Papuga śmierci
Trzeba mieć niebywały tupet, by kosztujący grosze film oprzeć na obecności byle jak wygenerowanej komputerowo papugi, a następnie liczyć na to, że widz kupi ten bubel i będzie w stanie zaangażować się w anegdotę (choćby i ta dotykała najbardziej ważkich zagadnień). Zuchwała na tyle, by wdrożyć ten pomysł w życie, jest pochodząca z Chorwacji, a tworząca w Wielkiej Brytanii Daina Oniunas-Pusić, która – zrealizowawszy kilka krótkich metraży – debiutuje pełnospektaklową opowieścią o żałobie, może niekoniecznie nieudaną, co po prostu nieszczególnie godną uwagi.
Tuesday (Lola Petticrew) – piętnastolatka będąca pod opieką pielęgniarki Billie (Leah Harvey) – cierpi na bliżej niezidentyfikowaną chorobę terminalną. Gdy w związku z tym na poręczy jej łóżka ląduje Śmierć pod postacią ary, dziewczyna nie jest zaskoczona. Od razu rozpoznaje, kim jest przybyszka. Niewykluczone nawet, że na nią czekała. Wprawdzie jest gotowa, by przenieść się na tamten świat, ale prosi Kostuchę o dodatkowy czas. Nie dla siebie bynajmniej, lecz dla swojej matki.
Kiedy tylko Zora (Julia Louis-Dreyfus; znana między innymi z „Brutalnej szczerości” Nicole Holofcener z 2023 roku) dowiaduje się o tym, kto odwiedził jej córkę, wpada w szał i próbuje pozbyć się niechcianego ptaszyska. Podpaliwszy je, zjada na wszelki wypadek jego prochy. Przełamanie – albo raczej przełknięcie – strachu nie oznacza wcale, iż zagrożenie znika. Śmierć odradza się we wnętrznościach Zory, która teraz widzi i słyszy więcej niż uprzednio. Wreszcie też dostrzega zarówno swą ukochaną latorośl, jak i jej cierpienie. Jako że ma smykałkę do targowania się, zaczyna pertraktacje z papugą.
W „Tuesday” (2023) Pusić przygląda się żalowi, który rodzi się po odejściu kogoś bliskiego. Istnieje wręcz prawdopodobieństwo, że tytułowa nastolatka umarła na chwilę przed zawiązaniem akcji filmu, a wszystko, co dzieje się na poziomie sjużetu, jest swego rodzaju projekcją głównej bohaterki. Nie bez znaczenia pozostaje tu bowiem fakt, że Zora przeprawia się przez siedem etapów żałoby (od szoku przez zaprzeczenie, złość, negocjowanie, depresję i testowanie aż po akceptację), a jej wędrówka ma charakter fantazji ocierającej się o realizm magiczny.
Partie poświęcone kobiecie są najciekawsze, bo złożone, skomplikowane, wymykające się prostym interpretacjom. Wystarczy zwrócić uwagę na to, że Zora – mieszkająca w Londynie Amerykanka, która straciła pracę, a chcąc znaleźć środki na dalsze leczenie jedynaczki, postanowiła wyprzedać większość majątku – od samego początku kreślonej przez Pusić historii dystansuje się od Tuesday. Czy to jej reakcja obronna? Najpewniej tak. Protagonistka, jak łatwo się domyślić, kocha dziewczynę – i to tak mocno, że nie potrafi wyobrazić sobie bez niej ani siebie, ani jutra – ale nie umie z nią o tym porozmawiać. Dialog odkłada na później. Działania podejmuje dopiero w momencie, gdy orientuje się, kto zagląda jej córce w oczy. W obliczu zaistniałej sytuacji inicjuje walkę z papugą.
No właśnie – papuga. Pal licho, że to właśnie ona personifikuje Śmierć (nietrudno znaleźć informacje świadczące o tym, że w niektórych kulturach ten konkretny ptak faktycznie zwiastuje ostatnią godzinę). Problemem jest tu raczej to, że Pusić czyni z ary pełnoprawną osobę tego dramatu, a przez lwią część czasu ekranowego – centralną figurę filmu. Znowuż – nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, iż zwierzę jest tak okropnie wytworzone cyfrowo, że jego obecność zaburza immersję. Jeśli dodać do tego takie aspekty, jak sposób, w jaki Śmierć mówi (głosu użyczył jej aktor Arinzé Kene) czy zachowuje się w towarzystwie Tuesday (wołająca o pomstę do nieba scena palenia skręta i rapowania kawałka „It Was a Good Day” Ice Cube’a), to dzieło Pusić robi się – mówiąc oględnie – dość niezręczne. Mało tego, reżyserka wplata w opowieść tak niepotrzebny aspekt jak apokaliptyczne implikacje „zabicia” Śmierci przez Zorę. Wszystko po to, by dać wyraz przeżywanej przez główną bohaterkę żałobie. Trochę tego za dużo.