Będąca jednym wielkim żartem – choć zakorzenionym w ówczesnych realiach społecznych, gospodarczych i politycznych – parodia kina gangsterskiego z Edwardem G. Robinsonem śmiejącym się z samego siebie.
USA
Kino sztuczne, doszczętnie wyprane z uczuć i chemii pomiędzy bohaterami, mało zabawne – za to przedramatyzowane – oraz po prostu nudne.
Śmieszne i straszne zarazem kino o dysfunkcyjnej rodzinie, na czele której stoi toksyczna matka, patologicznie wręcz kontrolująca swoich synów.
Mroczna, pesymistyczna i fatalistyczna opowieść o lotniku z zespołem stresu pourazowego, którego zdobyte na wojnie medale symbolizują nie zwycięstwo, a śmierć.
Wywrotowa – zwłaszcza na tym etapie Wielkiego Kryzysu – opowieść o człowieku, który dopóty jest szczęśliwy, dopóki może próżnować, nie martwiąc się o pieniądze.
Dojrzały, poruszający oraz intencjonalnie chaotyczny, a także nader lekki, przyciągający czy wręcz hipnotyzujący debiut o kobiecie zmagającej się z zaburzeniami odżywiania.
Trwające nieco ponad godzinę kino zemsty, tyleż głupiutkie i niezamierzenie zabawne, co niezwykłe i rzadkie w latach trzydziestych.
Obiecująca i całkiem zabawna u podstaw historia, która wraz z rozwojem akcji rozpada się na szereg niepasujących do siebie opowieści.
Wyjątkowo humanistyczna historia zakładu karnego i osądzonych w nim mężczyzn, jakże inna od tego, do czego na przestrzeni dekad przyzwyczajało kino więzienne.
Do bólu nudne, choć nagrodzone Oscarem dla najlepszego filmu i doskonale oddające ducha epoki dzieło, którego bohaterowie udowadniają, że zmienia się wszystko poza miłością i skłonnością do wojen.
Kamień milowy w dziejach ruchomych obrazów, szczytowe osiągnięcie „techniki, rozmachu i wystawy”, nawet jeśli niedomagające na poziomie treści.
Przełomowy musical łączący eskapizm z pragmatyzmem, a także niczym nieskrępowaną rozrywkę ze zdrowym rozsądkiem.