Zabójczy autostopowicz

Ta historia – jak informuje plansza otwierająca „He Went That Way” (2023) Jeffreya Darlinga – wydarzyła się naprawdę. Przynajmniej w większości. Ten na poły żartobliwy, a na poły asekuracyjny chwyt to dość powszechny ostatnio zabieg, po który twórcy sięgają, chcąc – zdaje się – uniknąć potencjalnych oskarżeń o manipulacje. Tak czy siak, faktem jest, iż w 1964 roku rzeczywiście doszło do mrożącego krew w żyłach spotkania tresera zwierząt Dave’a Pittsa oraz seryjnego mordercy Larry’ego Ranesa. Zajście to zainspirowało Conrada Hilberry’ego do napisania książki pod tytułem „Luke Karamazov”, w której autor przyjrzał się zbrodniom popełnionym przez Larry’ego oraz – uwaga! – jego brata Danny’ego (co ciekawe – w przeciwieństwie do innych rodzeństw parających się zabijaniem – panowie działali niezależnie od siebie). Na wydanej w 1987 roku publikacji Evan M. Wiener oparł z kolei scenariusz filmu „He Went That Way”, który w luźny sposób (dla przykładu: imiona i nazwiska bohaterów zostały zmienione) przybliża widzowi to, co miało miejsce w USA nieco ponad sześć dekad temu.

Pół roku po zamachu na prezydenta Johna Fitzgeralda Kennedy’ego podróżujący Drogą 66 Jim Goodwin (Zachary Quinto) zaprasza do swojego samochodu autostopowicza, który przedstawia mu się jako Bobby Falls (Jacob Elordi), były pilot Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych, ponoć wydalony ze służby. Mężczyźni ruszają w trasę, która prowadzi z Doliny Śmierci, „suchej, słonej i alkalicznej kotliny w Kalifornii, będącej największą depresją w Ameryce”, aż do Chicago w stanie Illinois. Przed nimi kilkadziesiąt godzin jazdy. Nic zatem dziwnego, że zapięty na ostatni guzik i przyzwoity niczym pan Rogers Jim zadaje Bobby’emu pytania. Te nie w smak są młodzieńcowi ubranemu w ciemne dżinsy i obcisły biały t-shirt, wystylizowanemu na Jamesa Deana. Wtem na jaw wychodzi, że Goodwin przewozi w pojeździe Spanky’ego, znanego z telewizji szympansa. Nie jest to bynajmniej jedyna rewelacja tego dnia. Wnet okazuje się, że z Fallsa żaden anioł. Gdy jego duma zostaje urażona, wyciąga broń i przykłada ją do skroni Jima. Wszystko wskazuje na to, że nie zawaha się jej użyć. Wszak robił to już w przeszłości.

„He Went That Way” to pełnospektaklowy debiut Darlinga, australijskiego operatora oraz reżysera wideoklipów i reklam, który ani postprodukcji, ani tym bardziej premiery swojego filmu nie doczekał. Zginął bowiem tragicznie w 2022 roku, surfując u wybrzeży Sydney. Czy gdyby żył, udałoby mu się uratować projekt przed artystycznym niepowodzeniem? Można co najwyżej spekulować. Niemniej jednak nie ulega wątpliwości, że sama anegdota utworu jest interesująca. To sposób, w jaki ją zmontowano (za ten aspekt odpowiada w tym przypadku Adam Wills), sprawia, że całość jest aż tak nużąca i odarta z suspensu.

Zaczyna się z przytupem, niczym w głośnym „Autostopowiczu” (1953) Idy Lupino. Sęk w tym, że w obu przypadkach emocje w pewnym momencie opadają (inna sprawa, że dzieło amerykańskiej twórczyni wygląda wprost obłędnie, a ponadto nie da mu się odmówić kilku naprawdę genialnych rozwiązań fabularnych, na czele z chorą powieką zbrodniarza, która nie zamyka się nawet podczas snu). Napięcie u Darlinga jest ledwo ledwie odczuwalne, tym bardziej że filmowi brakuje konsekwencji na poziomie konwencji. Trudno stwierdzić, czy to jakaś zabawa z czarnym kinem, czy raczej kumpelska komedia o dziwnych i odstających od reszty społeczeństwa gościach, których relacja ociera się chwilami o homoerotyzm.

Tym, co ostatecznie wydaje się najciekawsze w tej dość jałowej opowieści, to coś na wzór syndromu sztokholmskiego, którego doświadcza Jim. Problem w tym, że i ten wątek pozostaje niedostatecznie zgłębiony, w związku z czym oglądając „He Went That Way”, widz nie ma się czego chwycić, by móc dokładnie przeanalizować utwór. Reżyser (lub osoby, które w jego imieniu ukończyły film) rzuca odbiorcy okruchy (vide: socjopatyczna postawa Bobby’ego, tak schematyczna, że aż bezbarwna), które nie składają się na spójny wizerunek bohaterów. Co dostrzegł Jim w tułającym się po pustkowiu chłopaku, że postanowił go podwieźć, a następnie trzymał go przy sobie i nauczył karmić swojego ukochanego szympansa? Dlaczego Bobby mordował? Czy zaiste chodziło tylko o to, że dość miał „ludzi, ich pogardy, paplaniny i kłamstw”? Co oznacza rzucone policjantom „Spytajcie o tego, którego nie zabiłem”? Jak odpowiedziałby, gdyby gliniarze faktycznie zagadnęli go o tę kwestię? Nie wiadomo. Nie o tym najwyraźniej jest ten film.

Recenzja filmu He Went That Way; reż. Jeffrey Darling; USA 2023; 95 minut