Od początku, raz jeszcze

Oryginalny tytuł „Randki w nieskończoność” (reż. Alex Lehmann, 2022) – „Meet Cute” – to jeden z punktów, który muszą odhaczyć bohaterowie każdej szanującej się komedii romantycznej. Chodzi o pierwsze spotkanie późniejszych kochanków, utrzymane najczęściej w nietypowym, zabawnym lub zwyczajnie, jak sama nazwa wskazuje, uroczym tonie. Przykład? W rewelacyjnej „Ósmej żonie Sinobrodego” (reż. Ernst Lubitsch, 1938) według scenariusza Charlesa Bracketta i Billy’ego Wildera grany przez Gary’ego Coopera protagonista chce się zaopatrzyć w piżamę, a właściwie tylko w górę od niej, lecz obsługa sklepu utrzymuje, że tę część garderoby można nabyć jedynie w komplecie. Z odsieczą przychodzi, rzecz jasna, kobieta (w interpretacji Claudette Colbert), która proponuje zakup spodni. Kwestią czasu jest, aż tych dwoje zadurzy się w sobie po uszy i wyląduje w swych objęciach.

U Lehmanna, autora recenzowanego tu „Acidmana” (2022), inauguracyjne tête-à-tête nie jest bynajmniej ani urzekające, ani komiczne, choć z całą pewnością – osobliwe. Oto bowiem Sheila (irytująca chwilami Kaley Cuoco), zachęcona przez barmana Phila (Kevin Corrigan), podchodzi do siedzącego samotnie Gary’ego (wyjątkowo znudzony Pete Davidson) – niezależnego grafika, który bazgra coś na podstawkach do piwa – by zapytać, czy może się przyłączyć. Mężczyzna nie ma nic przeciwko, by wspólnie wypili następną kolejkę. Zamawiają to samo, ale to jeszcze nic. Wznosząc toast, używają dokładnie tych samych słów („Zdrowie, kolego!”), i to w tej samej sekundzie. Przypadkowa synchronizacja? Nic podobnego. Sheila niemal natychmiast zdobywa się na szczerość, mówiąc, że przybywa z przyszłości („Wiedziałam, co powiesz” – dodaje). Gary oczywiście jej nie wierzy, ale – jak na nowojorczyka, który przypuszczalnie niejedno w życiu widział i słyszał – wczuwa się w opowiadaną przez nią historię, prawdopodobnie nie chcąc jej urazić, lub po prostu czując rozbudzającą się w nim ciekawość.

Para przenosi się do indyjskiej knajpy, gdzie kontynuuje rozmowę. Jak na pannicę, która już wcześniej była na niemal identycznej randce z Garym, w Sheili wciąż jest sporo werwy i entuzjazmu. „Nie jestem z dalekiej przyszłości. To raptem doba w przód” – tłumaczy, by zaraz potem dodać, że któregoś dnia znalazła na zapleczu salonu piękności wehikuł czasu w kształcie solarium i w ten sposób – wchodząc doń – przeniosła się o dwadzieścia cztery godziny wstecz. „Co zrobiłaś ze sobą z przeszłości?” – pyta on, wyraźnie zaintrygowany konstruowaną narracją. „Zabiłam ją” – odpowiada ona z szerokim uśmiechem na twarzy. Dziewczyna i chłopak szwendają się po mieście, objadają lodami o dziwnych smakach, płyną promem (bodajże po East River) oraz zwierzają się sobie ze swoich traum, by wreszcie ona mogła stwierdzić, iż zaiste była to noc warta podróży w czasie. Nie proponuje drugiej randki. Zaznacza jedynie, że nazajutrz spotkają się ponownie, zaczynając wszystko od początku.

Pete Davidson i Kaley Cuoco w filmie "Randka w nieskończoność" (reż. Alex Lehmann, 2022)

Sheila powtarza ten schemat pierwszego rendez-vous wielokrotnie (elipsy wskazują na to, że akcja całego filmu rozgrywa się przez bity rok), świadomie zapętlając się w dniu świstaka. Jak mówi, woli ten idealny wieczór z Garym od kolejnych schadzek z nim lub – nie daj Boże! – z innymi mężczyznami, z którymi niekoniecznie byłoby tak przyjemnie. Zamiast przeglądać aplikacje w poszukiwaniu facetów (jak robi to choćby zdesperowana bohaterka „Fresh” w reżyserii Mimi Cave z 2022 roku), preferuje cofanie się do momentu poznania Gary’ego. A zatem: Sheila przedkłada tę konkretną, w jej głowie zawsze idealną randkę z tym właśnie chłopakiem, nad wszystko pozostałe.

Dlaczego to robi? Odpowiedź jest prosta, choć zarazem dość niekonwencjonalna jak na komedię romantyczną: jest nieszczęśliwa, zmaga się najpewniej z depresją, ma myśli samobójcze. Nie tak często zdarzają się filmy wpisujące się w ten gatunek, które aż tak wyraźnie mierzą się z zagadnieniami natury psychicznej. „Jutro, wczoraj, to bez znaczenia. W tym problem. Moje życie jest do dupy, bez względu na resztę” – wyznaje w rozmowie z June (Deborah S. Craig), kosmetyczką pracującą w rzeczonym studiu urody, która odkrywa przed nią możliwości drzemiące w stojącym w pomieszczeniu technicznym urządzeniu do opalania. Lehmann dobrze radzi sobie z tym materiałem.

Kłopoty sprawia mu kontrola nad drugą częścią filmu, w której pojawia się nadmiar fabularnych komplikacji, na czele z ingerowaniem w linie czasowe i próbą odpowiedzi – oczywiście przeczącą – na pytanie, czy da się zmienić drugiego człowieka. Utwór wytraca impet, gdy w grę wchodzą nowe wersje bohaterów. Podróżniczka Sheila najciekawsza jest w otwierającym akcie, kiedy jej motywacje dyktowane są swoistą tęsknotą za przeszłością (ogromne znaczenie ma tu raz po raz wtrącana opowieść z dzieciństwa o przemiłym gościu od kablówki), wymieszaną z ukrywaną za zabawną buzią apatią, a nie wtedy, gdy przemawiają przez nią wyłącznie frustracja, znudzenie oraz chęć kontroli. Później film Lehmanna zaczyna coraz bardziej przypominać randkę nudną, co nie znaczy skądinąd, że nie ma tam scen czy dialogów wartościowych i charakteryzujących obsesyjne oraz neurotyczne usposobienie kobiety. Sęk w tym, że depresja zostaje ostatecznie sprowadzona do myślowych skrótów (scenariusz skupia się finalnie na intensyfikowaniu wrażeń i elementów wątpliwie komicznych, choć gdyby poświęcił więcej, nomen omen, czasu na analizowanie psychiki protagonistki, byłby atrakcyjniejszy).

„Nie wszystko musi być idealne” – powtarza Sheila. Jej miłość do Gary’ego również nie musi taka być. Może wystarczy poświęcić jej kilka tygodni, miesięcy lub – no cóż – lat, zamiast uganiać się za przeszłością.

Recenzja filmu Randka w nieskończoność (Meet Cute); reż. Alex Lehmann; USA 2022; 90 minut