Melodia życia

Felix Klauber (Ricardo Cortez) prowadzi praktykę lekarską w żydowskiej enklawie na Lower East Side, co napawa dumą jego rodziców: matkę Hannah (Anna Appel) i ojca Meyera (Gregory Ratoff). Wprawdzie jest tu uwielbiany przez pacjentów – często będących ludźmi ledwo wiążącymi koniec z końcem – ale jego brat Magnus (Noel Madison), wychodzący z merkantylnego założenia, że medycyna to biznes, twierdzi, że powinien przenieść gabinet na Park Avenue, gdzie mógłby liczyć na bogatszą klientelę. Felix, chcąc zapewnić godniejszy byt rodzinie – w tym spodziewającej się dziecka siostrze Birdie (Lita Chevret) – idzie za radą Magnusa i przeprowadza się w górę Manhattanu. Tam, lecząc głównie hipochondryków, osiąga sukces i zyskuje status człowieka o rękach wartych milion dolarów. To zaś sprawia, że oddala się od swych korzeni. Zaniedbuje zarówno familię, jak i przyjaciółkę z dzieciństwa, dotkniętą niepełnosprawnością Jessicę (katoliczka Irene Dunne), nauczycielkę w szkole dla niewidomych. Kiedy jeden z jej uczniów umiera, nie otrzymawszy na czas pomocy od Felixa, Jessica oskarża mężczyznę o sprzeniewierzenie się ideałom. Jeszcze większy cios spada na Klaubera, gdy u jego ojca zostaje zdiagnozowany guz mózgu. Felix podejmuje się operacji, lecz traci tatę na stole chirurgicznym. Popadłszy w depresję, decyduje się porzucić zawód. Zmienia zdanie, gdy pogarsza się kondycja Jessiki. Uratowawszy życie dziewczyny, odzyskuje wiarę w siebie i wraca na stare śmieci.

Zanim mniej więcej w połowie brudnej dekady Żydzi zniknęli ze srebrnych ekranów – by powrócić na nie w latach sześćdziesiątych za sprawą takich artystów jak choćby Woody Allen czy Mel Brooks – w Fabryce Snów, rządzonej wszak w znacznej mierze przez mogułów wyznania mojżeszowego, wyprodukowano szereg tytułów, w centrum których umieszczono bohaterów pochodzenia starozakonnego. „Humoreska” (1920) Franka Borzage’a, „Cohen i Kelly” (1926) Harry’ego A. Pollarda oraz „Śpiewak jazzbandu” (1927) Alana Croslanda – to tylko część obrazów powstałych przed tak zwanym Wielkim Odwrotem (ang. The Great Retreat), jak w 1952 roku filozof Henry Popkin określił swoistą desemityzację Hollywood, czyli zjawisko ukrywania żydowskich postaci, problemów i dowcipów.

O ile jeszcze w latach dwudziestych filmy spod znaku Kina Wielkomiejskiego Sztetla (ang. Ghetto Films) – jak utwory, których akcje toczą się w amerykańskich dzielnicach będących odpowiednikami europejskich gmin, obwołuje badaczka Patricia Erens – cieszyły się niemałą popularnością, co wynikało między innymi z faktu, iż Żydzi należeli do najwierniejszych widzów w ówczesnych Stanach Zjednoczonych, o tyle wybuch Wielkiego Kryzysu zmienił wszystko. Za krach giełdowy społeczeństwo obwiniało żydowskich bankierów, którzy mieli trzymać w ryzach cały system finansowy, w związku z czym hollywoodzcy potentaci uznali, że lepiej nie prowokować antysemickich nastrojów, i tak już potęgowanych przez wieści napływające z brunatniejących Niemiec. Żydzi, zwłaszcza ci reprezentujący Fabrykę Snów, postawili na akulturację, zalecaną skądinąd przez rząd USA od 1924 roku, kiedy to zakończyła się największa fala emigracji do Nowego Świata, zwieńczona wprowadzeniem ustawy kwotowej (doskonałym przykładem takiej adaptacji byli bracia Marx, którzy nawet jeśli uprawiali szmonces, to zawsze w przebraniu, nigdy wprost nie nawiązując do swojej proweniencji).

Zanim jednak Wielki Odwrót nastąpił, u zarania lat trzydziestych zrealizowano kilka co najmniej filmów wpisujących się w nurt Kina Wielkomiejskiego Sztetla, spośród których na czoło wysuwa się poruszająca „Symfonia sześciu milionów” (1932) Gregory’ego La Cavy na podstawie prozy Fannie Hurst, przez jej producenta, zawiadującego wytwórnią RKO Pictures Davida O. Selznicka, pomyślana jako „zwierciadło żydowskiego życia, widzianego tak przez pokolenie imigrantów, jak i ich zasymilowane dzieci”. Opowieść o mieście, na które składa się tytułowa liczba serc – „każde wypełnione marzeniami, nadziejami i celami” – była najbardziej osobistym projektem Selznicka, stąd też pojawiają się tu elementy bezpośrednio zaczerpnięte z wierzeń jego przodków, jak choćby scena wykupienia pierworodnego syna (hebr. Pidion Haben). Jest tu także na wskroś dobrotliwa figura ojca, może nie tyle szlemiela, co małego człowieczka, komicznego i tragicznego naprzemiennie krawca, który potrafi i zrobić w domu hałas większy niż ten panujący na Piątej Alei, i w ciszy kontemplować dokonania ukochanego przezeń szczególnie Felixa.

Sedno historii La Cavy, potomka przybyszów z Włoch, stanowią żydowskie tradycje i rodzina, poprzez które manifestuje się człowieczeństwo bohaterów. Nie sama mobilność społeczna jest zagrożeniem dla ich tożsamości, ale brak łączności z praźródłem. Wszak gdy Birdie opuszcza getto wraz z mężem i niemowlęciem, nic złego się nie dzieje, ponieważ kobieta nie odżegnuje się od familii. Co innego w przypadku Felixa, który – za namową pochłoniętego przez kapitalizm brata – daje się aż zanadto porwać amerykańskiemu stylowi życia, uosabianego przez pacjentów z pełnymi portfelami, nie tyle chorujących, co z nudów symulujących bolączki. Klauber, jako rzecze Jessica, zaiste gubi siebie, a to przyczynia się do ciosów wymierzonych weń przez Jahwe. Bóg – wbrew zapewnieniom matki – odwraca wzrok w najbardziej newralgicznym momencie, czyniąc z Felixa Hioba AD 1932. Klauber nawraca się ostatecznie i ponownie rozpoznaje, iż jego powołaniem jest pomaganie biednym i potrzebującym braciom oraz siostrom ze sztetla na Lower East Side. Wspólnota się odradza, a jej rozkwitowi towarzyszy pionierska ilustracja muzyczna Maxa Steinera, symfonia w dosłownym znaczeniu.

Symfonia sześciu milionów (1932)

Symphony of Six Million

RKO PICTURES ● Reżyseria: Gregory La Cava ● Scenariusz: Bernard Schubert i J. Walter Ruben ● Wykonawcy: Ricardo Cortez, Irene Dunne, Anna Appel, Gregory Ratoff, Noel Madison, Lita Chevret i Helen Freeman.

📅 29 kwietnia 1932 roku ● 94 minut