Koleje losu

Gdy ją spotkasz, powiedz „cześć”
odeszła, choć powietrze ciągle drży
teraz mieszka w Maroku gdzieś
w każdym razie tak mówiono mi
powiedz jej, że u mnie wszystko jest OK
choć nie zawsze wszystko gra
pewnie myśli, że już nie pamiętam jej
nie mów więc, że nie jest tak

Bob Dylan, „If You See Her, Say Hello”
Tłumaczenie: Filip Łobodziński

Dwunastoletnia Na Young (Seung-ah Moon) mieszka wraz z rodziną w Seulu. Fantazjuje o Noblu w dziedzinie literatury. Uczy się pilnie i dostaje najlepsze oceny w klasie. Wystarczy, by jej przyjaciel Hae Sung (Seung-min Leem) uzyskał wyższy wynik testu od niej, a zaczyna płakać. Rówieśnicy – niezależnie od zdrowej bądź co bądź rywalizacji – mają się ku sobie („Pewnie go poślubię” – wyznaje bez wahania). Niemniej jednak ich wspólnie spędzane chwile dobiegają kresu, gdy ona dowiaduje się od matki i ojca, że ci zdecydowali się wyemigrować z Korei Południowej. Dziewczyna rozpoczyna naukę obcego języka, po czym wsiada z członkami familii na pokład samolotu lecącego do Kanady. Zostawia za sobą to, z czym do tej pory była za pan brat, łącznie z towarzyszem ze szkolnej ławy.

Płynie dzień za dniem. Na Young, zmieniwszy imię na Nora (Greta Lee) i przeprowadziwszy się z Toronto do Nowego Jorku, ma dwadzieścia cztery lata i studiuje dramatopisarstwo. Już nie Nobel jej w głowie, a Pulitzer. Wiedziona ciekawością przeczesuje media społecznościowe w poszukiwaniu kolegów i koleżanek z młodości. W ten sposób wpada na trop Hae Sunga (Teo Yoo), który – jak się okazuje – przetrząsnął uprzednio wszystkie zakamarki sieci, by ją odnaleźć. Nora inicjuje kontakt z chłopakiem. Para wymienia kilka wiadomości na czacie, a następnie przerzuca się na wideokomunikator. Konwersują po koreańsku. Wraz z każdą rozmową ich relacja nabiera rumieńców. Zbliżają się do siebie na powrót, choć w istocie dzielą ich wody oceanu, północnoamerykański kontynent, kilka stref czasowych, a także, co znamienne, mentalność. Sęk w tym, że okoliczności nie pozwalają im na spotkanie w cztery oczy – żadne z nich nie potrafi zrezygnować z tego, co obecnie mają. Znajomość znów się urywa.

Dwanaście lat mija. Nora, teraz już po trzydziestce, jest mężatką – wyszła za Arthura Zaturansky’ego (John Magaro; rozpoznawalny choćby dzięki recenzowanej na Mocnych Punktach „Pierwszej krowie” Kelly Reichardt z 2019 roku), pisarza żydowskiego pochodzenia, z którym zetknęła się na rezydencji artystycznej w Montauk. Jeśli o czymś marzy, to o nagrodzie Tony, choć jej pragnieniom daleko do bujania w obłokach. Kiedy Hae Sung, z którym nie utrzymywała stosunków przez ponad dekadę, informuje ją, że planuje urlop w Nowym Jorku, kobieta, przegadawszy tę kwestię z Arthurem, postanawia się z nim zobaczyć. Po niemal ćwierćwieczu wpadają sobie w ramiona. Na jaw wychodzi, że Hae Sung wciąż darzy ją niewysłowionym dotąd uczuciem. Wprawdzie jest już dorosły, ale dziecięce zauroczenie nigdy mu nie przeszło. Odradzają się wspomnienia. To, co było wirtualne, ponownie staje się namacalne.

Będę cię szukał w Honolulu
w San Francisco czy w Seulu
już pora, byś ruszyła, dobrze wiem
przypomni mi cię gęstwa traw
niebo i każda bliska twarz
kiedy odjedziesz, osamotnisz mnie

Bob Dylan, „You’re Gonna Make Me Lonesome When You Go”
Tłumaczenie: Filip Łobodziński

„Poprzednie życie” (2023), reżyserski debiut Celine Song, otwiera następująca, surrealistyczna wręcz sytuacja. Oto przy barze siedzą trzy osoby, do których niespiesznie zbliża się kamera. Spoza kadru dobiegają natomiast głosy dwojga obserwatorów, którzy – pochłonięci dość popularną zabawą (vide: „Annie Hall” Woody’ego Allena z 1977 roku) – zastanawiają się, jakie są historie kobiety i dwóch otaczających ją mężczyzn. Nie udaje im się odgadnąć, co splata podglądane przez nich postaci. Nic dziwnego. To, co sprawiło, że Hae Sung, Nora i Arthur wylądowali w zaciemnionym lokalu w dzielnicy East Village na Manhattanie, jest co najmniej skompilowane. Tak się zaś składa, że scena ta nie jest wyssana z palca, gdyż faktycznie przydarzyła się autorce – Song również znalazła się w pomiędzy mężem a sympatią z dzieciństwa. Przeszłość i teraźniejszość, podobnie jak na ekranie, stanęły ze sobą oko w oko.

Film Song skłania do refleksji nad wyborami życiowymi. To dzieło zachęcające do niekomfortowego – niczym scena rozmowy Hae Sunga, Nory i Arthura – zastanowienia się nad tym, co by było, gdyby. Jest w nim sporo żalu, ale jest też jakieś pocieszenie. „Rozstając się z jednym, zyskuje się drugie” – słyszy Nora od matki. I tak się rzeczywiście w przypadku protagonistki dzieje. Opuszczając Seul, za którym tęskni, trafia do Nowego Jorku, który kocha. Żegnając się z Hae Sungiem, wita się z Arthurem. I choć nadal śni po koreańsku, funkcjonuje już po amerykańsku, a rezygnując z pewnych marzeń, goni inne.

Jeśli Nora cierpi, to niewykluczone, że dlatego, iż nie zasmakowała tak naprawdę bycia z Hae Sungiem. Ich spójnia była zawsze platoniczna, nieskonsumowana nawet poprzez szczeniacką próbę skradzenia całusa. Kiedy na jakimś etapie tak wiele wskazuje, że wreszcie ujrzą się nie za pośrednictwem Internetu, a twarzą w twarz, oboje – ze wskazaniem na znacznie pragmatyczniejszą Norę – się wycofują: ona stawia na karierę, wyjeżdżając do Montauk, on skłania się ku wymianie studenckiej do Chin i wiążącą się z nią nauką mandaryńskiego. Gdy w końcu, po prawie dwudziestu pięciu latach, spotykają się, różnią się od siebie bardziej niż kiedykolwiek. To konfrontacja nie tylko jednostek, które zdążyły zbudować odrębne wspomnienia, kreśląc się właściwie od podstaw. To też zderzenie dwóch kultur. Nora zwesternizowała się, Hae Sung korzeniami wciąż sięga do tradycji przodków. Ona gniazdo buduje z mężem, on stale mieszka u rodziców. Ona używa iPhone’a, on – Samsunga. W niej jest jankeski luz, w nim – dalekowschodnia oficjalność. Ona jest humanistką, on – absolwent kierunku inżynieryjnego – ma umysł ścisły. Jej koreański zardzewiał – perfekcyjnie mówi za to po angielsku – z niego koreańskość wręcz się wylewa, do tego stopnia, że Nora czuje się przy nim tak, jakby nie była jego krajanką, a kimś z zagranicy.

Odstają od siebie, a i tak na ich tle postacią skrajnie wyalienowaną jest Arthur, który stara się znieść tę przyprawiającą o zawrót głowy sytuację ze stoickim spokojem i jednocześnie wspierać żonę. Nie powinien bynajmniej dziwić jego – może i irracjonalny – strach przed przyszłością (czyż nie jest aby tak, że mężczyzna reprezentuje trzeci pierwiastek w tym układzie sił, zestawiany tu z przywoływanymi już teraźniejszością i przyszłością?), zwłaszcza wtedy, gdy – po przejściu Nory i Hae Sunga na ich język ojczysty (on po angielsku mówi kiepsko) – zostaje wykluczony z rozmowy przy barze (tę niezręczność potęguje ponadto sposób, w jaki scena ta chwytana jest przez obiektyw kamery, z częstym wyłączaniem Arthura z kadru). Zaturansky akceptuje, ale i zazdrości zarazem, a jego położenie jest tym przykrzejsze, że wyraża się ono w poruszającej interpretacji doskonałego i subtelnego, jak zwykle zresztą, Magaro.

„Poprzednie życie” nie jest filmem o miłosnym trójkącie i dylemacie, z jakim musi się zmierzyć główna bohaterka, mając do wytypowania jednego z dwóch facetów, czy o gościach walczących o serce kobiety, choć łatwo wyobrazić sobie alternatywną wersję tej opowieści (łatwo, bo istnieją wszak setki utworów korzystających z tego zabiegu fabularnego). Song woli kontemplować koleje losu i do tego samego zmuszać oglądającego tę historię widza. Stąd też odniesienia do zaczerpniętej z buddyzmu filozofii In-Yun, czyli przekonania o istnieniu więzi łączącej ludzi nie tylko tu i teraz, ale również w ich wcześniejszych oraz późniejszych wcieleniach.

Jest w „Poprzednim życiu” taki moment, w którym Na Young i Hae Sung, wracając ze szkoły, stają na rozstaju dróg. On idzie prosto, ona pnie się w górę po schodach. Obrane przez nich ścieżki to zapowiedź ich dalszych losów. Hae Sung kroczy przed siebie, ale nie podejmując ryzyka. Nora, przeniósłszy się do Nowego Jorku i poślubiwszy Arthura, w ostatnim ujęciu, w jakim się pojawia, znowu pokonuje stopnie, lecz tym razem nie sama, a z ukochanym.

Nadal przecież dzień i noc
wracam do tych chwil
każdą z nich na pamięć znam
minęły, chyba szkoda sił…
gdyby była kiedyś znowu tu
mój adres pewnie zna
powiedz jej, niech odwiedzi mnie
jeśli znajdzie czas

Bob Dylan, „If You See Her, Say Hello”
Tłumaczenie: Filip Łobodziński
Recenzja filmu Poprzednie życie (Past Lives); reż. Celine Song; Korea Południowa — USA 2023; 106 minut