Dziewczyna z bagien

Kya Clark (hipnotyzująca, jak zwykle zresztą, Daisy Edgar-Jones, znana między innymi z recenzowanego tu horroru „Fresh” Mimi Cave z 2022 roku), młoda kobieta pochodząca z fikcyjnego miasteczka Barkley Cove w Karolinie Północnej, zostaje oskarżona o morderstwo Chase’a Andrewsa (Harris Dickinson), romansującego z nią niegdyś lokalnego złotego chłopca, którego martwe ciało odnaleziono u stóp stojącej wśród mokradeł i wysokiej na kilka pięter wieży obserwacyjnej. To nic, że panienka ma całkiem solidne alibi – motłoch zdążył już wydać wyrok: winna. Z dziewczyny z bagien – jak nazywa ją homogeniczna i za nic mająca sobie słynną południową gościnność społeczność – łatwo zrobić kozła ofiarnego. Wszak jest niemal obca, mimo że od małego mieszka w tym zapadłym i zapomnianym przez Boga kącie. Jej obrony podejmuje się Tom Milton (David Strathairn) – emerytowany adwokat w stylu Atticusa Fincha z powieści „Zabić drozda” Harper Lee czy jej późniejszej, zrealizowanej w 1962 roku ekranizacji w reżyserii Roberta Mulligana – jedna z niewielu osób darzących ją szczerą sympatią.

Tak oto kształtuje się główna oś fabularna filmu „Gdzie śpiewają raki” (reż. Olivia Newman, 2022), powstałego na podstawie niesłychanie popularnej książki Delii Owens, autorki, na której literackiej twórczości cieniem kładzie się sytuacja, do jakiej dojść miało w Zambii w połowie lat dziewięćdziesiątych (mowa o wciąż nierozwiązanym zabiciu afrykańskiego kłusownika – niewykluczone, że przez pasierba pisarki – zrelacjonowanym w dokumencie Rogera Goodmana pod tytułem „Deadly Game: The Mark and Delia Owens Story” z 1996 roku). I choć sekwencje rozgrywające się na sali sądowej – wyjątkowo banalne i toporne, podobnie skądinąd jak cały wątek kryminalny, można by nawet rzec, że niepotrzebny – budują ramę narracyjną, to nie przeważają na szczęście w nieco ponaddwugodzinnym metrażu. Trzon stanowią bowiem skupiające się na dzieciństwie i okresie dojrzewania bohaterki retrospekcje, łączące w sobie – także dzięki urokliwym i oddającym charakter miejsca akcji zdjęciom Polly Morgan – zarówno piękno otaczającego ją świata, jak i ból zadawany jej przez zasiedlających go ludzi.

Pal zatem licho pozbawione tempa i napięcia treści okalające, bez których wyprodukowany (i wypromowany) między innymi przez Reese Witherspoon oraz napisany przez Lucy Alibar, współscenarzystkę „Bestii z południowych krain” (reż. Benh Zeitlin, 2012), film Newman mógłby się obyć. Warto przyjrzeć się temu, co wewnątrz ramy, a więc opowieści o czasach, w których formował się byt protagonistki. Kilkuletnia, urodzona tuż po wojnie Kya (Jojo Regina) wychowuje się – wraz z gronem braci i sióstr – w latach pięćdziesiątych pod okiem skrajnie przemocowego ojca (Garret Dillahunt) i wrażliwej matki (Ahna O’Reilly). Pewnego dnia kobieta, bita i poniżana przez męża, nie wytrzymuje. Odchodzi bez pożegnania, zostawiając za sobą dom i dzieci. Czas – niczym prądy w okalających chatę wodach – płynie. Rodzeństwo również opuszcza Barkley Cove. Trudno stwierdzić, jakim cudem żadne z nich nie wpada na pomysł, by wziąć Kyę ze sobą. Dorastająca dziewczynka dach nad głową dzieli z ojcem, który ostatecznie też wyparowuje, rzucając córkę – wyposażoną w odziedziczony po nim chlebak z armii – na pastwę losu.

Daisy Edgar-Jones w filmie "Gdzie śpiewają raki" (reż. Olivia Newman, 2022)

Kya uczy się żyć na własną rękę. Wstaje skoro świt, by wykopywać małże, które następnie wymienia na prowiant w okolicznym sklepie, prowadzonym przez czarnoskóre małżeństwo – Mabel (Michael Hyatt) i Skoczka (Sterling Macer Jr.) – traktujące ją poniekąd jak własną dziatwę. W szkole wytrzymuje tylko jeden dzień (od tego bodaj momentu zaczyna uchodzić za kogoś z zewnątrz, człowieka wykluczonego, otoczonego niechęcią). Natura staje się jej nauczycielką. Natura oraz Tate (Taylor John Smith), chłopak z sąsiedztwa, który także doświadczył swego rodzaju porzucenia (jego matula i siostra zginęły w wypadku samochodowym). To on, przemierzając z nią mokradła (nie rowery, a motorówki są tu atrybutem dzieciństwa) i będąc wprost idealnym materiałem na partnera, pokazuje jej, jak czytać i pisać. To on zachęca ją do tego, by rozwijała swe pasje, oparte w znacznej mierze na obserwacjach fauny i flory oraz uwiecznianiu ich różnorodności na papierze. To on wreszcie podsuwa pannie Clark pomysł, by przesłała swe rysunki wydawnictwom – a nuż któreś z nich zechce opublikować je w postaci książki (tak też się notabene dzieje, co czyni z szalenie uzdolnionej Kyi poczytną i całkiem nieźle zarabiającą autorkę).

„Jedyną stałą w przyrodzie jest zmiana” – mówi w pewnej chwili w prowadzonej ponad kadrem narracji bohaterka. Rzeczywistość zaiste ulega ciągłym przekształceniom i przetasowaniom. Nadchodzą lata sześćdziesiąte, a Tate, który obiecywał, że nigdy nie odejdzie, również znika. Tęsknota za rodziną miesza się w jej głowie z wypatrywaniem powracającego mężczyzny, pierwszej w istocie miłości. „Ilekroć upadałam, dźwigały mnie mokradła” – stwierdza Kya, idąc do przodu, pozwalając, by jej zamknięte w muszli serce – jak sama określa swą sytuację życiową – otworzyło się na kogoś innego. Tak oto trafia na Chase’a, tegoż samego, który finalnie kończy martwy w niebezpiecznych wodach Karoliny Północnej, cwaniaczka i agresora, przekraczającego granicę uprzywilejowanego gnojka z białej, anglosaskiej i protestanckiej rodziny. Kiedy ona jest wolna niczym ptak (oby nie ten wygenerowany komputerowo, który towarzyszy czołówce), on pragnie zamknąć ją w klatce. I choć od wszystkich, których spotkała na swej drodze, słyszała zawsze, by była ostrożna i nie ufała ludziom, Kya wydaje się na wskroś podatna na śliski czar roztaczany przez Chase’a. Przy nim ponownie staje się małą i dorastającą w strachu – a to przed czyhającą na nią opieką społeczną, a to przed deweloperami chcącymi przejąć jej własność – dziewczynką z bagien. Bezpieczna przystań, miejsce, gdzie śpiewają raki, oddala się od niej.

Film w reżyserii Newman bywa częstokroć kuriozalny (to nic, że bohaterka z analfabetki przekształca się w uznaną twórczynię o zacięciu naukowym, i to bez szkoły, bo wszak i takie rzeczy się zdarzają; problem stanowi fakt, iż Kya, jak na dziecko wychowujące się w dziczy, jest wyjątkowo dystyngowana, tak na poziomie wyglądu, jak i – być może nade wszystko – ledwo ledwie zarysowanego akcentu rodem z krain wchodzących w skład tak zwanego Pasa Bawełny) i dość konwencjonalnie napisany (wygłaszane raz na jakiś czas zdania przypominające aforyzmy są na pozór tylko głęboką poezją: „Bagna wiedzą wszystko o śmierci i niekoniecznie widzą w niej tragedię”). Obraz „Gdzie śpiewają raki” sprawdza się jako opowieść o odrzuceniu i przetrwaniu w ekstremalnie niesprzyjających warunkach. Gdyby zatem zredukować do minimum zbrodnie, policyjne śledztwo i rozprawę sądową, byłoby to cokolwiek udane kino o samotnej, choć wytrwałej dziewczynie, którą swą postawą dąży do zrozumienia tego, co ją spotkało – nie bez powodu Kya poświęca się, obserwując otaczającą ją przyrodę, poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, jak to się dzieje, że matka zostawia swoje potomstwo.

Recenzja filmu Gdzie śpiewają raki (Where the Crawdads Sing); reż. Olivia Newman; USA 2022; 125 minut