Kobieta z różową walizką

Przed sześcioma laty Leslie (Andrea Riseborough) miała wszystko, co do szczęścia potrzebne: dom, rodzinę, kumpli oraz czek opiewający na sumę 190 tysięcy dolarów, główną nagrodę w loterii organizowanej przez jeden z teksańskich barów, którego była gwiazdą. Teraz, nieco ponad pół dekady później, nie ma nic. Ani stałego dachu nad głową, ani syna, którego porzuciła, ani bliskich mogących przynieść ukojenie w trudnych chwilach, ani tym bardziej pieniędzy, błyskawicznie roztrwonionych na alkohol i resztę używek. Gdy zatem właściciel motelu wyrzuca ją na bruk – nie on pierwszy zapewne – kobieta postanawia na powrót uładzić się z potomkiem. Jak trwoga, to do Boga, ot co.

Zbliżający się do dwudziestki i pracujący gdzieś na budowie James (Owen Teague; znany między innymi z „Montańskiej opowieści” Scotta McGeheego i Davida Siegela z 2021 roku) przyjmuje matulę pod swoje skrzydła, ale stawia jej następujący warunek: zero picia. Leslie, owszem, przytakuje, po czym okrada chłopaka, by ponownie pójść w tango. Młodzian nie ma wyboru. Dzwoni na policję i odsyła matkę prosto do miejsca, gdzie zaczął się cały ten bajzel. Tak oto Leslie dociera na zachód stanu, którego motto brzmi – dość ironicznie, biorąc pod uwagę okoliczności – „Przyjaźń”, by tam zamieszkać u swych dawnych druhów i przypuszczalnie kompanów od kielicha, czyli Nancy (Allison Janney ze „Skandalu w hrabstwie Yuba” Tate’a Taylora z 2021 roku) i Dutcha (Stephen Root z „Czterech dobrych dni” Rodrigo Garcíi z 2020 roku), którzy biorą ją do siebie wyłącznie przez wzgląd na Jamesa. Jako że im również podpada – idąc, rzecz jasna, w cug – para, wiodąca żywot poczciwszy niż w przeszłości, odmawia jej wstępu na teren posesji. Leslie, szwendając się po okolicy, zostaje przygarnięta – w geście dobrej woli – przez prowadzącego przydrożny zajazd Sweeneya (Marc Maron), który nie tylko daje jej pracę pokojówki, ale także roztacza nad nią opiekę.

„Dla Leslie” (2022), pełnospektaklowy debiut Michaela Morrisa, twórcy mającego na koncie szereg wyreżyserowanych odcinków seriali, to przejmująca historia kobiety, która sięgnęła dna (tym cięższy jest jej upadek, że u zarania – na co wskazuje utrzymany w estetyce albumu ze zdjęciami prolog – miała naprawdę sporo, mimo iż podskórnie czuć, że to przedstawicielka tak zwanych białych śmieci, zgrabnie sportretowanych przez J. D. Vance’a w książce „Elegia dla bidoków”). Widz poznaje ją w momencie granicznym, kiedy to pociąg do napitku wciąż jest silny, ale już pojawiają się pierwsze oznaki otrzeźwienia, może nie tyle fizycznego, co mentalnego. Leslie, która przehulała zarówno forsę („Zainwestowałam w dwie nieruchomości i nie odzyskałam ani centa” – tłumaczy się i przed innymi, i przed samą sobą), jak i kilka lat życia, jest już na skraju. Nie pozostało jej dużo – nie ma ani złudzeń, ani honoru, a jedynie różową walizkę, z którą przemierza świat, swoistą pamiątkę po zamierzchłych, acz pomyślniejszych czasach.

Przybywając do miasteczka, z którego się wywodzi, staje twarzą w twarz z tym, co zrobiła. Musi ponieść konsekwencje swoich czynów, zwłaszcza że wśród nich znajduje się grzech najcięższy: pozostawienie syna na pastwę losu. Bezimienna mieścina była jej piekłem, teraz jest czyśćcem, ale – na co wskazuje postawa dobrodusznego Sweeneya, anioła stróża spod znaku samotnej gwiazdy – może być także nowym rajem. Nadzieja, pomimo postępującej choroby alkoholowej, wciąż się tli, nawet jeśli okupić ją trzeba cierpieniem i ostrym delirium tremens. Leslie podnosi się z kolan, by zaraz potem ponownie na nie wrócić, ale – co ważne – nie ustaje w próbach. Dostawszy szansę, nie od razu ją wykorzystuje („Niektórzy nie dostrzegają dobroci, jaka jest im darowana” – mówi grany Andre Royo Royal, wspólnik Sweeneya), ale jej nastawienie ulega zmianie. Zbyt wiele ma do stracenia, a jeszcze więcej do zyskania – na czele z Jamesem – by się poddać. Morris, posiłkując się scenariuszem napisanym przez Ryana Binaco, który inspirował się dziejami własnej matki, kibicuje swej bohaterce, raz po raz podając jej koło ratunkowe. Wszystko, na co wskazuje wszak tytuł filmu, dla Leslie, która walczy, dążąc do szczęśliwego zakończenia. Może i w finale nie ma czeku na 190 tysięcy dolarów, ale jest za to inna wygrana, a nawet kilka.

Recenzja filmu Dla Leslie (To Leslie); reż. Michael Morris; USA 2022; 119 minut