Bratnie dusze
Roman (Dylan O’Brien; znany z, ot, choćby, „Caddo Lake” Celine Held i Logana George’a z 2024 roku) właśnie stracił brata. Jego rozpacz jest tym większa, że w wypadku samochodowym zginął jego bliźniak. Pogrążony w żałobie chłopak, nie mogąc dogadać się z cierpiącą matką (Lauren Graham), dołącza do grupy wsparcia integrującej osoby, które znalazły się w podobnej sytuacji.
Tam poznaje Dennisa (James Sweeney), a jako że obu młodzieńcom doskwiera chroniczna wręcz samotność, to zbliżają się do siebie. Każdą wolną godzinę spędzaj razem. Dużo dyskutują. Wspólnie robią zakupy spożywcze, wspólnie trenują na siłowni, wspólnie chodzą na mecze hokeja. Są nierozłączni, zupełnie tak, jakby sami byli rodzeństwem.
Sytuacja zmienia się, gdy Roman, spiknąwszy się z Marcie (Aisling Franciosi), koleżanką Dennisa z biura, zaczyna się z nią umawiać, a następnie się w niej zakochuje. To ona, dopatrując się nieścisłości w tym, jak jej współpracownik przedstawia swoją przeszłość, a także nabierając podejrzeń co do jego intencji, przyłapuje go na oszustwie. Okazuje się bowiem, że Dennis znał wcześniej Rocky’ego (w tej roli też O’Brien), nieżyjącego brata Romana, a na wspomnianą terapię nie trafił bynajmniej przez przypadek.
James Sweeney, urodzony w 1990 roku scenarzysta, reżyser, producent i aktor (słowem: człowiek orkiestra), autor świetnie przyjętego – zarówno przez krytykę, jak i widownię – „Straight Up” (2019), swoim drugim filmem, czyli „Rozdzielonymi” (2025), potwierdza, iż obdarzony jest prawdziwym talentem. W wyróżnionym Nagrodą Publiczności na festiwalu Sundance utworze – powstałym między innymi z fascynacji siostrami Mary-Kate i Ashley Olsen (w jednej ze scen Dennis ogląda nawet komedię familijną z ich udziałem, a mianowicie „Czy to ty, czy to ja” Andy’ego Tennanta z 1995 roku) – Sweeney, który, jak często przyznaje w wywiadach, zawsze marzył o bliźniaku, opowiada o nietypowej przyjaźni dwóch mężczyzn, zbudowanej wprawdzie na kłamstwie, ale, co być może zakrawa na paradoks, nie mniej przez to szczerej czy intensywnej.

Wiedząc, co jest na rzeczy – a tak się składa, że odbiorca ma tę świadomość od chwili, gdy na ekranie pojawia się czołówka (w, bagatela, dwudziestej minucie seansu) – nie sposób nie oczekiwać, iż relacja Romana i Dennisa zmierza ku upadkowi. Co się wydarzy, gdy prawda wyjdzie na jaw? Ta kwestia towarzyszy oczywiście projekcji, ale w większym bodaj stopniu Sweeneya interesuje przyczyna więzi budowanej przez protagonistów. Ta zaś tkwi w odczuwanej przez nich tęsknocie za Rockym.
To, że Roman jest nią przepełniony, wydaje się – przynajmniej na pierwszy rzut oka – zrozumialsze. Wszak zmarły był jego bliźniakiem, w dodatku jednojajowym. Nic zatem dziwnego, że smakuje on trudnego do zdefiniowania braku. Oto wraz ze śmiercią Rocky’ego zgasła też jakaś część samego Romana. To natomiast, dlaczego Dennis popada aż w takie zasmucenie, staje się jaśniejsze dopiero po uważnym przyjrzeniu się momentowi, w którym on i Rocky rozmawiają ze sobą w łóżku. Właśnie uprawiali seks, a teraz dzielą się swoimi najgłębszymi tajemnicami. Od razu wiadomo, że ten czas jest dla Dennisa ważny. Niewykluczone, że to najszczęśliwsza noc, jakiej doznał, i to niezależnie od tego, co na to Rocky. Czy jest w jego zachowaniu nuta desperacji? Tak – w związku z czym łatwo przypiąć mu łatkę antagonisty – lecz znacznie wyraźniej przemawiają przezeń jego ból i trauma oraz potrzeba bliskości.
Sweeney jest dobry w te niuanse. Choć aktorsko nie radzi sobie ze złożonością postaci, którą kreuje na ekranie, to na poziomie scenariopisarskim i reżyserskim doskonale odnajduje się w subtelnym uwypuklaniu detali. Jest to dostrzegalne w sekwencji pogrzebowej, w trakcie której żałobnicy – ilekroć podchodzą do Romana, by go pocieszyć – wybuchają płaczem na jego widok, gdyż ten tak bardzo przypomina im Rocky’ego. Jest to również zauważalne w tych interakcjach, w których głównym bohaterom zadawane są jakieś banalne pytania (na przykład o to, jak rozliczyć płatność w sklepie: razem czy osobno). O ile najpierw, i to parokrotnie, odpowiadają na nie rozbieżnie, o tyle w finale – gdy obaj obciążeni są podobnym bagażem doświadczeń – przemawiają już jednym głosem. To wyjątkowo prosty, ale i skuteczny sposób, oparty na swego rodzaju elipsie, by pokazać, jak ich przyjaźń – pomimo, mówiąc oględnie, nieporozumień czy popełnionych błędów – dojrzała. To także dowód na to, że są nie tylko bratnimi duszami, ale i emocjonalnymi bliźniakami.



