Płacząca dziewczyna
Lucy (Dakota Johnson; znana między innymi ze znakomitego „Tańca młodości” Coopera Raiffa z 2022 roku) ma trzydzieści dwa lata, mieszka w Los Angeles, pracuje jako recepcjonistka w dość luksusowym spa – to w końcu Kalifornia! – i, jak sama przyznaje, boi się wszystkiego. Nie lubi opuszczać strefy komfortu, dlatego, ot, choćby, ilekroć jada w restauracji – zawsze, rzecz jasna, w tej samej – to za każdym razem zamawia wege burgera, frytki z batatów i mrożoną kawę. To nic, że menu w jej ulubionej knajpie jest znacznie bogatsze. Lucy nie przepada za zmianami.
Nikogo nie dziwi zatem fakt, iż dowiedziawszy się, że jej najlepsza przyjaciółka Jane (Sonoya Mizuno) ma w ramach awansu przeprowadzić się do Londynu – wraz z Dannym (Jermaine Fowler), chłopakiem, z którym jest od ośmiu lat – by za oceanem uruchomić brytyjską filię zatrudniającej ją firmy, młoda kobieta wpada w panikę, zwłaszcza że to głównie dzięki nieco apodyktycznej kumpeli utrzymuje w ryzach swoje życie.
Jakby tego było mało, Lucy uświadamia sobie, że chyba – to słowo klucz – jest lesbijką. Wprawdzie nigdy nawet nie całowała się z dziewczyną, więc stuprocentowej pewności nie ma (tym bardziej, że rozwiązywane w sieci testy nie przynoszą jednoznacznych odpowiedzi), ale seks z facetami też nie jest czymś, co ją kręci czy podnieca. Sytuacja zaczyna się klarować – przynajmniej teoretycznie – gdy w oko wpada jej Brittany (Kiersey Clemons z filmu „Dawna ja” Dave’a Franco z 2023 roku), nowo zatrudniona w kurorcie masażystka. Sęk w tym, że Lucy tkwi w przekonaniu, że w jej wypadku jest już za późno na eksplorowanie orientacji psychoseksualnej.
Wyreżyserowany przez Tig Notaro i Stephanie Allynne – prywatnie, od 2015 roku, będące w związku małżeńskim – komediodramat „Wszystko ze mną OK?” (2022) to nietypowe kino o dojrzewaniu i wychodzeniu z szafy. Jego bohaterka, co wcale nie takie powszechne, to wszak postać po trzydziestce (scenarzystka Lauren Pomerantz, przez ponad dekadę pisząca skrypty do programu prowadzonego przez Ellen DeGeneres, oparła ją na własnych doświadczeniach). Owszem, chwilami zachowuje się tak, jakby wciąż była studentką, ale to w istocie dorosła osoba (Johnson, z występu na występ coraz lepsza i, nomen omen, poważniejsza, doskonale równoważy tę charakterologiczną ambiwalencję). Lucy, co zakrawa na paradoks, odbywa podróż i stoi w miejscu. Zarówno rewolucjonizuje wiedzioną przez siebie egzystencję, jak i nic z nią nie robi. Tkwi w zawieszeniu, w swoistym czyśćcu skąpanym w kalifornijskim słońcu.
Jedyną stałą w jej codzienności jest płacz. Protagonistka, bez większych problemów znajdująca powód do użalania się nad sobą, szlocha nad swym losem, ponieważ przekonana jest, że na tym etapie powinna mieć już wyprostowane ścieżki, którymi kroczy (jej melancholię pogłębia muzyka, jakiej słucha: nie tyle nastrojowa, co po prostu smutna, dobierana z premedytacją). I choć Jane namawia ją, by wróciła do malowania, Lucy oponuje. Nie wie, czy jest szczęśliwa. Nie ma bladego pojęcia, co mogłoby dać poczucie spełnienia. Łzy płyną jej po policzkach, gdy dociera do niej, że przyjaciółka, z którą łączy ją tak wiele, wyjeżdża. Pochlipuje na myśl o tym, co sądzą – lub mogą sądzić – o niej inni ludzie. I wreszcie – łka, zastanawiając się nad tym, kim jest. „Miłość to miłość” – przekonuje ją Brittany, ale Lucy chce wiedzieć, czy jest homoseksualna, czy nie.
Notaro i Allynne starają się, by uczynić z filmu „Wszystko ze mną OK?” opowieść o dwóch kobietach, których przyjaźń dociera do rozdroża, ale w gruncie rzeczy kreślą historię tylko jednej z nich. Jane stanowi dla Lucy tło. Niby nie ma w tym nic złego, ale nie sposób oprzeć się wrażeniu, że jakakolwiek zmiana nie nastąpiłaby, gdyby nie decyzje podejmowane przez Jane właśnie (nieważne, czy chodzi o jej przeprowadzkę do Wielkiej Brytanii, czy o kolejność konsumpcji babeczek – to ona rozdaje karty w tej relacji). Trudno w takim razie zrozumieć, dlaczego bohaterka jest traktowana – i przez reżyserki, i przez scenarzystkę – po macoszemu. Tak czy siak, trwające niespełna półtorej godziny dzieło Notaro i Allynne ogląda się dobrze, a właściwie… OK.