Samotni mężczyźni

Gdy nowojorski dentysta Peter Pearce (Griffin Dunne) dowiaduje się od mającego bez mała osiemdziesiąt pięć lat ojca imieniem Simon (Richard Benjamin), że ten postanowił rozstać się z żoną Eunice (Marcia Jean Kurtz), nie kryje zaskoczenia i prosi staruszka – przekonanego skądinąd, iż zostało mu jeszcze dobre ćwierć wieku życia – by przemyślał sprawę. Nic z tego. Mężczyzna nie ma zamiaru zmieniać raz powziętej decyzji. W trakcie, gdy oni przeprowadzają tę niezręczną rozmowę – w kinie, tuż przed seansem – w innej części miasta Nick (James Norton), pierworodny syn Petera, poznaje Theę (Rachel Zeiger-Haag).

Mija nieco ponad dekada. Sprawy mają się zgoła inaczej niż uprzednio. Wprawdzie Peter wciąż jest stomatologiem, ale samotnym. Maria (Rosanna Arquette), z którą spędził większość dorosłości, zdążyła złożyć pozew o rozwód (on wolałby popracować nad tą relacją). Simon z kolei – ten chojrakujący do niedawna Simon, optymista pełną gębą – cierpi na demencję tak dotkliwą, że trzeba było oddać go pod opiekę specjalistów. Eunice zmarła. A Nick? On żeni się z Theą.

Wydawać by się mogło, że szczęście mu sprzyja, ale biorąc pod uwagę fakt, że związki w tej familii nie należą do najtrwalszych, nie sposób mu nie współczuć, zwłaszcza że zewsząd otacza go aura anhedonii. Jak sam zresztą stwierdza, jest bankrutem, wrakiem człowieka, wciąż – pomimo tego, iż bliżej mu do czterdziestki niż dalej – kelnerującym, a ponadto palącym jak smok.

Kiedy zatem jego młodszy brat Mickey (Miles Heizer), który skądinąd dopiero co ujawnił się jako gej, organizuje mu wieczór kawalerski w Tulum w Meksyku, Nick nie tryska entuzjazmem. Nic dziwnego, skoro skrywa tajemnicę, którą nie podzielił się dotąd z nikim. Na domiar złego okazuje się, że Peter – rzekomo nieświadomie – wykupił urlop w tym samym ośrodku wypoczynkowym. Tak oto trzech Pearce’ów spotyka się z dala od rodzinnych stron, by powiedzieć sobie wszystko i na powrót nabrać wiatru w żagle.

„Byli mężowie” (2023) to drugi – po „Quitters” (2015) – pełnometrażowy film Noaha Pritzkera, urodzonego w 1986 roku potomka jednego z najzamożniejszych klanów w Ameryce (jego członkowie regularnie plasują się w czołówce rankingów przygotowywanych przez magazyn „Forbes”). To utwór o szeroko pojętym kryzysie, w centrum którego stoją mężczyźni (kobiety zostają tu zepchnięte nawet nie tyle na drugi plan, co na margines). Nie są to bynajmniej faceci toksyczni, na prawo i lewo manifestujący swój maczyzm. Wręcz przeciwnie. Peter, Nick i Mickey to bohaterowie przytłoczeni przez rzeczywistość, zmagający się z problemami, a poza tym, owszem, maskujący to i owo, ale równocześnie – prędzej czy później – potrafiący przyznać się do słabości, nie tylko przed otoczeniem, ale i przed samymi sobą. Maski wreszcie opadają, a atmosfera się oczyszcza.

Opowiadając tę historię, Pritzker wyraźnie czerpie z anegdot serwowanych niegdyś przez Woody’ego Allena – protagoniści są nie tylko rodowitymi nowojorczykami, ale i białymi ludźmi wywodzącymi się z uprzywilejowanej klasy średniej – lecz brakuje mu błyskotliwości, którymi charakteryzowały się, ot, choćby, takie filmy jak „Mężowie i żony” (1992) czy „Przejrzeć Harry’ego” (1997). Reżyser kreśli wizję samotności odczuwanej przez swoje kruche postaci. Pokazuje też następujące po sobie końce – czy to więzi, czy to samego życia – oraz początki czegoś świeżego. Bez wątpienia empatyzuje z przedstawianymi na ekranie mężczyznami.

Sęk w tym, że zmierza to trochę donikąd. Prowadzone przez bohaterów rozmowy – natarczywie zagłuszane przez naprawdę irytującą ścieżkę ilustracyjną autorstwa Robina Couderta – są często o niczym i trzeba mnóstwo dobrej woli, by odnaleźć w nich jakąś głębię. Najciekawiej wypadają konwersacje dotyczące nie tyle kontaktów międzyludzkich – co dziwne, tym bardziej, że to film, przynajmniej nominalnie, właśnie o tym – a te o spoglądające wstecz. W tym nostalgicznym ujęciu nie chodzi o to, że kiedyś to było, lecz o to, że po prostu było. Niekoniecznie lepiej, ale inaczej lub – by tak rzec – żywiej.

Recenzja filmu Byli mężowie (Ex-Husbands); reż. Noah Pritzker; USA 2023; 98 minut