Spektrum miłości

Tony Spiridakis – nieszczególnie znany w Polsce twórca mający na koncie scenariusze do takich utworów jak „Przyjaciele w Queens” (reż. Steve Rash, 1991) czy „Ostatnie słowo” (1995) oraz „Fabryka Snów” (1997), które sam skądinąd wyreżyserował – przynajmniej od dekady nosił się z zamiarem realizacji filmu o chłopcu rozwijającym się w spektrum. Gdy u jego dziecka zdiagnozowano autyzm, Spiridakis próbował – jak sam to określił – „naprawić malca”. Musiało minąć sporo czasu, by zrozumiał, że nie w tym rzecz, czemu dał wyraz w wygłoszonym w 2017 roku referacie na konferencji TED.

Tak się składa, że początek tego wykładu autor włączył do skryptu komediodramatu „Mój piękny syn” (reż. Tony Goldwyn, 2023) – obrazu jawiącego się jako zwieńczenie jego długotrwałych prób opowiedzenia o swojej relacji z neuroróżnorodnym potomkiem – który zaczyna się w momencie, gdy Max Brandel (Bobby Cannavale), swoiste alter ego Spiridakisa, prezentuje przed publicznością stand-upowy monolog wprost nawiązujący do niełatwej więzi łączącej go z będącym jedynakiem Ezrą (William A. Fitzgerald).

Max, niegdyś piszący skecze dla innych komików, a obecnie sam występujący na scenie, jest rozwodnikiem mieszkającym u swego ojca Stana (Robert De Niro), co nie w smak jest patriarsze. Z byłą żoną Jenną (Rose Byrne; znana między innymi z recenzowanych tu „Cyników i praktyków” Jona Stewarta z 2020 roku) nie dogaduje się co do tego, w jaki sposób powinni wychowywać autystycznego Ezrę, który – potraktowany przez nauczycieli jako zagrożenie dla reszty uczniów – zostaje wydalony z trzeciej szkoły. Jenna uważa, że już najwyższa pora, by zapisać młodzieńca do placówki z oddziałem integracyjnym, gdzie mógłby liczyć na towarzystwo osób podobnie odbierających świat. Na to rozwiązanie nie godzi się przeciwny szufladkowaniu Max, zwłaszcza że lekarze zalecają równoczesne rozpoczęcie terapii farmakologicznej (lekami przeciwpsychotycznymi).

Sytuacja komplikuje się w chwili, gdy Ezra, podsłuchawszy rozmowę matki z jej nowym partnerem Bruce’em (w tej roli reżyser) i wziąwszy na poważnie wypowiedź mężczyzny sugerującą, że dla ukochanej byłby gotów pozbyć się jej eks, chcąc ostrzec tatę przed niebezpieczeństwem, ucieka z domu i wpada pod koła taksówki. Wprawdzie nic poważnego mu się nie dzieje, ale trafia do szpitala, gdzie fachowcy orzekają, iż chłopiec celowo rzucił się pod samochód. Max, nie godząc się z tą opinią, uderza jednego z doktorów, za co sąd karze go trzymiesięcznym zakazem zbliżania się do syna. Wyrokiem Brandel także gardzi. Gdy agentka (Whoopi Goldberg) załatwia mu fuchę w programie Jimmy’ego Kimmela, porywa Ezrę – bo technicznie rzecz biorąc, jest to właśnie kidnaping, który uruchamia tak zwany AMBER Alert, specjalny system alarmowy, amerykański odpowiednik europejskiego Child Alert – i wyrusza z nim w ekspedycję przez Stany Zjednoczone, z jednego wybrzeża na drugie, z Nowego Jorku prosto do słonecznego Los Angeles.

To, jak prezentowany jest na ekranie autyzm, zmieniło się znacząco od epoki oscarowego i ambiwalentnie dziś ocenianego „Rain Mana” (reż. Barry Levinson, 1988) – co znamienne, w filmie tym grany przez Toma Cruise’a bohater uprowadza swojego starszego brata (Dustin Hoffman) i udaje się z nim w podróż – o czym świadczą przede wszystkim seriale z ostatnich lat, czyli „Atypowy” (2017-2021) oraz „Tak to widzimy” (2022). Skoro szlak przetarto, Spiridakis – wespół z przyjacielem Goldwynem – mógł wreszcie zrobić swój wymarzony projekt i zaproponować kolejne spojrzenie na neuroróżnorodność, tym razem z perspektywy rodziców (warto zauważyć, iż pojawia się tu sugestia, jakoby Max również był osobą z ASD, podobnie zresztą jak Stan).

Brandel, który – na wzór samego Spiridakisa – traktuje twórczość artystyczną jak wizytę u terapeuty, jest człowiekiem porywczym i wiecznie krzyczącym, sfrustrowanym i pragnącym, by Ezra wiódł normalne życie. Sęk w tym, że nie dociera doń to, że wspomniana normalność jest wyłącznie konceptem, w związku z czym próbuje, trochę na przekór realiom, wyleczyć syna. I choć powtarza, że Ezra nie stanowi niebezpieczeństwa, a wyzwanie, sam nie jest gotów na to, by mu sprostać. Dopiero uzbroiwszy się w cierpliwość i zrozumiawszy, w czym tkwi sedno sprawy, protagonista, jak na dobre kino drogi przystało, doznaje oświecenia. Max, godząc się wreszcie ze sobą, ale i z własnym ojcem, który – świetnie interpretowany przez De Niro – także doświadcza oczyszczenia, w relacji z Ezrą odnajduje zbudowaną na miłości siłę (wprost wspaniały jest moment, w którym nieznoszący przytulania chłopak obejmuje wreszcie swego tatę, sprawiając, że mężczyźnie łzy płyną po policzkach).

Spiridakis i Goldwyn przedstawiają tylko jeden z punktów widzenia, ani nie dając żadnych wskazówek, ani nie stawiając diagnoz. W „Moim synu Ezrze” scenarzysta i reżyser empatyzują z rodzicami dzieci dorastającymi w spektrum, uświadamiając im, że nie są sami.

Recenzja filmu Mój syn Ezra (Ezra); reż. Tony Goldwyn; USA 2023; 100 minut