(Nie)dojrzali
Cooper Raiff dobija dopiero do trzydziestki, a już ma na koncie dwa filmy tak dobre (lub wręcz znakomite), że nie powstydziłby się ich szereg znacznie starszych i dużo bardziej doświadczonych twórców. Gdy światło dzienne ujrzał jego debiutancki „Pierwszy rok” (2020), cechującą go wysoką jakość artystyczną można było przypisać szczęściu nowicjusza. Kiedy jednak na festiwalu Sundance wyświetlono „Taniec młodości” (2022), jego drugi utwór, lepszy bodaj od poprzednika, jasne stało się, iż miłośnicy X muzy mają do czynienia z narodzinami gwiazdy. Raiff nie spoczywa na laurach. Założywszy przedsiębiorstwo produkcyjne Small Ideas, wziął się za realizację następnego projektu, który zaowocował powstaniem dziewięcioodcinkowego serialu „Hal & Harper” (2025), kolejnej perełki w jego portfolio, wyrosłej, nomen omen, z małego, acz genialnego pomysłu.
Dzień, w którym Hal (w tej roli sam Raiff) skończy studia, zbliża się nieubłaganie. Oznacza to dla niego tyle mniej więcej, że już wkrótce wejdzie na rynek pracy. Nic nie wskazuje na to, by był gotowy na wykonanie przełomowego kroku, wiążącego się wszak z porzuceniem tego, co znane i względnie bezpieczne. Snucie planów na przyszłość pozostawia więc na później, zwłaszcza że teraz nie w głowie mu podejmowanie jakichkolwiek ważnych decyzji zawodowych, gdyż najpierw musi zdobyć uczelnianą piękność imieniem Abby (Havana Rose Liu; znana między innymi z „Na dnie” Emmy Seligman z 2023 roku), która stale mu się wymyka.
Trudno ją winić za to, że nie może się zdecydować, czy chce, czy też nie chce z nim być. Hal jest bowiem człowiekiem skrajnie infantylnym, w dodatku beznadziejnie przywiązanym do starszej siostry, której spódnicy trzyma się kurczowo i puszczać nie zamierza. Harper (świetna Lili Reinhart z „Chemical Hearts” Richarda Tanne’a z 2020 roku), bo o niej mowa, opiekuje się bratem, odkąd pamięta. Nie miała wyboru. Matka odeszła, przez co ojciec (Mark Ruffalo) pogrążył się w depresji. Sęk w tym, że i ona nie do końca radzi sobie z życiem. Zdradziwszy swą wieloletnią partnerkę Jesse (Alyah Chanelle Scott) z Audrey (Addison Timlin), koleżanką z biura, zderza się ze ścianą.
Ani Harper, ani tym bardziej Hal nie wiedzą, co robić dalej, a ich konsternację pogłębia fakt, iż tatko – oznajmiwszy im, że Kate (Betty Gilpin), jego obecna dziewczyna, jest w ciąży – decyduje się sprzedać rodzinny dom, budynek pełen wspomnień, nie tylko tych miłych. To tam doszło niegdyś do wydarzeń, które wycisnęły trwałe piętno na całej trójce.

Hal i Harper utknęli w przeszłości. W gruncie rzeczy wciąż są dziećmi, co autor wygrywa, sięgając po doskonały środek. Otóż w młodsze wersje tych postaci też wcielają się Raiff i Reinhart. Ten wybór przyczynia się oczywiście do tego, że w serialu pojawia się mnóstwo akcentów komicznych – nie sposób się nie zaśmiać obserwując czy to Hala w ciele brodatego Raiffa, brykającego niczym Tygrysek z cyklu powieści A. A. Milne’a (niewykluczone skądinąd, że chłopak rozwija się w spektrum ADHD i autyzmu, które twórca zgłębiał w obu swoich filmach), czy to Harper o twarzy wytatuowanej Reinhart zachowującą śmiertelną powagę w interakcjach z kumpelami z podstawówki – ale nie ma on bynajmniej charakteru ironicznego, jak choćby w „Annie Hall” (1977), gdzie Woody Allen zastosował podobny zabieg. W „Halu & Harper” chodzi raczej o eksplorowanie traum doświadczanych przez rodzeństwo.
Scenarzysta i reżyser, sięgając po częste retrospekcje, a następnie przeskakując pomiędzy różnymi liniami narracyjnymi, w których Hal i Harper zawsze wyglądają tak samo, z jednej strony uwypukla to, że protagoniści zatrzymali się w czasie, zaś z drugiej – pokazuje, jaki wpływ na konieczność przedwczesnego dojrzewania mają urazy psychiczne odniesione w okresie szczenięcym. Z uwagi na nieobecność matki oraz błędy, jakich dopuszcza się wiecznie rozkojarzony ojciec, niespełniony pisarz, Hal i Harper mierzą się z dorosłością już wtedy, gdy są uczniami odpowiednio pierwszej i trzeciej klasy, a do osiągnięcia pełnoletniości nadal im daleko.
Tytułowi bohaterowie starają się przetrwać. Jak osiągnąć ten cel? Razem czy osobno? Hal i Harper są od siebie uzależnieni, połączeni jakąś niewidzialną pępowiną. Ich relacja bywa momentami niezdrowa – nade wszystko w tych momentach (a jest ich naprawdę od groma), w których on aż zanadto ładuje się z buciorami w jej prywatną przestrzeń („Duszę się przy tobie” – krzyczy ona) – ale w istocie oboje potrzebują się nawzajem („Choćbyś i utknął na zawsze, ja będę przy tobie” – wyznaje w końcu Harper Halowi). Nigdy zresztą nie mają pewności, czy będą mogli liczyć na kogoś innego, a już w szczególności na tatę, mężczyznę skłonnego do zamykania się w sobie, do uciekania przed odpowiedzialnością i do zakłamywania rzeczywistości. Raiff, mimo iż wiele wątków traktuje dość powierzchownie, ani na chwilę nie zapomina o bólu odczuwanym każdego dnia przez nominalnego ojca klanu, przerażonego tym, że skoro zawiódł już dwoje swoich dzieci, to równie dobrze może skrewić w przypadku trzeciego, jeszcze nienarodzonego.
Serialem „Hal & Harper” Raiff udowadnia, jak dojrzałym i empatycznym jest artystą. Równoważąc elementy komediowe z tragicznymi, kreśli głęboko ludzką historię rodzeństwa (oraz ich pogubionego, aczkolwiek próbującego odnaleźć właściwą drogę ojca), które, idąc ręka w rękę, posuwa się naprzód, by uchronić się przed upadkiem. Oto siostrzano-braterska miłość – chaotyczna i delikatna, zlękniona i odważna zarazem – oczami jednego z najzdolniejszych filmowców młodego pokolenia.



