Pasażerowie

„Nie spodoba wam się zakończenie tej historii, ale już sama opowieść – na pewno”. Tymi słowami wita widza w prowadzonej ponad kadrem narracji Wally Park (Mia Isaac), główna bohaterka całkiem udanego filmu drogi pod tytułem „Nie opuszczaj mnie” (2022), którego autorka – Hannah Marks – łączy od jakiegoś czasu pracę aktorską ze scenariopisarstwem (vide: „Banana Split” Benjamina Kasulke z 2018 roku) i reżyserią (jej „After Everything” z 2018 roku oraz „Mark, Mary & Some Other People” z 2021 roku). Kwestia wypowiedziana przez dziewczynę jest zarówno intrygująca, jak i – w zależności od wrażliwości odbiorcy – trafna bądź chybiona.

Cierpiący na chroniczne bóle głowy ojciec Wally imieniem Max (John Cho), pracownik firmy ubezpieczeniowej, słyszy od lekarki miażdżącą diagnozę. To struniak, czyli złośliwy guz kości u podstawy czaszki. W grę wchodzi ryzykowne leczenie. Mężczyzna może poddać się operacji, ale szanse na jej przeżycie są naprawdę niewielkie. Nowotwór znajduje się zbyt blisko pnia mózgu. Max woli zatem przeczekać. Zostaje mu mniej więcej rok życia. To wystarczająco dużo, by pozamykać wszelkie sprawy i pożegnać się z córką, lecz zbyt mało, aby spać spokojnie. Poza dzieckiem nie ma w życiu nikogo. Umawia się wprawdzie na niezobowiązujący seks z nauczycielką francuskiego Annie (Kaya Scodelario), ale trudno stwierdzić, dokąd te schadzki zmierzają. Nicole (Jen Van Epps), matka Wally, odeszła, gdy ta miała zaledwie kilka lat, i to z najlepszym kumplem Maxa, Dale’em (Jemaine Clement). Ojciec nie mówi nastolatce prawdy, ale postanawia wziąć ją ze sobą na zjazd absolwentów, licząc na to, iż udział weźmie w nim również Nicole. Zależy mu na tym, by te dwie się poznały – gdy bowiem jego zabraknie, ktoś będzie musiał zająć się Wally.

John Cho i Mia Isaac w filmie "Nie opuszczaj mnie" (reż. Hannah Marks, 2022)

Max i Wally wsiadają do wysłużonego jeepa, by ruszyć w trasę z Kalifornii do Luizjany, pokonując Arizonę, Nowy Meksyk i Teksas. To nie tak bynajmniej, że dziewczyna wsiada do auta cała w skowronkach. Przełamuje się dopiero wtedy, gdy ojciec obiecuje jej, iż nauczy ją prowadzić samochód. Jak to w kinie drogi często bywa, wyprawa staje się dla rodzica pretekstem do tego, by przekazać córce wiedzę pozwalającą jej przetrwać w coraz brutalniejszym świecie. Niektóre lekcje są wyjątkowo banalne („Pamiętaj, żeby zasłonić terminal ręką, gdy wprowadzasz PIN”), inne zaś – głębokie i będące wyrazem najszczerszej troski („Dobrego człowieka poznasz po tym, że zabierze cię na tańce”). By jednak wyjazd miał sens, Max także musi się co nieco poduczyć. „Czasami warto podjąć ryzyko” – przekonuje go Wally, lecz on nie od razu rozumie istotę tego przekazu.

W samochodzie bohaterowie poznają się nawzajem, być może po raz pierwszy, od kiedy są razem. Dziewczyna dowiaduje się tego i owego o przeszłości swego ojca, który – choć dziś jawi jej się jako słuchający jazzu i stroniący od zakupu tesli nudziarz – był kiedyś inny, miał pasje i konkretne plany na przyszłość. „Co się z nim stało?” – pyta Wally. „Dojrzał” – odpowiada w trakcie zjazdu Guy (Josh Thomson), jeden z jego najbliższych przyjaciół. Max również odkrywa córkę na nowo, mając wreszcie dostęp za kulisy jej skomplikowanego związku z Glennem (Otis Dhanji). Wydawać by się mogło, że ojca i córkę dzielą lata świetlne. W gruncie rzeczy bardzo im do siebie blisko. Marks nie odkrywa przed widzem Ameryki (robi to, pokazując kraj swoim protagonistom), ale autentyczność, inteligentny humor wymieszany z bolesnym tragizmem oraz naturalna więź pomiędzy Cho a Isaac sprawiają, że „Nie opuszczaj mnie” – opowieść o nieuleczalnej chorobie, samotnym, nadopiekuńczym rodzicielstwie i nastoletnim buncie – to kino godne uwagi.

Recenzja filmu Nie opuszczaj mnie (Don’t Make Me Go); reż. Hannah Marks; USA 2022; 109 minut