Zniknięcia
Na granicy Teksasu i Luizjany, niespełna 700 kilometrów od źródła Red River, znajduje się gęsto porośnięte cypryśnikami jezioro, które swą nazwę wzięło od Indian Kaddo, konfederacji plemion zamieszkujących te tereny przez tysiąclecia, aż do XIX wieku, kiedy rząd amerykański dokonał ich przymusowego wysiedlenia do rezerwatów ulokowanych na zachód od rzeki Missisipi. Otoczenie wygląda tak, jakby czas stanął tu w miejscu. Przypominająca labirynt sieć dróg wodnych, na którą składają się torfowiska, bagna, mokradła, stawy i rozlewiska – wprawdzie dość płytkie, ale za to bogate w niespotykane nigdzie indziej na świecie faunę i florę – jest niczym wrota do krainy leżącej na styku jawy i snu. Po terytorium krążą legendy o potworach i zjawach nie z tej ziemi, a jedno z usytuowanych u wybrzeży zbiornika miasteczek zwie się na wskroś zagadkowo, bo Uncertain.
Nic dziwnego, że właśnie tutaj, w tak pięknych, bezwzględnych i tajemniczych zarazem okolicznościach przyrody, Celine Held i Logan George zawiązali anegdotę filmu „Caddo Lake” (2024), w którym nic nie jest takie, jakie na pierwszy rzut oka się wydaje, zwłaszcza że wyprodukował go M. Night Shyamalan, twórca znany z upodobania do usiewania swoich dzieł mniej lub bardziej spektakularnymi zwrotami akcji.
Zaczyna się dość niewinnie. Prowadzona dwutorowo narracja przybliża widzowi losy głównych bohaterów. Ellie (Eliza Scanlen; znana między innymi z „Córki Starlingów” Laurel Parmet z 2023 roku), której ojciec zaginął, gdy ta była jeszcze dzieckiem, żyje wraz z matką Celeste (Lauren Ambrose), jej partnerem Danielem (Eric Lange) oraz Anną (Caroline Falk), jego ośmioletnią córką z poprzedniego związku. Dzień bez kłótni w tym domu to dzień stracony. Ellie i Celeste nieustannie drą koty, co bodaj najbardziej odbija się na najmłodszej członkini rodziny. Po kolejnej takiej sprzeczce nastolatka trzaska drzwiami i nie wraca na noc. Nazajutrz dostaje telefon, że Anna zniknęła. Wszczęte zostają zakrojone na szeroką skalę poszukiwania, którymi zawiaduje lokalna policja.
Gdzieś na przeciwnym brzegu jeziora niejaki Paris (Dylan O’Brien z „Nie w porządku” Quinn Shephard z 2022 roku), nie mogąc pogodzić się ze śmiercią matki, która zginęła w wypadku samochodowym na moście, tropi odpowiedzi na nurtujące go pytania. Zdaniem lekarzy do tragedii doszło w wyniku ataku epilepsji, który denatka przeszła w trakcie kierowania pojazdem (Paris jechał jako pasażer i uciekł z tonącego auta), ale mężczyzna nie daje wiary tym wyjaśnieniom. Jego obsesja na tym punkcie poróżniła go i z ojcem Benem (Sam Hennings), i z ukochaną imieniem Cee (Diana Hopper), z którą zainicjował budowę nigdy nieukończonego gniazda. Pracując przy usuwaniu osadów dennych, chłopaczyna zapuszcza się w głąb lasu, gdzie doświadcza czegoś dziwnego – oto otwiera się portal, który przenosi go w czasie. Egzystencjalne linie Ellie, Parisa i Anny przecinają się w sposób tak niezwykły, że jego przybliżenie zepsułoby potencjalnemu odbiorcy zabawę z seansu.
Cuda wianki, można by rzec, ale wbrew pozorom „Caddo Lake” ogląda się całkiem nieźle. Owszem, w zawiłościach fabuły nie ma nic nowego – wszak to typowy mózgotrzep wzorowany na takich klasykach konwencji jak „Zagubiona autostrada” (reż. David Lynch, 1997), „Memento” (reż. Christopher Nolan, 2000) czy „Wyspa tajemnic” (reż. Martin Scorsese, 2010) – lecz śledzenie jej przebiegu oraz skomplikowanych relacji łączących poszczególne osoby to przednia rozrywka, nawet jeśli wymaga skupienia i szablonu drzewa genealogicznego na podorędziu, które posłuży jako podkładka ułatwiająca rozpisanie wszelkich zależności.
Held i George zręcznie przekształcają noszący znamiona thrillera kryminał o ludziach z amerykańskiego Południa w kino niemalże spod znaku science fiction. Abstrahując jednak od gatunkowego sztafażu, tym, co zasługuje na docenienie w „Caddo Lake”, jest fakt, iż jego autorzy ani przez chwilę nie zapominają o tym, że to podzielona na swoiste dwa rozdziały opowieść o rodzinie, o ranach zadawanych przez bliskich, o traumach z przeszłości, wrośniętych do świadomości głębiej niż tkwiące w ziemi i w wodzie korzenie błotnych iglaków, pomiędzy którymi pływają Ellie i Paris. Choć Held i George eksperymentują z czasem i przestrzenią, to równocześnie robią, co mogą, by nie stracić z oczu tego, co rzeczywiste i stanowiące rdzeń historii. Jasne, bohaterowie – w przeciwieństwie do przebiegu intrygi – nie charakteryzują się wielowymiarowością, ale czuć, że są postaciami z krwi i kości, których dążenia, jakkolwiek to zabrzmi, mają sens.