Ta druga

John M. Stahl był już po czterdziestce, gdy na początku brudnej dekady trafił pod skrzydła Carla Laemmle Juniora, wtedy dwa razy młodszego odeń zarządcy studia Universal Pictures. W nowej wytwórni Stahl zrealizował nieoficjalny tryptyk – przez niektórych historyków wprost zaliczany w poczet trylogii oddania i poświęcenia – składający się z filmów „Ognisko” (1931), „Boczna ulica” (1932) oraz „Zaledwie wczoraj” (1933). Ten drugi obraz – oparty na tyleż poczytnej, co problematycznej powieści Fannie Hurst (na kanwie jej prozy powstała poruszająca „Symfonia sześciu milionów” Gregory’ego La Cavy z 1932 roku) – uchodzi dziś za jeden z najpopularniejszych w całym dorobku reżysera, zaraz obok „Imitacji życia” (1934) oraz „Zostaw ją niebiosom” (1945). Wprawdzie temat poruszano potem jeszcze wielokrotnie – w 1941 roku zrobił to Robert Stevenson (z Margaret Sullavan i Charles’em Boyerem w rolach głównych), zaś dwadzieścia lat później, zaangażowawszy Susan Hayward i Johna Gavina, David Miller – ale to wersja Stahla jest tą najbardziej znaną, zwłaszcza że dotykane w niej kwestie, na czele z cudzołóstwem, jak ulał nadawały się do podjęcia w erze przedkodeksowej.

Pod koniec XIX wieku – a więc za starych, dobrych, przedprohibicyjnych czasów, jak głosi plansza otwierająca utwór – niejaka Ray Schmidt (Irene Dunne), mieszkanka Cincinnati w Ohio, poznawszy finansistę Waltera Saxela (John Boles), odrzuca awanse zadurzonego w niej po uszy Kurta Shendlera (George Meeker), aspirującego producenta automobilów. Bankier jest już zaręczony, ale ma nadzieję, że przedstawiając Ray swojej matce, uda mu się przekonać rodzicielkę do zaakceptowania innej partnerki. Pech sprawia, że panna Schmidt spóźnia się na spotkanie z potencjalną teściową, przez co drogi jej i Waltera rozchodzą się.

Po kilku latach rozłąki para natrafia na siebie ponownie, tym razem w Nowym Jorku. Ray wciąż jest singielką. Walter z kolei ma żonę i dwoje dzieci. Jego stan cywilny nie przeszkadza im w tym, by wdać się w romans, który wnet przekształca się w poważną, aczkolwiek konsumowaną w sekrecie przed całym światem relację. Obowiązki zawodowe Saxela nie pozwalają mu spędzać z Ray tyle czasu, ile ona potrzebuje. Kobieta zrywa z nim i przyjmuje wreszcie oświadczyny Kurta. Walter nie daje za wygraną. Odwodzi Ray od zamiaru poślubienia Shendlera i na powrót czyni z niej swoją utrzymankę.

Mijają dekady. Ray, niczym cień, towarzyszy życiu Waltera i jego familii, a ich związek jest tajemnicą poliszynela. W Paryżu konfrontuje się z nią Dick (William Bakewell), syn Saxela, który wyzywa kochankę ojca od naciągaczek. Tyradę chłopaka przerywa Walter, który tłumaczy mu całą sytuację, prosząc zarazem o wyrozumiałość. Tej samej nocy Walter, dostawszy udaru, umiera. Przed śmiercią błaga syna o wykonanie telefonu do Ray. Nie dość, że młodzian lituje się nad nim i spełnia jego prośbę, to jeszcze obiecuje tej, którą gardził, że będzie dożywotnio łożył na jej byt. Panna Schmidt gaśnie natomiast tuż po swym lubym.

Czy gdyby Ray zobaczyła się z matką Waltera, to jej egzystencja potoczyłyby się inaczej? Chyba nie ma sensu się oszukiwać, że tak by było. Los bohaterki – doskonale interpretowanej przez przybierającą na sile i znaczeniu w Fabryce Snów Irene Dunne – przesądzony jest właściwie od początku. „Męska rzecz – być daleko, a kobieca – wiernie czekać”. Tak wygląda codzienność Schmidtówny. „Wśród miliona dziewczyn nie ma ani jednej, która znalazłaby szczęście w bocznej ulicy” – mówi Ray, jakże świadoma swego położenia, a i tak brnąca dalej w więź skazaną na zagładę. W epoce, gdy rozwody w Stanach Zjednoczonych nadal oburzały opinię publiczną, protagonistka na zawsze pozostanie tą drugą. Wiedząc, że Walter nie zapewni jej ani wspólnego gniazda, ani dzieci – scena, w której Ray prosi mężczyznę o potomka, należy bez wątpienia do najbardziej kontrowersyjnych momentów w kinie lat trzydziestych, i to nawet jak na standardy roku 1932 – ona wciąż kroczy uprzednio obraną ścieżką. Woli faceta zajętego, lecz darzonego przez nią miłością, i to odwzajemnianą, o czym świadczy przejmujący finał tej opowieści, niż Kurta, którego – choć wolny – pokochać nie potrafi. To zaiste tragiczna historia o kobiecie, która źle ulokowała uczucia. Wszak okazała je człowiekowi w istocie nikczemnemu, nierezygnującemu z przysługujących mu przywilejów i wygód, po to tylko, by uniknąć skandalu (echa książki Hurst słychać w „Zakazanym owocu” Franka Capry z 1932 roku, którego anegdota nie odbiega zbytnio od tej zaprezentowanej na ekranie przez Stahla).

Reżyser, co ciekawe, nie potępia żadnego ze swoich bohaterów, dając im zakończenie godne ich afektów oraz melodramatu z prawdziwego zdarzenia. Nic zatem dziwnego, że cenzorzy z Biura Haysa kręcili głowami. Nie podobało im się współczucie okazane przez Stahla nieszczęśnikom. Gdy  w 1934 roku wprowadzono Kodeks Produkcyjny, film trafił na półkę. Władze Universalu ubiegały się o możliwość jego ponownego wyświetlania, ale bezskutecznie. Trzymający pieczęć aprobaty Joseph Breen nie zgodził się na redystrybucję, ponieważ – jak twierdził – dzieło Stahla „pobłaża cudzołóstwu”.

Boczna ulica (1932)

Back Street

UNIVERSAL PICTURES ● Reżyseria: John M. Stahl ● Scenariusz: Gladys Lehman ● Wykonawcy: Irene Dunne, John Boles, George Meeker, ZaSu Pitts, June Clyde i William Bakewell.

📅 1 września 1932 roku ● 93 minuty