak dawna jest sama, wytrwale stawia się na spotkaniach z kolejnymi facetami poznanymi przez nią dzięki szeregowi zainstalowanych na smartfonie aplikacji. Jej wstręt do schadzek nie powinien bynajmniej nikogo dziwić – wszak wszyscy mężczyźni, z którymi się umawia, są gnojkami. Dobrym tego przykładem jest Chad (Brett Dier), na pierwszy rzut oka dżentelmen sypiący komplementami jak z rękawa, w istocie buc, jakich mało. Nie dość, że rozmowa z nim się nie klei, to jeszcze czułe słówka wnet ustępują miejsca uszczypliwościom i pospolitemu chamstwu. „Kobiety z pokolenia naszych matek bardziej dbały o ubiór i ogólnie o wygląd. W dzisiejszych czasach dziewczyny noszą za duże ciuchy, które wyglądają jak koce” – rzuca w pewnym momencie, doskonale zdając sobie sprawę, że opisywaną przezeń odzież Noa ma właśnie na sobie. „Świetnie wyglądałabyś w sukience. Nie to, że źle ci w tym swetrze” – dodaje, ale to chyba nieodpowiedni sposób, by się zrehabilitować. Gdy przychodzi do płacenia, Chadowi brakuje taktu. Po wyjściu z restauracji dziewczyna wprost stwierdza, że do siebie nie pasują. I tak oto grzeczność, kulturalność i szarmanckość znikają bezpowrotnie. Nie ma już rzeczonego dżentelmena. Pojawia się agresja. „Byłem po prostu uprzejmy. I tak nie jesteś w moim typie. Powodzenia w szukaniu faceta, nadęta suko!” – rzuca na odchodne, sprawiając, że Noa nie wierzy własnym uszom. Zatyka ją, choć pewnie nie raz została potraktowana podobnie.

Niejedna osoba na jej miejscu straciłaby zapał. Optymizm uleciałby z niej jak powietrze z przekłutego balonu. Noa tymczasem przełyka ślinę i idzie dalej. Konkretnie: do spożywczaka. W dziale z owocami i warzywami poznaje Steve’a (Sebastian Stan), który bajeruje ją, wychwalając winogrona o smaku waty cukrowej. Wymiana zdań nie należy do najzgrabniejszych, ale młoda kobieta i tak jest pod wrażeniem. „Nie sądziłam, że ludzie wciąż poznają się w prawdziwym życiu” – relacjonuje przyjaciółce imieniem Mollie (Jonica T. Gibbs) przypadkowe spotkanie z amatorem kalifornijskich winorośli, z którym zresztą zdążyła wymienić się numerami telefonów.

Noa i Steve umawiają się w końcu na randkę. Początkowo czują się w swym towarzystwie niezręcznie, ale wraz z upływającymi kwadransami dialog prowadzi im się coraz swobodniej. Ona opowiada mu o sobie. On – co nie jest znowuż takie oczywiste – słucha, a następnie dzieli się informacjami na swój temat (pochodzący z Teksasu Steve jest chirurgiem plastycznym). Atmosfera się rozluźnia. Wznoszą toast za jedną z tych rzeczy, która ich łączy – oboje mają martwych rodziców (skłonność do mrocznych żartów to skądinąd drugie spajające ich ogniwo). Gdy mężczyzna przyznaje, że nie ma go w mediach społecznościowych, Noa jest co najwyżej delikatnie rozczarowana, ale to wyznanie nie stanowi wystarczającego powodu, by w jej zapaliła się lampka ostrzegawcza (a przecież już kuriozalnie zły thriller „W sidłach pożądania” Luisa Prieto z 2022 roku przekonywał, że nic dobrego nie może wyniknąć, gdy dwoje ludzi inicjuje znajomość w supermarkecie).

„Fresh” (2022) w reżyserii debiutującej Mimi Cave, która wcześniej realizowała wideoklipy oraz zdobywała doświadczenie jako tancerka i choreografka (widać to tutaj zwłaszcza w bodaj najbardziej zapadającej w pamięć sekwencji), zaczyna się niczym słodko-gorzka komedia romantyczna i rozwija się tak przez ponad pół godziny projekcji, a więc aż do wejścia długo odraczanej czołówki. Wraz z pojawiającą się na ekranie planszą tytułową diametralnie zmienia się nastrój filmu, któremu od tej chwili bliżej do epatującego grozą, okrucieństwem, przemocą, sadyzmem oraz swego rodzaju erotyzmem kina rodem z lat siedemdziesiątych.

Daisy Edgar-Jones w filmie "Fresh" (reż. Mimi Cave, 2022)

Noa dostaje zaproszenie od Steve’a na weekendowy wyjazd za miasto. Widują się od niedawna, ale głupio byłoby nie skorzystać z propozycji, skoro tyle zachodu wymaga znalezienie dobrego materiału na chłopaka (na szczęście znacznie czujniejsza jest Mollie, która instynktownie węszy kłopoty i nie pochwala zachowania przyjaciółki). To, co miało być magicznym wypadem do domu na odludziu, przekształca się w koszmar. „Odurzyłem cię” – mówi bez ogródek Steve, gdy Noa budzi się przykuta łańcuchem do podłogi. Dziewczyna potrzebuje kilku sekund, by zrozumieć, w jak niewesołym położeniu się znalazła. „Zgwałcisz mnie?” – pyta przerażona. „Nie, nie zrobię tego. Lubię cię” – zapewnia mężczyzna, by zaraz potem wyjawić bolesną prawdę. „Sprzedam twoje mięso”. Noa próbuje przetrawić otrzymaną informację. „Ludzie płacą mi za nie dużo kasy. Nie zabiję cię od razu. Im dłużej pozostaniesz świeża, tym lepiej”.

Słysząc coś takiego, trudno się otrząsnąć. Kiedy przychodzi moment otrzeźwienia („Przestań dramatyzować” – uspokaja protekcjonalnie Steve), Noa orientuje się, że trafiła w istocie do hodowli. Okazuje się, że jej książę z supermarketu jest rzeźnikiem polującym na dziewczyny, których najpewniej nikt nie będzie szukać. To nie tak, że nie było znaków. „Nie jadam zwierząt” – powiedział wszak Steve, gdy Noa przegryzała żeberka na którymś ze spotkań, choć teoretycznie mógł przecież oświadczyć, że jest wegetarianinem. Zakrawałoby to jednak na kłamstwo. Chirurg plastyczny z Teksasu jest bowiem kanibalem – nie tylko zaopatruje swą bogatą klientelę w przetworzone kobiece mięso (wyroby niewieście są – a jakżeby inaczej – smaczniejsze, a przez to droższe), ale sam się nim żywi.

Cave, wespół ze scenarzystką Lauryn Kahn, tworzy – nomen omen – świeże kino, które nie ucieka ani od makabry, ani od czarnego humoru, stając się swoistą metaforą przekraczania granic przez nadużywających swej pozycji mężczyzn. „To nie nasza wina. To wszystko przez nich!” – zauważa Penny (Andrea Bang), inna ofiara Steve’a, próbując przekonać Noę, że ta nie powinna brać na swoje barki odpowiedzialności za to, iż dała się uwieść facetowi, którego ledwo znała. „Fresh”, którego gatunkowość przechyla się w stronę cielesnego horroru, komentuje – trochę na wzór filmu „Obiecująca. Młoda. Kobieta” (reż. Emerald Fennell, 2020) – grzechy patriarchatu czyniącego z przedstawicielek płci żeńskiej towary do skonsumowania, podlegające prawom bezlitosnego rynku i bestialskiego kapitalizmu. Związki damsko-męskie zostają tu przedstawione jako relacje, które zżerają od wewnątrz, zarówno metaforycznie, jak i dosłownie. Noa oraz pozostałe dziewczyny złowione przez uroczego i częstującego je słodkimi słówkami Steve’a trafiają do menu. To samo dzieje się z nimi w aplikacjach randkowych, w których funkcjonują na zasadzie dań do zamówienia przez facetów będących władcami spojrzeń.

Choć Noa obwinia się za to, że zbagatelizowała ostrzeżenia wystosowywane przez Mollie, udaje jej się znaleźć wyjście z opałów. Bohaterka „Fresh”, niczym grana przez Carey Mulligan Cassie z przywołanego utworu Fennell, świadomie staje się przynętą. Robi użytek zarówno z tego, że wpadła Steve’owi w oko, jak i z faktu, iż ten jest mężczyzną. Antagonista nie kłamał, mówiąc, że ją lubi. Noa czerpie z tej wiedzy pełnymi garściami, robiąc dobrą minę do złej gry oraz udając, że i ona ma słabość do swego oprawcy. Skoro została potraktowana stereotypowo, postanawia obrócić tę zniewagę na swą korzyść, uwodząc kolesia, którego nie trawi.

Film Cave nie byłby tak hipnotyzujący, gdyby nie wizualna konsekwencja, z jaką reżyserka kreuje świat przedstawiony. Mowa przede wszystkim o tym, w jaki sposób na poziomie formy – głównie poprzez zbliżenia, a nawet detale – tematyzowane są tu mięso oraz jedzenie, czyli – w tym konkretnym przypadku – ludzkie ciało. A to widać usta owinięte wokół posiłku, a to palce dotykające nagiej szyi pod prysznicem. Bohaterowie gryzą, żują, połykają, a te czynności są wręcz hiperbolizowane. Tułowia są fragmentaryzowane przez odpowiednie kadrowanie i montaż, zawsze awizujące to, co ma nastąpić. Gdy Steve biegnie, prowadzona przez Pawła Pogorzelskiego kamera skupia się na napinających się mięśniach jego nóg. Potrawy zaś każdorazowo wyglądają apetycznie, kusząco, wyszukanie, przywołując na myśl „Hannibala”, tak w wersji kinowej w reżyserii Ridleya Scotta z 2001 roku, jak i telewizyjnej, nadawanej w latach 2013-2015. I choć to dość niestrawne sformułowanie, „Fresh” jest dziełem, jako się rzekło, świeżym oraz – paradoksalnie, zważywszy na rodzaj pokarmu, którym się żywi – smakowitym.

Recenzja filmu Fresh; reż. Mimi Cave; USA 2022; 117 minut

Tagi:

, , ,