Zdjęcie idealne

Pierwsze spotkanie z rodzicami dziewczyny lub chłopaka musi wyzwalać sporo stresu, skoro w sieci aż roi się od pytań i odpowiedzi, jak przez nie przejść. Poznanie przyszłych teściów to nie lada wyzwanie dla młodych ludzi, o czym przekonuje amerykańskie kino, sięgając po ten motyw już nie tylko po to, by bawić, ale również po to, by straszyć. Coś zabawnego, a zarazem przerażającego tkwi bowiem w tym inicjacyjnym wydarzeniu, będącym wszak zderzeniem dwóch różnych światów. Przykładów jest całkiem sporo. Z jednej strony komedia romantyczna „Zgadnij, kto przyjdzie na obiad” (reż. Stanley Kramer, 1967), z drugiej zaś pięćdziesiąt lat późniejszy horror „Uciekaj!” (reż. Jordan Peele, 2017). „Poznaj mojego tatę” (reż. Jay Roach, 2000) oraz „Zabawa w pochowanego” (reż. Matt Bettinelli-Olpin, Tyler Gillett, 2019). „Bajecznie bogaci Azjaci” (reż. Jon M. Chu, 2018), a nawet „Shrek 2” (reż. Andrew Adamson, Kelly Asbury, Conrad Vernon, 2004). Wszystkie one dotykają zresztą ważnych społecznie kwestii.

W „Rodzinnym domu wariatów” (reż. Thomas Bezucha, 2005) dochodzi do konfliktu wszystkich ze wszystkimi, gdy najstarszy syn przyjeżdża na Boże Narodzenie wraz z nową narzeczoną: sztywniaczką i karierowiczką niewzbudzającą sympatii członków wielopokoleniowej familii (gra ją Sarah Jessica Parker, więc nie ma co im się dziwić). Jest w tym filmie scena, w której kilka osób ustawia się do mającego uwiecznić te chwile zdjęcia. Dziewczyna stoi z boku; nikt jej nawet nie zaprasza, by zapozowała. Bardzo podobna rzecz ma miejsce w obrazie „Świąteczny szok” (reż. Clea DuVall, 2020), z tą jednak różnicą, że stanowiąca piąte koło u wozu bohaterka zostaje poproszona o to, by to ona wykonała fotografię. Od potencjalnej teściowej słyszy potem, że zrobione zdjęcia są albo nudne, albo rozmazane.

Abby (Kristen Stewart) i Harper (Mackenzie Davis) są razem już od dłuższego czasu, o czym świadczy utrzymana w formie kalendarza czołówka filmu. Najwyższa pora, by poznały swoich rodziców. Ponieważ Abby jest sierotą (żart wałkowany do znudzenia), którejś nocy Harper zaprasza ją na święta do siebie, a następnego dnia żałuje, że złożyła taką propozycję. Okazuje się bowiem, że dziewczyna nie przyznała się przed nikim z najbliższych, że jest lesbijką. Tak czy siak, bohaterki jadą do małej i uroczej miejscowości pod Pittsburghiem w Pensylwanii, bo przecież nie może być aż tak źle. Wystarczy, że przez kilka dni będą udawać współlokatorki. Raz jeszcze: Abby jest sierotą, więc zabranie jej ze sobą na święta – po to, by nie spędzała ich w samotności – powinno stanowić dość dobrą wymówkę. Harper obiecuje ponadto, że jak już będzie po wszystkim, wyjawi wszystkim swój skrzętnie skrywany sekret. Gdzieś w tle czai się nawet wizja zaręczyn.

Victor Garber, Mary Steenburgen, Burl Moseley, Alison Brie, Dan Levy, Mackenzie Davi i Kristen Stewart w filmie "Świąteczny szok" (reż. Clea DuVall, 2020)

Rzecz w tym, że to, co dzieje się na miejscu, przypomina istny dom wariatów. Rodzice Harper to maniacy przywiązujący sporo uwagi do kwestii wizerunkowych. Ma to sens – jej ojciec (Victor Garber), absolwent Harvardu, kandyduje na burmistrza, zaś ona stanowi ważne ogniwo jego kampanii (bohaterka pisze o polityce do jednej z lokalnych gazet). Jej matka z kolei, grana przez Mary Steenburgen, jest pedantką stale przejmującą się tym, co powiedzą inni. Jakby tego było mało, są jeszcze siostry. Wiecznie rywalizująca Sloane (Alison Brie) i jej mąż (Burl Moseley) niemal od razu po ukończeniu Yale zrezygnowali z intratnych posad w kancelarii prawniczej, by poświęcić się wychowaniu pięknych bliźniaków i sprzedawaniu koszy na prezenty („Oferujemy niezapomniane doznania zamknięte w drewnianej formie”). Karykaturalna wręcz Jane (Mary Holland; tu także w roli współscenarzystki) to natomiast dziwaczka od dekady pracująca nad książką fantasy. To prawdopodobnie jedyna osoba w tym towarzystwie, która żyje w zgodzie z samą sobą. Na horyzoncie są jeszcze były chłopak Harper, czyli Connor (Jake McDorman), którego wciąż zaprasza się na kolacje, bo być może tych dwoje jeszcze się zejdzie, oraz Riley (Aubrey Plaza), wytykana palcami przez co niektórych w miasteczku za obranie „nieodpowiedniego stylu życia” (ergo: ona też jest lesbijką).

DuVall, aktorka mająca na koncie debiut reżyserski w postaci skromnej, choć ostrej komedii o relacjach międzyludzkich pod tytułem „Interwencja” (2016), zmienia diametralnie bożonarodzeniowe kino, realizując film świąteczny z homoseksualnymi bohaterkami na pierwszym planie. To obraz znajdujący się nie tyle na obrzeżach – jak choćby wyprodukowany przez Hallmark „The Christmas House” (reż. Michael Grossman, 2020), pierwszy film tej stacji z gejowskimi protagonistami – co w samym centrum głównego nurtu, mały cud na długiej liście gwiazdkowych przebojów w ich ponad stuletniej tradycji. To ta sama, bardzo dobrze znana historia, ale przepisana na nowo. Reżyserka, prywatnie będąca lesbijką, opowiada o ludziach, którzy dotąd byli albo spychani na margines kina wigilijnego, albo nie było ich wcale. Amerykańskie Boże Narodzenie, motyw uwielbiany przez kamerę, wyniesiony do rangi wydarzenia o charakterze narodowym, zyskuje tu nieznane dotąd oblicze.

Film DuVall to żywa komedia romantyczna obalająca szkodliwe stereotypy głównie dzięki wpisaniu fabuły w świąteczny okres, a więc w czas, kiedy może i z ludzi – jak mówi Abby – wychodzi to, co najgorsze, ale jednocześnie uwypuklający to, co piękne, dobre i prawdziwe. Łatwo zrozumieć postawę Harper, która nie potrafi przeprowadzić kluczowej rozmowy ze swoją konserwatywną rodziną zanurzoną w środowisku typowych WASP-ów (jej ojciec z całą pewnością jest tradycyjnym Republikaninem, choć słowo to nie pada ani razu, startującym w wyborach z ramienia tak zwanej Grand Old Party, której szczodrzy sponsorzy prywatnie nie mają nic przeciwko gejom i lesbijkom, ale lepiej, żeby informacje o orientacji jego córki nie ujrzały światła dziennego). Bohaterka potrzebuje czasu, co wydaje się całkiem logiczne, tym bardziej w święta mogące stać się koszmarem dla osób LGBT, które nie ujawniły swej tożsamości przed krewnymi. Rzecz w tym, że jej zachowanie w rodzinnym kręgu zaczyna odbiegać od tego, co Abby znała do tej pory. Zainicjowana przez nią szopka zaczyna przekraczać granice dobrego smaku.

Całość wygląda jak bogato przyozdobiona choinka. Jest zatem błyszcząco i przytulnie. Z ekranu wręcz wylewają się piękne dekoracje skąpane w czerwieni, zieleni i złocie. Migoczą światełka, słychać dźwięk trzaskającego w kominku drewna. Problem w tym, że to wszystko nie do końca jest zabawne. Anegdota dość szybko się wyczerpuje, a maskarada zaczyna zwyczajnie nużyć. I choć przesłanie zasługuje na nobilitację – mowa w końcu o akceptacji, pojednaniu i bezwarunkowej miłości – to jednak sporo jest w tym filmie momentów odstających od reszty. Szczęśliwe zakończenie jest tu szalenie wymuszone, epilog zaś – zupełnie niepotrzebny (tym bardziej, że w sieci zdążyły pojawić się informacje o kontynuacji). Wszystko jednak jakimś cudem działa. Może to magia świąt, która sprawia, że utwór DuVall, przynajmniej na tle innych tytułów czerpiących z konwencji kina bożonarodzeniowego, wypada naprawdę solidnie.

Recenzja filmu Świąteczny szok (Happiest Season); reż. Clea DuVall; USA 2020; 102 minuty