Osiem sekund, by żyć
W „Byku” (2019), pełnometrażowym debiucie Annie Silverstein, kinie cichym i intymnym, skupionym na ludziach z marginesu USA, rodeo, sport ze wszech miar jankeski, jawi się jako metafora zmagań jednostki z przeciwnościami losu. Abe (Rob Morgan), główny bohater opowieści, był niegdyś profesjonalnym ujeżdżaczem ważących ponad pół tony bestii, ale już dawno zdążył zapomnieć o sukcesach sprzed lat. Teraz, nie mogąc odnaleźć się w innej rzeczywistości, robi za klauna odciągającego wściekłą rogaciznę od zawodników. Jego egzystencja zawaliła się niczym domek z kart, i to w mniej niż osiem sekund. Tyle właśnie trzeba utrzymać się na grzbiecie wściekłego zwierzęcia, ściskając w dłoni opasający je popręg, by zdobyć punkt. Borykający się z licznymi kontuzjami i wewnętrznymi demonami Abe musi podjąć jakieś kroki, by nie zatracić się w gorzale i zgorzknieniu.
W identycznym niemal położeniu znajduje się True Brandywine (Wyatt Russell), protagonista filmu „W potrzasku” (2025) w reżyserii Carlyle’a Eubanka, dla którego – podobnie jak dla wspomnianej Silverstein – również jest to pierwszy raz za kamerą. True para się jazdą na oklep (ang. bareback bronc riding). Dosiadłszy konia, musi – dzierżąc w jednej ręce cugle – ostać się na nim tyle samo czasu, co Abe na byku. To prawie jak wieczność. Mężczyzna plasuje się zwykle tuż za podium, w związku z czym ilekroć odbiera wygraną – zaiste psie pieniądze – czuje niedosyt. Dzięki połykanym raz po raz tabletkom jest w stanie kontynuować uprawianie tej jakże niebezpiecznej dyscypliny, dziesięć razy bardziej zagrażającej zdrowiu niż futbol amerykański. Sęk w tym, że nic nie trwa w nieskończoność. Gdy zatem w otwierającym ujęciu Brandywine wydobywa się spod grubej warstwy śniegu, pewne jest, że okoliczności, którego doprowadziły go w to miejsce, są na wskroś dramatyczne.
True walczy z mrozem, by wywinąć się czyhającej na niego śmierci, a Eubank sięga po szereg retrospekcji – skąpanych w promieniach słońca świecącego nad Nevadą – by przybliżyć widzowi wydarzenia, które wycisnęły piętno na kreślonej postaci. Brandywine, wraz z każdym upadkiem z wierzchowca gorzej radzący sobie ze zorientowaniem się w przestrzeni (PIN do karty płatniczej też mu wyparował), nie ma zielonego pojęcia, dokąd pójść, a kiedy wreszcie przybywa do chaty mającej posłużyć mu za azyl, wspomina nie tak znowuż odległą przeszłość. Tak oto dociera do niego, że schrzanił na całej linii, odpychając od siebie bodaj jedyną osobę, której prawdziwie zależało na jego dobru, a mianowicie Ali (Auden Thornton), poznaną przypadkiem pielęgniarkę, odrzuconą przezeń po tym, jak usłyszał od lekarzy diagnozę: koniec z rodeo.

Wraz z rozwojem akcji Eubank odkrywa przed odbiorcą coraz więcej kart, na czele z tym, co działo się pod dachem Brandywine’ów, gdzie George (Dennis Quaid), patriarcha, żołnierz weteran i eks-ujeżdżacz, a obecnie dość stereotypowy farmer z zachodu kraju, dawał się we znaki True oraz jego bratu Calebowi (Johnny Berchtold), stale na nich naciskając i zachęcając do wstąpienia do Korpusu Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych (to, w jaki sposób rozwija się ten wątek, jest chyba najsłabszym elementem utworu).
„W potrzasku” to film o szeroko pojętym kryzysie męskości, który pokonać można wyłącznie poprzez introspekcję oraz zmianę perspektywy i priorytetów. Eubank umiejętnie rysuje świat rządzony przez toksyczny maczyzm, który bohaterów, a zwłaszcza rywalizujących ze sobą True i George’a, zapędza w kozi róg. Reżyser pokazuje, że to, czym zajmują się portretowani faceci, to, owszem, akt niebywałej odwagi i czynność podnosząca adrenalinę, ale też przejaw skrajnej nieodpowiedzialności. True, wbrew temu, do czego zachęca go ojciec, nie myśli o przyszłości. Niewykluczone, iż wie, że jeśli w odpowiednim momencie nie zsiądzie z konia, to zwyczajnie może nie doczekać jutra, ale ignoruje wszelkie sygnały, które odwiodłyby go od brania udziału w kolejnych zawodach. W jego żyłach – poza uśmierzającymi bóle głowy i pleców oraz silnie uzależniającymi opioidami – płynie krew hazardzisty. Nic zatem dziwnego, iż True, gość bez ubezpieczenia, jest gotów położyć na szali własną doczesność, byle tylko przez kolejne okamgnienie móc chwycić za wodze.
Eubank, na wzór Silverstein, a wcześniej Johna G. Avildsena („Osiem sekund” z 1994 roku) i Chloé Zhao („Jeździec” z 2017 roku), skupia się nie tyle na współczesnym kowboju próbującym ujarzmić rozwścieczonego – nomen omen – ogiera, a na tym, co dzieje się z jego ciałem, duchem, umysłem oraz emocjami (stąd między innymi nie do końca wygrany wątek przedstawiający True jako artystę). Autor „W potrzasku” przygląda się aspektom, które wprawdzie w XXI wieku wydają anachroniczne, ale wciąż mają silny wpływ na wybory młodych Amerykanów zamieszkujących mityczny niegdyś Dziki Zachód. Dobrawszy odpowiednią ścieżkę dźwiękową – składającą się skromnych gitarowych pieśni spod znaku country – Eubank buduje coś na wzór westernu, w którym linię konfliktu wyznacza nie granica oddzielająca od siebie Dobro od Zła, a to, co zżera protagonistę od środka. True musi pogodzić się nie tylko z Ali czy z ojcem, lecz przede wszystkim z samym sobą, by utrzymać się na rumaku, którego zwą Życie (nie bez powodu „W potrzasku” to kino na poły survivalowe, przypominające, ot, choćby, „Zjawę” Alejandro Gonzáleza Iñárritu z 2015 roku). „Nic i nikt nie sprawi, że poczuję się tak żywy, jak na wierzgającym koniu przez te osiem sekund” – mówi, lecz nie wie jeszcze, że otaczający go bliscy ludzie mają tę samą moc.