Wspólnota

W wyniku ogromnego pożaru Dusty (Josh O’Connor; znany między innymi z „The Mastermind” Kelly Reichardt z 2025 roku) stracił ranczo, które w rękach jego rodziny było od pokoleń. Jako że z dymem poszedł również stojący na terenie farmy dom – ostały się wyłącznie fundamenty budynku, nad którymi pochylają się teraz zwęglone drzewa – mężczyzna przeprowadza się do jednej z przyczep kempingowych podstawionych przez Federalną Agencję Zarządzania Kryzysowego. Na rozbitym w szczerym polu obozowisku poznaje ludzi, którzy znaleźli się w jeszcze gorszej sytuacji od niego. Jemu przynajmniej zostały hektary ziemi, oni nie mają niczego.

Dusty chciałby odbudować to, co przepadło, w związku z czym udaje się do lokalnej instytucji finansowej w nadziei na to, że uda mu się zaciągnąć kredyt na przywrócenie gospodarstwa do życia. Marzenie ściętej głowy. Tak się bowiem składa, że ogień, który strawił ojcowiznę, miał na tyle niszczycielską siłę, że przeniknąwszy głęboko w glebę i doprowadziwszy do dewastacji warstwy organicznej, przyczynił się do długotrwałych zmian ekologicznych na tym obszarze. Jak ocenia bankier (Jefferson Mays), musi minąć dekada, zanim cokolwiek tu urośnie. Te słowa brzmią jak wyrok, dlatego Dusty rozważa przeprowadzkę do Montany, gdzie znowu mógłby być kowbojem.

Nim podejmie decyzję o tym, czy faktycznie chce wyjechać z Kolorado, odwiedza swą byłą żonę Ruby (Meghann Fahy z dramatu familijnego „Jeden na milion” Jona Gunna z 2025 roku), która – gdy tylko widzi go w drzwiach – oddaje mu pod opiekę ich dziesięcioletnią córkę imieniem Callie-Rose (znakomita Lily LaTorre), dziewczynkę od dawna przezeń zaniedbywaną. To, że Dusty’emu ubyło obowiązków związanych z prowadzeniem rancza, wpływa na to, że ma on wreszcie czas, by zająć się wychowaniem dziecka i odciążyć na tym polu Ruby.

Max Walker-Silverman, zrobiwszy w trakcie pandemii koronawirusa „Piosenkę o miłości” (2022), prostą i cichą historię o ponownym spotkaniu dwojga bliskich sobie niegdyś osób, w których tli się nostalgia za przeszłością, powraca z kolejnym filmem. Wprawdzie „Od nowa” (2025) bazuje na tych samych nutach, co jego poprzednie dzieło, lecz to utwór ciekawszy: owszem, rozdzierający serce, ale też podnoszący na duchu i wlewający nadzieję w widza, prezentujący losy jednostki, która w kontakcie z drugim człowiekiem – czy to z córką, czy to z sąsiadem z koczowiska – odkrywa źródło ukojenia.

Zaiste piękna to historia, amerykańska i nieamerykańska zarazem. Amerykańska, bo skupiająca się wokół bolączek dotykających współczesne Stany Zjednoczone – na czele z wybuchającymi coraz częściej pożarami (vide: Kalifornia), a także z trapiącymi obywateli problemami przeróżnej natury – ale i ukazująca surowe, autentyczne oraz niepowtarzalne piękno krajobrazu. Nieamerykańska, bo oddająca hołd nie tyle jankeskiemu i zakorzenionemu w kapitalizmie indywidualizmowi, co ideom wspólnotowości, wzajemnej pomocy i otwarcia się na potrzeby otoczenia.

Tym, co napędza „Od nowa”, są relacje. Zarówno ta łącząca Dusty’ego z Callie-Rose, jak i te, które tworzy on z towarzyszami niedoli. Choć zakrawa to na paradoks, mężczyzna, niemało wszak straciwszy na skutek pożogi, sporo zyskuje. Odbudowuje (to skądinąd słowo klucz, zaklęte w oryginalnym tytule filmu) więź z córką – a przy okazji z Ruby oraz jej matką Bess (Amy Madigan) – a za sprawą dziewczynki zaprzyjaźnia się z mieszkańcami pozostałych przyczep, zwłaszcza zaś z Mali (Kali Reis), której mąż zginął w płomieniach.

Nastawienie Dusty’ego zmienia się na oczach odbiorcy. Jasne, wciąż jest gościem milczącym, wycofanym i zagubionym w społeczeństwie – wielka w tym zasługa O’Connora, że tak nakreślona postać działa nie tylko na papierze, lecz i na ekranie – ale uczy się przy tym bycia w kręgu przesiedleńców, których wraz z upływem dni i tygodni zaczyna traktować nie jak prowizoryczną komunę, a jak rodzinę. Wspaniałe są sceny uczt organizowanych na świeżym powietrzu, w promieniach zachodzącego słońca i przy dźwiękach owadów, podczas których biesiadnicy – w tym i Dusty – obnażają się przed sobą, mówiąc o tym, co im leży na wątrobie.

W „Od nowa” – podobnie skądinąd jak w „Piosence o miłości” – reżyser skupia się na pamięci przez duże P. Bohaterowie wspominają przeszłość, przodków (do tego stopnia, że w pewnym momencie Callie-Rose przygotowuje do szkoły drzewo genealogiczne), ale i posiadane przedmioty. Każda z osób, która trafiła do obozowiska, ma za czym tęsknić.

To niespodziewanie jeden z najlepszych filmów roku. „Od nowa” jest kinem o dobrych ludziach, którzy posmakowali śmierci, ale nikt nie odbiera im prawa do patrzenia w przyszłość z optymizmem. Nie bez powodu Callie-Rose podpytuje ojca o to, co dzieje się z roślinnością obróconą w popiół, a ten odpowiada, że z jej szczątków wykiełkuje nowa.

Recenzja filmu Od nowa (Rebuilding); reż. Max Walker-Silverman; USA 2025; 95 minut